O właściwym doborze i personalizacji butów narciarskich pisaliśmy już kilkukrotnie. Akurat w tym segmencie rynku postęp jest jednak bardzo duży i co rusz pojawiają się ciekawostki. Postanowiliśmy przyjrzeć się problemowi po raz kolejny. Tym razem nasze uwagi będą dotyczyły doboru butów przez ludzi amatorsko uprawiających narciarstwo alpejskie, czyli dla znakomitej większości narciarzy.
Już z bardzo pobieżnych obserwacji wynika, że ogromna większość narciarzy amatorów używa niezbyt dobrze dopasowanych butów. Uwaga dotyczy zarówno stanu, rozmiaru, jak i modelu.
Polscy narciarze dość często jeżdżą w bardzo starych lub mocno zużytych butach. W naszym serwisie do legendy przeszła prawdziwa historyjka, kiedy to starszy pan postanowił dopasować do nart o długości 130 cm i wyposażonych w dziecięce wiązania mocno zeszlifowane i straszliwie śmierdzące buty Salomona model SX 50 (proszę sobie sprawdzić rocznik) w rozmiarze 29 (Mondo Point). Na moją uwagę, że w dowolnej hali Makro lub innym dyskoncie można nabyć juniorskie, dobrze dopasowane buty za mniej niż 150 zł i nie ryzykować kalectwa, pan obruszył się, mówiąc:
Ależ to są wspaniałe, zagraniczne buty narciarskie renomowanej firmy…
Wykonania usługi odmówiliśmy. Drugi znacznie bardziej powszechny problem to źle dobrany rozmiar. Niestety wielka część narciarzy mentalnie tkwi jeszcze w połowie ubiegłego stulecia, kiedy to używano obuwia skórzanego bez piankowych wkładów. Obowiązywała wtedy zasada wybierania butów o dwa numery za dużych, żeby zmieścić do nich przynajmniej dwie pary skarpetek z owczej, góralskiej wełny. Dziś ten sposób poprawiania komfortu i zwiększenia izolacji nie obowiązuje, gdyż plastikowe skorupy od bardzo już wielu lat wyposaża się w świetnie izolujące wkłady. Jednak jeszcze w ubiegłym sezonie słyszałem bardzo często:
paaanie, buty narciarskie muuuszą być parę numerów większe, inaczej są niewygodne.
Sprawa kolejna to wybór właściwego typu, a tych na rynku jest naprawdę sporo. Technicy wielu firm uwzględniają w swoich konstrukcjach przeznaczenie każdego typu i właśnie od tego problemu rozpoczniemy naszą poradę.
Wybór właściwego typu butów narciarskich
Każdy z nas lubi lub może jeździć inaczej. Inaczej też muszą wyglądać buty do konkretnego zadania. Dla zobrazowania dwa dość skrajne przypadki, czyli buty sportowe (nie mylić z naprawdę zawodniczymi) oraz dla początkujących. Te pierwsze mają cztery klamry (dwie w dolnej części skorupy i dwie na cholewce), bardzo mocny, zwykle podwójnie przełożony rzep lub nawet taśmę z zaciskiem w górnej części spełniającą rolę piątej klamry. Kąt pochylenia cholewki (licząc od pionu) jest duży i buty same niejako wymuszają spore ugięcie kolan. Nawet optycznie wydają się bardzo wąskie, a wkład (botek) i wkładka pod stopę sprawiają wrażenie twardych i niezbyt wygodnych. Dla odmiany buty dla początkujących często wyposaża się jedynie w dwie klamry i górny rzep. Kąt pochylenia cholewki jest niewielki i można w nich stać w pozycji prawie zupełnie wyprostowanej. Buty są dość szerokie, a ich wkłady miękkie i puchate (co nie zawsze oznacza, że są cieplejsze). Jest jednak jeszcze jedna cecha, która różni przedstawiane typy butów, a której nie widać gołym okiem. Jest to tajemniczy Flex, czyli inaczej sztywność butów w kierunku do przodu i na boki. Im wartość flexu większa, tym bardziej sztywna jest skorupa. Flex rynkowych butów sportowych zawiera się w wartościach pomiędzy 110 i 140, a butów dla początkujących wynosi ok. 60. Większą wartość flexu wybieramy, kiedy: jeździmy lepiej, częściej, precyzyjniej i więcej ważymy. Wszystkie wymienione różnice sprawiają, że modele sportowe są precyzyjne, świetnie przenoszą impulsy i siły. Dla odmiany buty dla początkujących muszą być przede wszystkim wygodne, suche i ciepłe. Ich precyzja stoi na dalszym planie. Pomiędzy tymi dwoma skrajnymi typami znajduje się całe mnóstwo modeli przeznaczonych dla freeriderów, freestylerów, narciarzy średnio zaawansowanych, ekspertów ceniących komfort, no i pań, których anatomia nóg i stóp jest trochę inna. Różnią się nie tylko flexem, ale też „architekturą”. Mają na przykład różne kąty pochylenia cholewki, umiejscowienie klamer oraz dodatkowe funkcje (ski-hike, canting, wibramową podeszwę) w zależności od głównego przeznaczenia. Nie oznacza to jednak, że w butach sportowych nie można na przykład jeździć freeride lub odwrotnie. Można, ale ze świadomością pewnych, niewielkich ograniczeń.
