lara gut-behrami

Alpejskie klasyki

Śmiało można powiedzieć, że działo się w miniony weekend w narciarstwie alpejskim.

Panie ścigały się w dwóch supergigantach w Sankt Moritz w Szwajcarii, a panowie zaliczyli gigant i slalom w Val d’Isère na słynnej i stromej Face de Bellevarde.

W obu alpejskich miejscówkach jeszcze w piątek obficie padał śnieg, co mogło pokrzyżować szyki organizatorów. Na szczęście przestał na czas, a całe armie wolontariuszy zdołały się z nim uporać na czas. To jest niesamowite i jednocześnie bardzo budujące, jak mieszkańcy (oraz często przyjezdni) alpejskich miejscowości potrafią walczyć o swoje zwody i to zupełnie za darmo. Dla nich Puchar Świata to przeżycie oraz reklama ośrodka w jednym.

Do rzeczy jednak. W sobotę w Sankt Moritz śnieg nie padał, ale pozostało tak zwane płaskie światło. Razem z dość szybkim ustawieniem trasy zjawisko to powodowało problemy. Trzecia na mecie Mikaela Shiffrin mówiła, że momentami miała lekkie uczucie strachu, a to już o czymś świadczy, skoro zawodniczka tej klasy wypowiada się w ten sposób. Ostatecznie z trasą najlepiej poradziła sobie Lara Gut-Behrami, która wyprzedziła Sofię Goggię o 0,18 sekundy biorąc tym samym mały rewanż za nie do końca udane starty w Lake Louise. Zdaję się, że w supergigancie będziemy świadkami bardzo zaciętej walki pomiędzy właśnie tymi dwoma zawodniczkami. Oczywiście o ile… No ale o tym za chwilę. Cieszy także 29. miejsce (z 50. numerem startowym) Maryny Gąsienicy Daniel, która przecież dopiero zaczyna na dobre rywalizować z najlepszymi w supergigantach i na pewno w niedalekiej przyszłości poprawi numer startowy, a wraz z nim wyniki.

Dzień drugi zmagań w szwajcarskim kurorcie, to co prawda nieskazitelny błękit nieba i wspaniała widoczność, ale także bardzo silny wiatr. Organizatorzy obniżyli start o około 400 metrów i czekali. Wreszcie po 40 minutach debat, jury zdecydowało się puścić konkurencję. Supergigant ustawiony był bardzo szybko. W opinii wielu, jak na przykład Wendy Holdener zbyt szybko. Aż jedenaście zawodniczek nie dotarło do mety, a Lara Gut zaliczyła bardzo poważnie wyglądający upadek przebijając dwa rzędy siatek zabezpieczających typu „B”. Zawodniczka o własnych siłach dotarła w rejon linii mety, ale dopiero w poniedziałek poddana zostanie szczegółowej kontroli. Wtedy też okaże się, jak długo będzie musiała ewentualnie pauzować. Po raz kolejny doskonale zjechała Mikaela Shiffrin (choć bardzo ryzykownie) i stanęła na najniższym stopniu podium, jednocześnie obejmując prowadzenie klasyfikacji generalnej APŚ. Na miejscu drugim, dość nieoczekiwanie Elena Curtoni, a na pierwszym Federica Brignone. Tym samym Federica zwyciężyła w swojej karierze po raz 17. i w liczbie zwycięstw wyprzedziła Deborah Compagnioni stając się najbardziej skuteczną zawodniczką ze słonecznej Italii w historii alpejskiego Pucharu Świata. Pięknie! Goggia finiszowała na miejscu 6. Maryna Gąsienica Daniel tym razem trochę słabiej, gdyż zajęła miejsce 37., ale ten supergigant był naprawdę szybki.

Giganty na Face de Belevarde są zawsze dramatyczne. Nie inaczej było tym razem, gdyż emocje sięgały zenitu. Przejazd pierwszy wygrał Marco Odermatt. Nie wiem jak wam, ale jazda młodego Szwajcara bardzo mi się podoba. On jest taki doskonały technicznie i na każdym odcinku trasy potrafi znaleźć właściwe rozwiązanie. Super! Marco wyprzedził dwóch atletów Alexisa Pinturaulta i Filipa Zubčicia.

