Kilka dni przed rozpoczęciem mistrzostw Polski w narciarstwie alpejskim trasę w Szczawnicy wypróbowali studenci. Na lodowej ścianie Palenicy Maja Chyla (UJ Kraków) zdeklasowała rywalki w obu konkurencjach. Po raz drugi z rzędu w gigancie bezkonkurencyjny był Antoni Szczepanik (PW Warszawa), a zwycięską passę slalomową kontynuuje Juliusz Mitan (AGH Kraków).
W Szczawnicy wydarzyło się to o czym wszyscy marzyli. Po kilku dniach odwilży przyszedł mróz, a nasiąknięta od deszczu trasa zamieniła się niemalże w beton. Ci, którzy nie zadbali o odpowiednie przygotowanie krawędzi mieli powody do obaw, bowiem ściganie odbywało się w iście pucharowych warunkach. Tu nie mogło być żadnych przypadkowych rozstrzygnięć – aby ścigać się o medale po wyjątkowo wymagającej i do tego lodowej trasie na Palenicy trzeba być po prostu wybitnym alpejczykiem. A takich nie zabrakło podczas drugich eliminacji AZS Winter Cup 2021/2022. Wśród ponad setki zawodników znalazła się cała akademicka czołówka oraz aktualna mistrzyni Polski Maja Chyla, której start był na pewno dużą atrakcją dla zawodniczek mogących sprawdzić się z jedną z najlepszych alpejek w kraju.
ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ Z II ELIMINACJI AZS WINTER CUP 2021/2022
Gigant w Szczawnicy jest obok tego z Zawoi najciekawszym w całym cyklu. Na długiej, urozmaiconej i momentami bardzo stromej trasie trzeba się wykazać wybitnymi umiejętnościami sztuki narciarskiej. Naprawdę miło było popatrzeć na zmagania w tej konkurencji. Zaczęły tradycyjnie panie. Przez bardzo długi czas na prowadzeniu znajdowały się trzy zawodniczki, którym udało się dotrzeć do mety w czasie krótszym niż minuta. Na czele była Zofia Zdort (SUM Katowice), a tuż za nią Julia Włodarczyk (AWF Katowice) oraz Maria Łuczak (UMe Łódź). Kolejne zawodniczki mijały kreskę, ale żadna nie była w stanie zbliżyć się do prowadzącej trójki. Aż do czasu, gdy do akcji wkroczyła dziewczyna z tegorocznego plakatu, czyli Katarzyna Wąsek (CC Warszawa). Kasia nie była obecna podczas inauguracji w Zakopanem, więc startowała z odległym numerem. Idealne warunki i piękna jazda pozwoliły dominatorce z zeszłego sezonu wyjść na prowadzenie. O ile przejazd Wąsek był ciosem celnym, to ten wyprowadzony przez Maję Chylę chwilę później był nokautującym. Tego należało się spodziewać, bowiem reprezentantka Uniwersytetu Jagiellońskiego była zdecydowaną faworytką. Oglądanie Mai w akcji to wielka przyjemnością dla oka, ale jednocześnie gorzka pigułką do przełknięcia dla pozostałych dziewcząt, które musiały zadowolić się walką o srebro w przejeździe drugim. A w nim troszkę gorzej zaprezentowała się Zosia Zdort, która spadła z podium. Jej miejsce zajęła Julia Włodarczyk, która zapracowała na brąz. Kasia pokonała trasę o sekundę szybciej i objęła prowadzenie, ale tylko na chwilę, bowiem kilkadziesiąt sekund później na metę wpadła liderka i nie pozostawiła żadnych wątpliwości. Przewaga 3,45 sek. pokazuje czym różni się uprawianie tej dyscypliny od zabawy (na wysokim poziomie, ale jednak nie zawodowym).
O skali trudności zawodów w Szczawnicy niech świadczy różnica między zwyciężczynią, a sklasyfikowaną na miejscu dwudziestym Igą Wilczyńską (AWF Kraków). Iga, która przecież nie jest osobą przypadkową, bo potrafiła stawać na podium Akademickiego Pucharu Polski, straciła w dwóch przejazdach do złotej medalistki niemal 26 sekund. Coś niebywałego!
