Akademicki Puchar Polski po 17 latach istnienia po raz pierwszy zawitał do Krynicy-Zdrój. Była to wizyta słodka z łyżką gorzkiego dziegciu w końcówce. Pogoda, przygotowanie trasy i efektowna jazda zawodników przyćmione zostały przez fatalną obsługę lokalnej ekipy organizacyjnej, która momentami ocierała się o groteskę. Mimo problemów z rozegraniem slalomu, udało się rozdać komplet medali w obu konkurencjach. W gigancie złote krążki wywalczyli Aleksandra Malinowska (UJ Kraków) i Adam Chrapek (PŚl Gliwice), a w slalomie najlepsi okazali się Iwona Kohut (AWF Wrocław) i Antoni Szczepanik (AGH Kraków).
ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ Z 3. ELIMINACJI AZS WINTER CUP 2019/2020 W KRYNICY-ZDRÓJ
Aż dziw bierze, że Jaworzyna Krynicka nie była dotąd wykorzystywana jako arena zmagań zawodów z cyklu AZS Winter Cup. Trasa nr 5, która niejednokrotnie gościła mistrzostwa Polski jest jedną z lepszych w kraju do rozgrywania konkurencji technicznych. Mimo skromnych opadów śniegu w tym roku, warunki na popularnej „piątce” były wyśmienite. Widać, że ratrakowi mają pojęcie o swojej robocie.
Podczas inspekcji trasy giganta dało się wyczuć ekscytację połączoną z lekkim lękiem u niektórych zawodników.
Ale będzie tu gaz
– mówili, zsuwając się po twardym i stromym stoku, oglądając konfigurację bramek. Obawy okazały się płonne, bowiem już podczas obserwacji przedzjeżdżaczy dało się wyczuć, że ustawienie jest „ostrożne” i raczej trzeba będzie się skupić nad trzymaniem optymalnej linii i mocnym zacieśnianiem promienia skrętów niż panowaniem nad prędkością.
Po pierwszym przejeździe pań prowadziła Iwona Kohut, która pokazała efektowne i jednocześnie efektywne narciarstwo. Na drugiej pozycji plasowała się Aleksandra Malinowska, której udało się stracić do Iwony zaledwie kilka setnych części sekundy, mimo sporych problemów w górnej części giganta. Debiutująca w akademickich zawodach Maria Łuczak (AWF Katowice) była wolniejsza od obu koleżanek o ponad pół sekundy. Drugi przejazd przyniósł przetasowanie na dwóch pierwszych miejscach i to Ola Malinowska mogła się cieszyć ze zwycięstwa (przewaga nad Iwoną 0,03 sek.).
Mam dobre wspomnienia związane z tą trasą. Co prawda nie pamiętałam jej konfiguracji, ale lubię tu jeździć. Brakowało mi miejsca między bramkami w górnej części, ale nadrobiłam na dole
– powiedziała tryumfatorka giganta na mecie. Miejsca na podium nie dała sobie wydrzeć Maria Łuczak, która po przerwie rozbudowała przewagę nad naciskającą ją „dziewczyną z plakatu”, czyli Heleną Kubasiewicz (ALK Warszawa).
U panów też się działo. Wielką niewiadomą był pierwszy występ w AZS Winter Cup Norberta Wróbla (AWF Kraków) – brązowego medalisty ostatnich mistrzostw Polski w slalomie równoległym. Debiutant nie namieszał jednak w czołówce, zajmując miejsce piąte. Za to zrobił to inny z tegorocznych „pierwszaków” – Jakub Matulka (ALK Warszawa), który już z dobrej strony pokazał się w Kluszkowcach. Świetnie w Krynicy czuli się jeszcze Dominik Białobrzycki (AWF Katowice) i Antoni Szczepanik. Jednak wszyscy wymienieni panowie mogli skupić się na walce o drugie miejsce, ponieważ niepodzielnie na trasie giganta panował Adam Chrapek. Już w pierwszym przejeździe odskoczył rywalom na niemal sekundę.