Lepiej nie „mieszać sprzętu”. To znaczy, jeśli ktoś ma długie, szybkie narty gigantowe lub agresywne i ostre jak brzytwy slalomki, to skazany jest na buty sportowe o doskonałej precyzji. W przeciwnym razie, stosując zbyt elastyczne buty, będzie się czuł jak w sportowym samochodzie z zepsutym zawieszeniem. Szybko nie pojedzie. Odwrotne pomieszanie, czyli sztywne buty z bardzo elastycznymi nartami dla początkujących, nie jest takie groźne. Najwyżej delikwent będzie bardzo dokręcał skręty. Ważne, aby szczerze i dobrze określić swoje umiejętności i potrzeby. W przypadku wątpliwości zawsze lepiej wybrać buty sztywniejsze niż bardziej „kapciowate”. Najwyżej trzeba będzie rozpinać górne albo i wszystkie klamry pomiędzy kolejnymi zjazdami. I co z tego? Sam czynię tak od prawie pół wieku i żyję.
Ostatecznie wszystko, co powiedzieliśmy, można zamknąć w odpowiedziach na cztery pytania:
- Po jakich trasach głównie jeździsz?
- Ile dni w sezonie spędzasz na stoku?
- Na jakich nartach najczęściej jeździsz?
- Ile jesteś w stanie wydać?
Właściwy rozmiar butów narciarskich oraz badanie stopy
O błędnej teorii dobierania zbyt dużych butów już rozmawialiśmy. Obecne „narciarki” dobieramy w takim samym rozmiarze jak buty codzienne. Narciarze szukający precyzji mogą się nawet pokusić o próbę z butami o numer mniejszymi. Piankowe wkłady ubijają się z czasem co nieco i mogą powodować luzy. W każdym normalnym sklepie sprzedającym buty narciarskie musi być specjalny przyrząd mierzący jednocześnie długość i szerokość stopy. Bez tego pomiaru, który stanowi punkt wyjściowy, trudno jest w ogóle zacząć. Druga sprawa to ocena kształtu stopy. Niektórzy mają płaskostopie, inni szpotawość, a jeszcze inni zupełnie normalne kończyny (do tego tematu wrócimy przy omawianiu wkładek). Istotnym elementem jest też wysokość podbicia mierzona w środkowym punkcie stopy oraz obwód łydek. Niektóre sklepy dysponują skanerami stóp oraz innymi urządzeniami pomiarowymi ustalającymi pronację lub supinację. To bardzo dobrze, ale jak mówi mój długoletni znajomy, ortopeda, bootfitter i projektant butów narciarskich Hans Martin Heierling z Davos:
Większość tych urządzeń przeznaczona jest dla klientów, żeby naocznie uświadomić im, że mają problem. Mnie wystarczy obejrzeć stopy, spojrzeć, jak ktoś stoi i ocenić chód. No, ale klienci kochają kolorowe światełka.