Przejazd drugi to popis Thomasa Tumlera, który atakując z miejsca 29. uzyskał niepobity do końca czas drugiej próby. Tumler awansował na miejsce 14. Wreszcie dobrze pojechał Manuel Feller, który z ósmego wjechał na trzecie. Zubčiciowi nie poszło. Od startu nie potrafił złapać rytmu na zrytej już bardzo trasie i ostatecznie się z nią przedwcześnie pożegnał. Alexis Pinturault pojechał w sposób bardzo dojrzały. Nie ryzykował zbyt wiele, ale był szybki na tyle, żeby objąć prowadzenie. W tych trudnych warunkach obawiałem się trochę o znacznie mniej doświadczonego Szwajcara. Marco jednak zdaje się nie mieć nerwów. Ponownie, mięciutko, jak kot zupełnie niewzruszony poprzecznymi muldami z pierwszego przejazdu pojechał po zwycięstwo! Kurczę, facet ma dopiero 24 lata, a zachowuje się, jak dojrzały mistrz. Doprawdy szacun!

Pierwszy slalom sezonu dla panów dał nam trochę wiadomości na temat rozkładu sił, a przy okazji dostarczył mnóstwo emocji. Okazało się, że lato przepracował bardzo dobrze Clément Noël, który wreszcie tak samo skutecznie potrafi skręcać w obie strony (przedtem był to prawdziwy problem, gdyż Clément miał jeden ze skrętów wyraźnie gorszy). Francuz, który w Val d’Isère jest prawie u siebie w domu (mieszkał w wiosce przez osiem lat) rozstrzygnął na swoją korzyść pierwszy przejazd. Na miejscu drugim zameldował się Alex Vinatzer, a na trzecim Sebastian Foss Solevåg. Na czwartym – niespodzianka w osobie młodego Szwajcara Tanguya Nefa.

Przejazd drugi to kilka dramatów, ale także jasnych punktów. Po bardzo dobrej jeździe w górnej części trasy tyczkę między narty wziął Manuel Feller. Filip Zubčić pomimo lekkiego przytarcia biodrem pozbierał się błyskawicznie i ostatecznie po raz pierwszy w karierze stanął na najniższym slalomowym podium. Szwed Kristoffer Jakobsen wreszcie złożył dwa dobre przejazdy i po raz pierwszy w karierze zajął miejsce drugie. Tanguy Nef wziął między narty pierwszą (sic!) tyczkę drugiego przejazdu, ale myślę, że jeszcze o nim usłyszymy. Alex Vinatzer dla odmiany nie zmieścił się do ostatniej bramki przed metą. Doprawdy działo się! Tylko Clément Noël pozostał niewzruszony i po fenomenalnej jeździe, ponownie z najlepszym czasem, wygrał slalom w Val d’Isère. Czapki z głów, gdyż styl w jakim to uczynił był doprawdy imponujący. Morał z tego taki: warto jednak w obie strony skręcać równie skutecznie!

Znaczniki

Podobało się? Doceń proszę atrakcyjne treści i kliknij:

Dodaj komentarz

Zobacz także

Inne artykuły

nowe narty

Nowości w świecie nart na 2024/2025

Tradycyjnie na początku sezonu rzucamy garść newsów. Z mnogości mniej lub bardziej udanych innowacji technicznych staramy się wybrać te najbardziej wartościowe. Skitouring, freeride, allmountain czy jazda po przygotowanych trasach –

maxx booldożer

Słodkie życie zwykłego instruktora

Osrodek narciarski X gdzieś we Włoszech, grudzień, godzina 6.35. Budzik przeszywa i ogłusza. Za oknem jest jeszcze ciemno. Buty, kask, bidon, rękawiczki – w plecaku. Wkrętarka z zapasową baterią, wiertarka, klucz

braathen

Cały we łzach – po pierwszym gigancie sezonu

Szast-prast, i ani się obejrzeliśmy, jak rozpoczął się kolejny alpejski sezon. Tradycyjnie pierwsze zawody odbywają się w ostatni weekend października w austriackim Sölden, na wymagającej trasie lodowca Rettenbach. Nigdy

Newsletter

Dołącz do nas – warto

Jeśli chcesz dostawać informacje o nowościach na stronie, nowych odcinkach podcastu, transmisjach live na facebooku, organizowanych przez nas szkoleniach i ważnych wydarzeniach oraz mieć dostęp do niektórych cennych materiałów na stronie (np. wersji online Magazynu NTN Snow & More) wcześniej niż inni, zapisz się na newsletter. Nie ujawnimy nikomu tego adresu e-mail, nie przesyłamy spamu, a wypisać możesz się w każdej chwili.