Do śmiesznej sytuacji doszło pod koniec pierwszego przejazdu kobiet, gdy do akcji wkroczyły zawodniczki z Lublina, reprezentujące Uniwersytet Medyczny. Starter, który puszczał na trasę kolejne panie z takim samym interwałem czasowym, nie przewidział, że niektórym uczestniczkom pokonanie dystansu do mety zajmie dwie minuty. W efekcie dziewczyny zaczęły się doganiać i w pewnym momencie, na ostatniej ściance obserwować mogliśmy jednocześnie jazdę aż trzech! Co więcej Natalia Gryta była znacznie szybsza od Natalii Konarskiej i dogoniła ją w połowie stromej części.
Nie wiedziałam co mówi regulamin w takiej sytuacji, więc nie wyprzedziłam koleżanki, bo nie byłam pewna czy to dozwolone
– tłumaczyła po całym wydarzeniu. Dawno nie oglądaliśmy takich obrazków podczas zawodów AZS Winter Cup, a przecież są one barwnym dodatkiem do rywalizacji i jednocześnie miłym akcentem, pokazującym że dobra zabawa nie toczy się wyłącznie w górnej części tabeli.
Równie piękną batalię stoczyli panowie. Zwycięstwo w takich warunkach na Palenicy to bez wątpienia marzenie wielu z nich, a jednocześnie ciężko było jednoznacznie wskazać faworyta. Na pewno jednym z nich był lider klasyfikacji generalnej Antoni Szczepanik, który zmiażdżył rywali na Harendzie, ale zagadką było to, czy w lodowych warunkach będzie w stanie dokonać tej sztuki ponownie. Wątpliwości rozwiał już pierwszy przejazd, w którym reprezentant Politechniki Warszawskiej wypracował niemal sekundę przewagi nad drugim na mecie Wojciechem Dulczewskim (AWF Kraków). Po jego występie wielu przecierało oczy ze zdumienia, bowiem Wojtek nigdy jeszcze nie gościł na podium AZS Winter Cup. Ale trzeba przyznać, że sposób w jaki pokonywał kolejne skręty był imponujący, a kąty pod jakimi ustawiał narty na lodowej nawierzchni mogły zaimponować każdemu kibicowi narciarstwa. Z trzecim czasem na mecie zameldował się, będący w niesamowitym „gazie”, Stanisław Hejmo (UJ Kraków). W drugiej odsłonie najpierw sprawę pokpił walczący o podium Paweł Jaksina (PK Kraków), który tuż przed metą popełnił błąd i ledwo zmieścił się w prawidłowym torze jazdy.
Noga nie wytrzymała, udo zrobiło się czerwone, zagotowało się jak w piecu hutniczym, no i nie dałem rady. Próbowałem jeszcze docisnąć, ale się nie dało
– tłumaczył na mecie, gdy przeszła mu złość. Jeśli taki tur opadł z sił, to wysiłek musiał być rzeczywiście morderczy. Po fantastycznym drugim przejeździe (drugi czas) na czwarte miejsce wskoczył Mateusz Bucki (AWF Kraków). Nie zmieniła się kolejność na podium – trzeci medal z rzędu zdobył Stanisław Hejmo, a najszczęśliwszym człowiekiem na mecie był Wojciech Dulczewski, który spełnił swoje wielkie marzenie i po raz pierwszy zdobył medal AZS Winter Cup. Rozentuzjazmowany powiedział na mecie:
Na to podium czaiłem się od dłuższego czasu. Ostatnio na Palenicy byłem czwarty – wtedy uwierzyłem, że mogę to osiągnąć. Bardzo się cieszę z tego powodu.