Tak czy inaczej, na podstawie pomiarów oraz oceny doświadczony sprzedawca powinien zaproponować Wam kilka modeli butów. Proszę pamiętać, że każda linia butów, nawet od jednego producenta, ma swoją tak zwaną „stopę standardową”, na podstawie której jest projektowana i musimy wybrać model najbardziej odpowiedni dla nas. Buty wkładamy, kopiemy piętą w podłoże, żeby umieścić ją jak najdalej do tyłu i następnie zapinamy od góry (dość lekko). Następnie stajemy na specjalnej platformie ułatwiającej utrzymanie pozycji imitującej jazdę (jeśli sklep jej nie ma – to źle) i czekamy przynajmniej 15 minut. Ten czas jest potrzebny, aby termoformowalna pianka wewnątrz wkładów rozgrzała się nieco i dopasowała wstępnie do kształtu naszych stóp. Dopiero po tym czasie będziemy mogli dopiąć buty nieco mocniej i wskazać miejsca ewentualnego ucisku. Jeśli ich nie ma – tym lepiej. Nie powinniśmy też móc podnosić pięty w bucie. Jeśli wszystko „gra i buczy”, możemy przejść do kolejnego punktu.
Uwaga! Jeśli podczas drugiego dociśnięcia klamer musimy je już zapinać na końcu skali, to trzeba wybrać inny model lub mniejszy rozmiar.
Wygrzewanie wkładów
Ogromna większość nowoczesnych butów narciarskich wyposażona jest w termoformowalne wkłady. Proces dopasowywania jest dziecinnie prosty. Sprzedawca-bootfitter umieszcza wkłady w specjalnym piecyku i nagrzewa je według specyfikacji do odpowiedniej temperatury (niektóre firmy sugerują używanie dmuchaw). Gorące wkłady umieszcza się w skorupach, wkłada stopy (aż tak gorące nie są), lekko zapina klamry od góry (plus obowiązkowe stuknięcie piętą). Po 15 minutach spędzonych na pochylonej pod kątem ok. 15–20 stopni platformie wkłady są gotowe. Firmy Dalbello i Full Tilt w niektórych swoich modelach stosują termicznie modelowane wkładki Intuition firmy Sidas, które charakteryzują się tym, że nie mają klasycznego języka. Zamiast tego boczne części wkładek zachodzą na siebie, oferując niespotykany komfort dla naszych piszczeli. Wypróbowane na własnej skórze!
Wkładki korygujące
Co zrobić jednak, kiedy pomimo wygrzania wkładów itp. buty nadal nie pasują i pojawiają się punktowe uciski? Przyczyn może być wiele, ale zasadą jest, że nie modyfikujemy skorup butów, dopóki nie skorygujemy błędów postawy. Dotyczy to również plastikowych skorup formowanych na gorąco. Dobry sprzedawca podczas dokonywania pomiarów powinien poprosić o zdjęcie skarpetek i dopiero wtedy ocenić kąt ścięgien Achillesa. Powinien też obejrzeć odcisk stopy na specjalnej macie. Te zabiegi pozwolą mu na ocenę pronacji lub supinacji stóp. W przypadku pronacji stopa ucieka do środka, czego efektem jest płaskostopie. Przy supinacji dla odmiany ucieka na zewnątrz i słabiej amortyzuje obciążenia. Niestety rzadko mamy do czynienia ze stopami wzorcowymi.
W przypadku każdej pronacji oraz silnej supinacji wkładka prawidłowo ustawiająca stopę i tym samym ścięgno Achillesa jest koniecznością! W przeciwnym wypadku im bardziej będziemy poszerzać skorupę w miejscu ewentualnego ucisku, tym bardziej stopa będzie uciekać. Osobiście, pomimo że moje stopy są w miarę normalne, od ponad 15 lat stosuję wkładki wygrzewane termicznie, i polecam je każdemu narciarzowi. Proces wytwarzania indywidualnych wkładek jest bardzo prosty, ale wymaga sporej wprawy. Najpierw bootfitter zdejmuje odciski stóp klienta w specjalnych poduszkach wypełnionych silikonem. Następnie za pomocą mechanicznej pompki odsysa powietrze z poduszek, otrzymując twardy, trwały kształt, czyli formę. Rozgrzane w międzyczasie w specjalnym piecyku wkładki zostają umieszczone w formach, a „pacjent” ponownie musi na nich stanąć, równomiernie obciążając nogi. Teraz trzeba tylko chwilę poczekać, aż ostygną, dociąć na wymiar, trochę obrobić, żeby były bardziej estetyczne – i gotowe! Oczywiście możemy wybrać wkładki bardzo sztywne i precyzyjne przeznaczone do jazdy sportowej albo komfortowe, nierzadko pokryte mięciutką skórą. Wybór jest całkiem spory, a główni dostawcy, czyli firmy Sidas i Bootdoc, prześcigają się w umilaniu życia narciarzom.