Do niecodziennego zdarzenia doszło po przejeździe Macieja Żabskiego (PŚl Gliwice). Słynny „Dominator” wprawił zgromadzonych na mecie w niemałą konsternację. Na tablicy wyników Maciej pojawił się bowiem na miejscu pierwszym, z czasem o kilka sekund lepszym od prowadzącego Adama. Zamieszanie trwało długo, ponieważ najpierw niesłusznie go zdyskwalifikowano, a potem obsługa pomiaru czasu długo dochodziła prawidłowego rezultatu, analizując wydruki z aparatury. Ostatecznie Maćka w drugim przejeździe nie zobaczyliśmy, ponieważ na oficjalnej liście z wynikami pojawił się na 32. pozycji.
Panowie zajmujący trzy pierwsze miejsca utrzymali swoje pozycje, więc na podium znaleźli się Adam Chrapek, Jakub Matulka (+2,06 sek.) i Dominik Białobrzycki (+2,08 sek.), rehabilitując się za bardzo nieudany występ w Kluszkowcach. Szczególnie szczęśliwy był srebrny medalista, który może w tym roku dać się we znaki starym mistrzom i utrudnić im życie w walce o podium w klasyfikacji generalnej.
Gigant był naprawdę wspaniały, a slalom, który miał być rozegrany bezpośrednio po nim zapowiadał się równie wyśmienicie. Na starcie od rana stała piękna budka dla zawodników, dystans do mety był przyzwoity, trasa doskonała – co więc poszło nie tak? Sygnałem ostrzegawczym mogły być już próby przejazdów fragmentu gotowego slalomu przez „testera ustawienia” w momencie, gdy akademicy ścigali się po gigancie. Ale pewnie wszyscy stwierdzili, że ekipa obsługująca zawody chce po prostu zaserwować absolutną perełkę slalomową i próbne przejazdy mają na celu zaprezentowanie czegoś, o czym zawodnicy pamiętać będą przez cały sezon. W sumie sztuka ta się udała, co prawda z innego powodu, ale nie uprzedzajmy wydarzeń…
Czerwona lampka powinna zapalić się w momencie, gdy zostało wstrzymane oglądanie trasy i konieczna była modyfikacja ustawienia w jej dolnej części. Układ bramek był nie za bardzo możliwy do przejechania, a korekta wymagałaby przestawienia całego odcinka aż do mety. Wszyscy byli zmarznięci i chcieli już zaczynać. Zawodnicy podpowiedzieli więc ustawiaczowi jak wybrnąć z sytuacji i w efekcie pojawiła się nieco wymuszona zmiana rytmu i długi skręt w miejsce kombinacji z przelotem. Trochę przypominało to sytuację sprzed kilkunastu lat, kiedy Michał Hellmann czy Piotr Kalisz poprawiali slalomy przed AZS Winter Cup w Kielcach i na Stożku. Ale pomylić każdy się może, kto by się przejmował takimi drobnostkami.
Alarm włączył się, gdy po przejeździe kilku przedzjeżdżaczy slalom wyglądał jak Krzyżacy po konfrontacji z wojskami Jagiełły. Wcale nie lepiej było, kiedy ruszyły panie. Po przejeździe każdej zawodniczki trzeba było wymieniać tyczki, bo albo w śniegu pozostawał sam gwint, a reszta strzelała w powietrze, albo rura łamała się tuż nad nim. Powodowało to oczywiście długie przestoje w zawodach. Ekipa techniczna zwalała winę na małą ilość śniegu, ale wyrwanie całej tyczki razem z gwintem zdarzało się wyjątkowo rzadko. Problem leżał gdzie indziej. Wszyscy przecierali oczy ze zdumienia, rosnąca frustracja powoli zaczynała przeradzać się w śmiech, i mimo że był to śmiech przez łzy, cóż więcej pozostało zawodnikom oczekującym na start. A oczekiwanie nie było krótkie, gdyż pierwszy przejazd trwał dwie (!) godziny. Wszystko przez to, że slalom został ustawiony z wyjątkowego szrotu. Nie wiem czy była to akcja czyszczenia magazynów z zalegających tam tyczek, ale takie posunięcie rozwaliło całe zawody. Co prawda z biegiem czasu interwał startowy zmniejszał się, bo w miejsce sypiącego się złomu pojawiały się lepsze sztuki, ale perspektyw na drugi przejazd nie było. Jestem przekonany, że za kilka lat tę farsę wszyscy przywoływać będą ze śmiechem, tak jak weterani AZS Winter Cup reagują na wspomnienie o starterce w skórzanej lotniczej czapce z Telegrafu, czy gigancie na pojedynczych tyczkach tamże. Podczas dzisiejszej transmisji zjazdu w Kitzbühel komentujący zawody Marcin Szafrański powiedział:
Wiedzą panowie z lokalnego klubu jak zrobić zawody na najwyższym poziomie.
