Wyjątkowo ciekawie rozwija się akademicki sezon. W ostatnich zawodach AZS Winter Cup w Zawoi z jednej strony zwyciężali faworyci w gigancie, z drugiej byliśmy świadkami zaskakujących rezultatów w slalomie. Czy ktoś, oprócz wróżbity Macieja, byłby w stanie przewidzieć brak Anny Berezik (AWF Katowice), Karoliny Klimek i Doroty Sierpińskiej (obie ALK Warszawa) na slalomowym podium? Czy ktoś obstawiający zwycięstwo Tomasza Pająka (PŚl Gliwice) nie zostałby uznany za szaleńca? Sport, również w akademickim wydaniu, jest piękny i nieprzewidywalny!
ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ Z 2. ELIMINACJI AZS WINTER CUP 2016/2017 W ZAWOI
AZS Winter Cup rozgrywany jest 15. rok z rzędu. Ostatnio zastanawiałem się, które zawody najbardziej zapadły mi w pamięć. Na pewno jednymi z najlepszych były te z początku 2006 roku w Szczyrku, kiedy na trasie FIS rozegrano jedyny w historii Akademickiego Pucharu Polski supergigant. Zwyciężył Aleksander Pobikrowski (SGH Warszawa) z czasem 57,61 sek., Jakub Jonkisz (ATH Bielsko-Biała) przeleciał nad płachtą po skoku na „Grzebieniu” i został zdyskwalifikowany, a ja wracałem do ścigania po miesięcznym zapaleniu płuc i minuta jazdy była ciężkim orzechem do zgryzienia. Co sprawia, że takie zawody pamięta się do końca życia? O ich wyjątkowości decyduje skala trudności oraz czas spędzony na trasie. Dziesiątki startów w gigantach na 30 sekund mieszają się ze sobą, ale te najdłuższe pamięta się ze szczegółami. Nie inaczej jest w Zawoi, podczas najbardziej wymagającego, najdłuższego giganta w akademickim sezonie. Gdy doświadczasz chociaż namiastki tego, co zawodnicy Pucharu Świata po pokonaniu trasy na legendarnej Gran Risie w Alta Badia, czy finałowej ściany w Adelboden, czujesz o co w tym wszystkim chodzi. To nie jest zwykła przejażdżka po starej trasie w Kluszkowcach, gdzie tak naprawdę trzeba pokonać cztery skręty na ściance. To jest gigant na Mosornym Groniu. Z samej góry. 1420 m narciarskiej uczty. Nogi muszą wytrzymać ponad minutę wytężonej pracy, a wymęczone mięśnie błagają o litość, gdy wjeżdżasz na ostatnią ścianę przed metą po 60 sekundach, w których nie nadążasz dostarczać do nich tlenu. To w Zawoi puryści językowi są w stanie przymknąć oko na „kurwę” rzucaną nawet przez kobiety po przekroczeniu linii mety. To tu zwycięstwo smakuje o niebo lepiej niż gdzie indziej. W radiowej zapowiedzi (PR Czwórka) Antoni Zalewski (Politechnika Warszawska) mówił:
Gigant w Zawoi jest najlepszy w sezonie. Wszyscy czekamy na to wydarzenie przez cały rok.
W tym sezonie trasa zawodów była najdłuższa w historii. Najlepszy czas przejazdu wykręcił Antoni Szczepanik (SGH Warszawa). 1:09,03 robi wrażenie. I choć ubiegłoroczny tryumfator Paweł Jaksina (AGH Kraków) wściekle atakował w drugim przejeździe (1:09,04), nie dał rady koledze z Warszawy i musiał zadowolić się srebrnym medalem. Doskonale spisał się Jakub Zastawny (Politechnika Warszawska). Zdobywając brąz pokazał, że można osiągnąć sukces w gigancie (przynajmniej na akademickim poziomie) bez postury rzymskiego gladiatora. W stawce pań po pierwszym przejeździe prowadziła Iwona Kohut (AWF Katowice), ale w ostatecznym rozrachunku doświadczenie wzięło górę i ze złotego medalu cieszyła się Karolina Klimek. Iwona po słabszym drugim przejeździe musiała zadowolić się trzecią pozycją. Srebro wywalczyła Aleksandra Malinowska (Uniwersytet Jagielloński), dla której był to pierwszy start w AZS Winter Cup w tym sezonie.