Dopiero po wykonaniu indywidualnych wkładek na miarę możemy dokładnie określić miejsca ucisku skorup. Z doświadczenia wiem jednak, że po wykonaniu wkładek oraz wygrzaniu wkładów większość niedogodności znika, o ile nie mamy większych wad postawy.
Canting
Niektórzy mają „iksy”, inni lekko pałąkowate kończyny dolne, jeszcze inni w miarę proste nogi. Prawda jest taka, że nie ma ludzi w 100% symetrycznych. Aby wyrównać tę drobną czasami asymetryczność, powinno się stosować canting butów.
Topowi zawodnicy to mają dobrze. Każda z ich par butów ma wykonany indywidualny canting (zależny też od konkurencji) za pomocą odpowiedniego zeszlifowania podeszew ich butów. Oczywiście uprzednio dokonywane są precyzyjne pomiary, gdyż – jak zapewne się domyślacie – proces jest nieodwracalny, a nawet mała pomyłka może mieć negatywne następstwa. Dla normalnych zjadaczy chleba stosuje się canting samej cholewki. To znacznie upraszcza sprawę, gdyż większość dobrych modeli butów narciarskich ma możliwość regulacji górnej cholewki za pomocą jednej, a czasem nawet dwóch śrub umieszczonych mniej więcej na wysokości kostek. Sama regulacja w przypadku sportu amatorskiego jest całkiem prosta. Zakładamy i zapinamy buty jak do jazdy. Wpinamy delikwenta w wiązania przykręcone do płaskiej platformy lub po prostu w narty położone na równej powierzchni. Ważne, aby rozstaw stóp był mniej więcej równy szerokości bioder. Luzujemy śruby cantingu i prosimy o wykonanie kilku płynnych, ale zdecydowanych nacisków piszczelami na języki butów przy równo obciążonych nogach. Dokręcamy śruby cantingu. Gotowe!
Termiczne dopasowywanie skorup (systemy fabryczne)
Obecnie większość firm ma w swojej ofercie buty, których plastikowe skorupy można formować na gorąco. Przypominamy, że pionierem w komercyjnym wykorzystaniu tej techniki była kilka lat temu firma Fischer ze swoim systemem Vacuum Fit.
Sama technika modelowania skorup Fischera (bo od tej marki zaczniemy) na gorąco jest dość prosta, choć wymaga specjalistycznego stanowiska i kilku godzin doświadczenia. Same zapięte skorupy umieszczane są w piecyku i rozgrzewane do odpowiedniej temperatury. Po uplastycznieniu do środka wkłada się uprzednio uformowane wkłady wraz z wkładkami, a następnie gorące jeszcze buty trzeba założyć na nogi. Klamry zapina się lekko, żeby ich nie powyrywać z miękkiego przecież materiału. Następnie na zapięte buty zakłada się maty chłodzące oraz specjalne botki połączone z przewodami kompresora. Klient musi stanąć na specjalnym stanowisku w uprzednio oznaczonej pozycji. Botki napełnia się sprężonym powietrzem, tak aby skorupy jak najściślej przylegały do stóp. Po kilkunastu minutach proces jest zakończony, ale buty można używać dopiero po 12 godzinach, kiedy tworzywo odzyska pełne właściwości.
Podobną drogą poszły też firmy Dalbello, Salomon, Head i kilka innych, z tą tylko różnicą, że przy ich modelowaniu nie używa się pompy ciśnieniowej. Nieco inaczej problem rozwiązuje firma Nordica w swojej linii Speedmachine. Specjalne tworzywo, z którego wykonano skorupy, rozgrzewane jest tylko w problematycznych obszarach za pomocą lamp emitujących światło podczerwone. W zestawie znajduje się też niewielka ssawka próżniowa, dzięki której można odciągnąć rozgrzany plastik w miejscach ucisku. Zaletą takiego rozwiązania jest mobilność stanowiska pracy. Wszystkie elementy mieszczą się w niewielkiej walizeczce.
Co jednak zrobić, kiedy nasze buty nie są wykonane z tworzywa termoformowalnego, a ciągle cisną?