I gdy tak wszyscy się cieszyli, na metę wpadł Antek Szczepanik i „pozamiatał” towarzystwo. Zwyciężył z przewagą 1,82 sek. czyli niemal identyczną, jak podczas pierwszych eliminacji w Zakopanem. Skąd taka zwyżka formy? Zawodnik „polibudy” sam wydaje się być zaskoczony, bowiem twierdzi, że trenuje coraz mniej, a odjeżdża rywalom coraz bardziej. Widząc potencjał, wiele osób namawiało Antoniego do startu w mistrzostwach Polski za kilka dni, ale nie dał się przekonać i zamierza skupić się na walce o Kryształowe Kule w AZS Winter Cup.
Ekipa Mariusza Staszela zlitowała się nad wymęczonymi mięśniami zawodników po gigancie i tym razem obniżyła nieco start slalomu. Najszybsi spędzali na trasie niecałe 40 sekund, więc znacznie mniej niż zwykle na Palenicy. Być może bardziej wymagające rozwiązanie zobaczymy podczas finału pod koniec sezonu. Mimo krótszego dystansu, różnice czasowe między zawodnikami były znaczne. Ale nie obyło się bez emocjonujących wydarzeń na trasie. Zdradliwym okazał się fragment męskiego slalomu tuż za pierwszym przełamaniem terenu, gdzie należało bardzo przypilnować optymalnego toru jazdy. Wielu ta sztuka się nie udała i nawet w drugim przejeździe (po tym samym ustawieniu) pułapka ustawiacza działała nadspodziewanie skutecznie.
Przenieśmy się jednak na chwilę na trasę pań. Tu karty ponownie rozdawała Maja Chyla, która nie dała żadnej nadziei rywalkom. Pewnie zwyciężyła w obu przejazdach i pokonała drugą na mecie Julię Włodarczyk aż o 2,64 sek. Trzecie miejsce wywalczyła, jadąca w koszulce slalomowej liderki, Helena Kubasiewicz (ALK Warszawa), wolniejsza od Mai o 3,29 sek. Smakiem musiała się obejść Maria Łuczak, bowiem do medalu troszkę zabrakło.
Slalom panów przerwał medalową serię Stanisława Hejmo, który odpadł z rywalizacji w miejscu wspominanym przeze mnie dwa akapity wcześniej. W drugim przejeździe sam wyeliminował się z walki Antoni Szczepanik, który deptał po piętach prowadzącemu Juliuszowi Mitanowi. A ten jeździł za to jak natchniony. Newralgiczne miejsce pokonał w sposób imponujący, tak jakby był przyklejony do stoku. Najlepsze czasy obu przejazdów i zasłużone zwycięstwo. Juliusz jest w wybornej formie slalomowej i tryumfuje w tej konkurencji nie tylko w zawodach akademickich, ale i FIS-owych. Zobaczymy na które miejsce mocy wystarczy za kilka dni w mistrzostwach kraju. 0,99 sek. wolniejszy był… Wojciech Dulczewski. Co za dzień tego alpejczyka! Imponujące. Brąz trafił w ręce Piotra Krawczyka (AGH Kraków), którego obecności na podium nie można już traktować jako niespodzianki, bowiem na stałe zadomowił się w akademickiej czołówce.
Klasyfikację drużynową wśród ekip żeńskich wygrały reprezentantki Uniwersytetu Jagiellońskiego przed dziewczętami z Uniwersytetu Warszawskiego oraz Śląskiego Uniwersytetu Medycznego z Katowic. U panów trwa dominacja przedstawicieli Akademii Górniczo-Hutniczej z Krakowa. Daleko za nimi studenci z warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego i Szkoły Głównej Handlowej.
Kolejny przystanek za dwa tygodnie w Krynicy-Zdrój. Niestety ulubiona przez wszystkich czarna „piątka” pewnie nie będzie jeszcze naśnieżona. Zeszłoroczna trasa też nie będzie mogła być wykorzystana, ponieważ do dyspozycji była tylko przy niedziałającym ośrodku ze względów pandemicznych. Czeka nas zatem niespodzianka i jakaś nowa arena zmagań.
Wyniki kobiet i mężczyzn dostępne są na stronie www.wintercup.pl, a bardzo ładne zdjęcia z zawodów pojawiają się na naszym instagramie.