Pewnego razu przypomniał mi się wiersz, który onegdaj przyszło mi recytować na akademii w podstawówce im. Powstańców Wielkopolskich na stołecznych Bielanach. Szło to jakoś tak:
Równo, równo jak po stole,
na łyżewkach w dal.
Choć wyrośnie guz na czole,
nie będzie ci żal…
Skąd to skojarzenie? Może niekoniecznie chodziło o guza, choć z nimi mam do czynienia każdego dnia powszedniego i od święta, ale o ten stół, lód i dobrą jazdę. Chodzi bowiem o wartości, jakie określają przepisy FIS dotyczące przygotowania stoku pod zawody Pucharu Świata. Zwróciliście uwagę, że nigdy nie odwołano zawodów PŚ ze względu na „zbyt twardą trasę”?
Po raz pierwszy miałem okazję zderzyć się z lodową rzeczywistością w 2005 roku, kiedy to wjechaliśmy z kolegami z „Przeglądu Sportowego” (Sebastianem Parfjanowiczem i Markiem Biczykiem) na 3Tre w Madonnie di Campiglio. Na trasie tej dzień wcześniej odbył się wygrany przez Giorgia Roccę Puchar Świata w slalomie. Kiedy następnego dnia stok został udostępniony narciarskiej gawiedzi, jakie było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że nasze dobrze przygotowane narty były przygotowane tylko teoretycznie. Utrzymanie się w dolnej części na nogach graniczyło z cudem. Było naprawdę ciężko zakrawędziować i prawie cały najbardziej stromy odcinek zjechaliśmy, walcząc o przetrwanie, rozpaczliwym ześlizgiem. Nie przeszkodziło nam to złapać zajawkę i po kilkakroć powtórzyć ten zjazd.
Innym razem wizytowałem Kitzbühel i zjeżdżałem wzdłuż legendarnego Streifa. Mieliśmy czarodziejskie przepustki, które umożliwiały nam wspinaczkę na wieżę dla kamery przy Mausefalle. Trasa była wylodzona do żywego. Aż się błyszczało! Po pewnym czasie w sieci pojawiło się zdjęcie jednego z fragmentów trasy w Kitz. Wyglądało to tak, że panczeniści mogliby pozazdrościć takiej gładzi… Matematyk naprędce mógłby utworzyć wzór wyliczający skalę trudności takiego zjazdu, biorąc pod uwagę właśnie stopień „wylodzenia” i procent nachylenia stoku.
Na początek chciałbym zaprezentować kilka porównawczych danych otwierających oczy na fakt, po jak twardej nawierzchni śmigają narciarze w Pucharze Świata…
Śnieg naturalny: 70–200 kg/m³
Sztuczny śnieg: 350–400 kg/m³
Lód: 900 kg/m³
Woda: 1000 kg/m³
Teraz czas na specyfikację stoków przygotowywanych pod zawody Pucharu Świata kobiet i mężczyzn. Wyobraźcie sobie, po jak kosmicznie twardym śniegu jeżdżą najlepsi narciarze świata. Może by tak kiedyś puścić na tę trasę panczenistę?
Slalom kobiet: 580 kg/m³
Slalom mężczyzn: 640 kg/m³
Gigant kobiet: 550 kg/m³
Gigant mężczyzn: 580 kg/m³
Super-G kobiet: 480 kg/m³
Super-G mężczyzn: 550 kg/m³
Zjazd kobiet: 450 kg/m³
Zjazd mężczyzn: 510 kg/m³
Takie są wymagania FIS. A z FIS wszystkie drogi w kwestii przygotowania tras na zawody Pucharu Świata prowadzą do podkitzbühelskiej miejscowości Oberndorf, do firmy Christiana Steinbacha. Przedsiębiorstwo to bowiem ma podpisaną niemal monopolistyczną umowę z narciarską centralą na przygotowanie stoków pod zawody Pucharu Świata. Co zrozumiałe z racji położenia, poligonem ćwiczebnym przez lata był Streif, gdzie nad przygotowaniem trasy pracuje nawet 250 osób! Mowa oczywiście o ludziach pracujących wewnątrz ogrodzeń, bo na zewnątrz jest ich odpowiednio więcej (nawet 800!). Koszt weekendu z Hahnenkammrennen to 6,5 mln euro (to może wyjaśniać, dlaczego w Kitz mało kto kwapi się, aby brać sobie jeszcze na barki organizację kobiecych zawodów, ale to historia na inny tekst). Proces przygotowania trasy pod APŚ jest długotrwały, gdyż stok musi być starannie ratrakowany na długo przed zawodami.
Średnia waga puchu to 50–100 kg na metr sześcienny.
– twierdzi dr Michael Huber, prezydent Ski Club Kitzbühel, odpowiedzialny za organizację APŚ w Kitz, w tym przygotowanie nawierzchni na trasach wyścigów Hahnenkamm. –
Na Streifie celujemy w wagę 500–600 kg na metr sześcienny.