Odbarczanie, frezowanie, szlifowanie delty, zmiana pozycji klamer
W zamierzchłych czasach mojej młodości, kiedy słowo „bootfitting” nie było jeszcze powszechnie znane, próbowaliśmy radzić sobie domowymi sposobami. Zanurzaliśmy skorupy butów na kilka minut we wrzątku, a następnie zapinaliśmy gorące skorupy ciasno na nogach (czasami wyskakiwały klamry). Później, nauczeni doświadczeniem rozgrzewaliśmy za pomocą heat guna (taka mocna suszarka przemysłowa) tylko miejsca ucisku po uprzednim doklejeniu do wkładu kilku kawałków tektury i ponownie mocno zapinaliśmy klamry. Bolało, ale czasem udało się wypchnąć problematyczne miejsce (zwykle kostki lub haluksy) za pomocą własnych stóp.
Dzisiejsi bootfitterzy w zasadzie robią to samo, ale za pomocą wielu przemyślnych prawideł, systemów hydraulicznych, śrub z kulowymi zakończeniami. Gniotące miejsce trzeba najpierw dobrze oznaczyć i nic nie zastąpi dokładnego wywiadu z klientem w celu określenia problemu. Następnie pustą skorupę rozgrzewa się w oznaczonych punktach i za pomocą odpowiednio dobranej końcówki wypycha od wewnątrz. Czasami konieczne jest rozmontowanie (roznitowanie) skorup. Za pomocą obróbki termicznej można też rozciągnąć but wzdłuż. Ma to istotne znaczenie dla osób, które mają stopy różnej długości, a tych wcale nie jest tak mało.
Gniotące miejsca można też obrabiać mechanicznie za pomocą frezarki z kulową końcówką. Takie postępowanie ma szczególny sens w modelowaniu sztywnych, wykonanych z grubego plastiku butów sportowych. Gruby plastik trzeba by było nagrzewać bardzo mocno w celu wypchnięcia, a i tak materiał ma swoją „pamięć” i trochę się cofnie. Frezowanie załatwia sprawę.
W przypadku stóp szczególnie tęgich, które trzeba wtłoczyć do zawodniczych butów, szlifuje się też tak zwaną deltę, czyli podkładki z tworzywa, na której opiera się wkład od wewnątrz. Trzeba to jednak robić powoli i precyzyjnie, gdyż efektem zbyt dużego opuszczenia stopy w bucie będzie minięcie się z miejscami na kostki, a to na pewno spowoduje ucisk.
W celu ostatecznego poprawienia komfortu stosuje się też delikatne przesunięcia klamer, jeśli te wypadają w miejscach szczególnie wrażliwych.
W dzisiejszych czasach zrobić można wiele, trzeba tylko wiedzieć jak.
Proszę pamiętać, że niektóre wymienione ingerencje w skorupy są procesami nieodwracalnymi i trzeba się dobrze zastanowić, komu powierzamy nasze drogie przecież buty. Nie wyobrażam sobie, żeby dobry bootfitter mógłby nie być narciarzem o sporym doświadczeniu. Tylko taki człowiek wie z autopsji, jaki wpływ jego praca ma na osiągnięcie sukcesu końcowego. Znam tylko kilka punktów w Polsce, które z czystym sumieniem mogę polecić. Bez ryzyka możecie odwiedzić:
- Sklep Windsport w Krakowie. Legendarne i pierwsze miejsce polskiej tradycji bootfittingu. Właściciele są też jednocześnie importerami produktów marki Sidas, bez których poprawianie butów nie byłoby możliwe.
- Sklep Grupa Szafrański w Bielsku-Białej. Marcin Szafrański to były zawodnik i naprawdę wie, o co chodzi.
- Instytut Narciarstwa Mogilany (niedaleko Krakowa). Właściciele są też importerami produktów Bootdoc i znakomitymi narciarzami.
- Sklep Sportland w Gdyni.
- No i oczywiście sklep i serwis Super Serwis NTN w Warszawie, którego jestem współwłaścicielem.
Zapewne są w Polsce jeszcze inne miejsca, w których pracują znakomici bootfitterzy, ale nie znam ich osobiście i nie wiem, jak wykonują swoją pracę, co trochę utrudnia rekomendację.
1 komentarz do “Buty narciarskie – wszystko o doborze i personalizacji”
„termicznie modelowane wkładki Intuition firmy Sidas” – Intuition to kanadyjska firma i może słyszała a może nawet nie wie o istnieniu Sidas ;) W każdym razie to zupełnie inne firmy.