No to ci ze szkółki z Krynicy-Zdrój nie mają o tym pojęcia. I naprawdę szkoda, że pierwsze zetknięcie z Jaworzyną miało tak rozczarowujące zakończenie. Ale mam nadzieję, że organizatorzy z AZS Warszawa (których ogromu pracy naprawdę mi żal w tym momencie) dadzą jeszcze szansę temu fantastycznemu miejscu. Nie takie rzeczy akademicki sport już widział!
Zasłyszane na trasie:
Widziałeś Chrapka? Ale jechał! Bałem się, że cały slalom połamie. Ale poszły tylko dwie.
Dobre? No to jeszcze:
Mógł ustawić trochę wolniejszy, to by mniej połamali. A tak to nie zarobimy nawet na tyczki.
Mało?
Teraz to już nie patrz na kolory. Wstawiaj to co masz.
W bólach udało się jednak dociągnąć przed zmrokiem jeden przejazd slalomu. Gdy już wyczyszczone zostały prawie wszystkie zapasy tyczek, ostatni zawodnik przeciął linię mety i można było jechać na rozdanie nagród. A te za slalom wśród pań otrzymały Iwona Kohut, Helena Kubasiewicz (+0,41 sek.) i Maria Łuczak (+0,58 sek.). Z kolei przymusowo skróconą zabawę u mężczyzn na swoją korzyść rozstrzygnął Antoni Szczepanik. Za nim uplasowali się Dominik Białobrzycki (+0,15 sek.) i Adam Chrapek (+0,44 sek.). Panowie z obsługi odetchnęli z ulgą i stwierdzili, że jeszcze z dziesięć tyczek da się naprawić. Tu się utnie, tam się przykręci i będzie można nadal śmigać. Heja!
Klasyfikację drużynową wśród pań wygrały dziewczęta z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Za nimi znalazły się studentki z Politechniki Warszawskiej i Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. U panów najlepsze trofeum zgarnęli przedstawiciele Politechniki Śląskiej Gliwice. Nieco gorsi okazali się reprezentanci Akademii Górniczo-Hutniczej z Krakowa, a skład na podium uzupełnili alpejczycy z Politechniki Warszawskiej, zmazując (lekko) plamę daną w Kluszkowcach.
ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ Z 3. ELIMINACJI AZS WINTER CUP 2019/2020 W KRYNICY-ZDRÓJ
Teraz Akademicki Puchar Polski przyspiesza – za tydzień bój w Zawoi, który jednocześnie będzie Akademickimi Mistrzostwami Warszawy i Mazowsza. Mobilizacja zawodników ze stolicy wskazana! Do akcji powraca też ekipa pana Staszela z Kluszkowiec, więc powinno być już bez atrakcji dodatkowych. A Zawoja to Zawoja – ten stok to już legendarne miejsce na akademickiej mapie.
WYNIKI KOBIET – 3. ELIMINACJE AZS WINTER CUP 2019/2020 – KRYNICA-ZDRÓJ
WYNIKI MĘŻCZYZN – 3. ELIMINACJE AZS WINTER CUP 2019/2020 – KRYNICA-ZDRÓJ