– dopowiada. Puch jest suchy i jednak zmrożony. Warto raz jeszcze zerknąć na powyższe zestawienie różnic w gramaturze śniegu dla poszczególnych konkurencji. Slalom rozgrywa się na śniegu porównywalnym z betonem. Kto doświadczył jazdy po takim stoku, ten wie, że zakrawędziowanie tam graniczy z cudem. Zdecydowanie jednak lód to nie jest, a to za sprawą… fizyki.
Poprosiłem o krótki komentarz Wojciecha Gajewskiego – wybitnego fachowca od przygotowania tras (organizuje Puchar Europy na Harendzie) oraz delegata technicznego FIS.
Cały proces zaczyna się od naśnieżenia stoku. Pokrywa musi mieć minimum 40 cm. Gęstość padającego śniegu jest w granicach 140–180 kg na metr sześcienny. Z kolei śnieg wytwarzany przez armatki waży około 360–380 kg/m³. To wciąż za mało. Pod Puchar Świata w slalomie musimy wytworzyć nawierzchnię, która waży 850, a nawet 900 kg/m³! Musimy go zatem nawodnić. Polega to na tym, że do systemu ogromnego ciśnienia wody, czyli naśnieżania, instaluje się „rurę”. Co 10 cm ma ona zainstalowane specjalne dysze o przekroju 1,5–2 mm. Pozwalają one na wtryskiwanie wody w granicach 20 atmosfer – to ogromne ciśnienie. Rura ma około 5 m i jest połączona z systemem naśnieżania. Ramę zsuwa się co kilka sekund o 10–15 cm zygzakami. To ogromnie mozolna praca, wymagająca równie ogromnej precyzji. Jeśli się pominie jakiś fragment, woda nie zasili śniegu w odpowiedniej ilości. Przez 3-4 s dysze wpuszczają wodę pod ciśnieniem. Są tak skonstruowane, że mają specjalne fryzy, które nadają strumieniowi wody kształt świdra. Woda w tym czasie dochodzi do głębokości 30 cm. Ponieważ rama jest bardzo szybko przesuwana w dół o kolejnych 10 cm, dysze tworzą otwory – dziurki w śniegu, przez które zaczyna uciekać powietrze. Wiadomo, że im zimniejszy śnieg, tym lepszy, ale zazwyczaj ma minus 5, minus 6 stopni Celsjusza. Wpuszczamy wodę o temperaturze około 3 stopni. Powstaje więc różnica temperatur. Dzięki niej woda bardzo szybko odparowuje, oddając ciepło przez wydrążone wcześniej otwory, i zaczyna mrozić od spodu, aż do samej powierzchni. Trzeba odczekać około doby, aby dokładnie przemroziło. Przygotowując stok gigantowy, Słowacy w Jasnej używali pięciu rur i robili to na szerokość 25 m. Pracowali nieustannie przez 22 godziny. Tylko ludzie się zmieniali i przesuwali tę rurę zygzakiem o 10 cm, aby nawodnić odpowiednio śnieg. W skrócie tak to wygląda.
– opowiada Wojciech Gajewski.
Po takim wyjaśnieniu łatwiej sobie wyobrazić panikę, kiedy w przeddzień startu przychodzi blizzard i spada metr śniegu na dobę. Maszyny na taki stok wjechać nie mogą, więc cały śnieg trzeba zsunąć za pomocą łopat. Takie sytuacje zdarzały się niejednokrotnie. Trasy bywają skracane, zawody opóźniane, przekładane, a nawet odwoływane. W Kitz potrafią zagonić do odśnieżania stoku ponad 150 osób. Wszystko, by uratować zawody, bo ich odwołanie może przynieść niepowetowane straty. No, ale jeśli mowa o wydarzeniu, które kosztuje grubo ponad 20 mln złotych, warto ściągnąć pułk wojska, by ratował skórę organizatorom.
Punktem honoru każdego organizatora zaś jest odpowiednie przygotowanie stoku, o ustawieniu tras i całej otoczce już nie wspominając. Narciarstwo alpejskie, jako sport uprawiany na świeżym powietrzu, jest ściśle uzależnione od pogody. W górach jest ona szczególnie zmienna. Oczywiście człowiek jako istota ze wszech miar wścibska i przebiegła próbuje w wielu aspektach przechytrzyć Opatrzność. Szuka zatem metod, aby utwardzić śnieg lub w ogóle uratować powierzchnię stoku, kiedy przyjdzie raptowna odwilż. Wynajduje diabelskie dzieła w postaci „rury strażackiej” z mikrodyszami i zyzgzakiem zsuwa je w dół stoku, by jeździć po czymś tak twardym, że zwykłemu śmiertelnikowi pozwala się tam wjechać jedynie na własną odpowiedzialność i z założenia odradza się to każdemu. No bo komu by przyszło do głowy ścigać się na nartach na betonie? Niektórzy to lubią. A niektórzy jeszcze nie wiedzą, że to lubią. Racing!