Oprócz umiejętności, o dobrym wyniku decydował też wiatr. W piątkowe przedpołudnie trafienie w „okienko pogodowe” było istotnym czynnikiem, wpływającym na uzyskanie dobrego rezultatu. Momentami podmuchy były tak silne, że przesuwały zawodników po śniegu niczym żaglówki na morzu.
W narciarstwie alpejskim, w przeciwieństwie do skoków, nie jest przyznawana bonifikata za wiatr. A dzisiaj start w odpowiednim momencie miał duże znaczenie. Ja miałem dużo szczęścia.
– przekonywał na mecie Jakub Zastawny. Na porażkę w walce z wichrem narażeni byli szczególnie mniej atletycznie zbudowani zawodnicy.
Slalom na Mosornym Groniu nie jest aż takim wydarzeniem jak gigant, ale końcówka na bardzo stromym fragmencie stoku dostarcza wielu emocji. Często nogi, zmęczone wyczerpującymi zmaganiami, odmawiają posłuszeństwa przy pokonywaniu ostatnich bramek i dochodzi do ciekawych rozstrzygnięć. Nie inaczej było i tym razem. Któż mógłby się spodziewać, że Ania Berezik drugi raz z rzędu nie ukończy slalomu? Że również taki los spotka Karolinę Klimek? Że Dorota Sierpińska, zwyciężczyni inauguracyjnych zawodów na Harendzie, prowadząc po pierwszym przejeździe weźmie ostatnią tyczkę między nogi? W obliczu tych wydarzeń mieliśmy zupełnie inne podium niż zwykle. Jednak znalazły się na nim zawodniczki nieprzypadkowe. Brąz zdobyła Ola Malinowska, która podobnie jak przed rokiem, prezentuje od początku sezonu wysoką formę. Nie może też dziwić drugie miejsce Magdaleny Kłusak. Reprezentantka katowickiej AWF wymieniana była w gronie faworytek również w gigancie, ale dekoncentracja podczas oglądania trasy pokazała jak istotny jest to element narciarskiego rzemiosła. Zwycięstwo Iwony Kohut mogło zaskoczyć tylko totalnych ignorantów, bowiem po pierwszych zawodach w Zakopanem wiadomo było, że ta zawodniczka będzie odgrywać kluczową rolę w Akademickim Pucharze Polski.
O ile w stawce pań przez ostatnich kilka sezonów można było wskazać murowane faworytki do medali, to w gronie panów sytuacja prezentowała się nieco odmiennie. Od czasów, gdy akademickie ściganie zakończył Jakub Ilewicz, ciężko jest wskazać dominatora, który wygrywałby kilka razy z rzędu. Jak się okazuje, „Baton” namaścił swojego następcę. Tomasz Pająk zaliczył co prawda jedno podium w gigancie w karierze, jednak nikt nie postawiłby na niego złotówki w kontekście zwycięstwa. Zawodnik trenujący pod okiem starego mistrza, był sprawcą największej sensacji piątkowych zawodów na Mosornym Groniu. Skromny, cichy i speszony występami przed kamerą, tym razem emanował radością udzielając wywiadu do „Gadających Głów”.
Drugi raz w życiu cieszę się po zawodach. Na tym samym stoku byłem kiedyś trzeci w gigancie, ale to wynik bez porównania z dzisiejszym. Dziękuję Kubie Ilewiczowi i AKN Firn za wspólne treningi.
– powiedział szczęśliwy, po ochłonięciu. Stawkę na podium uzupełnili Jakub Zastawny oraz Kamil Krawczyk (SGH Warszawa). Szczególnie młodszy z braci Krawczyków ma czego żałować, bowiem po pierwszym przejeździe to on znajdował się na górze tabeli wyników. Oto jak skomentował swój występ:
Na pewno żal, że nie udało się wygrać. Trochę pobawiłem się w balet i potańczyłem na jednej nodze, ale medal to medal. Dopóki stoi się na podium, to jest dobrze. Najgorsze jest czwarte miejsce.
W klasyfikacji drużynowej najlepsze okazały się uczelnie AWF Katowice (panie) oraz SGH Warszawa (panowie).
ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ Z 2. ELIMINACJI AZS WINTER CUP 2016/2017 W ZAWOI
Kolejne zawody za dwa tygodnie w Kluszkowcach. Będą to jednocześnie Akademickie Mistrzostwa Warszawy i Mazowsza, więc należy spodziewać się wzmożonej aktywności zawodników ze stolicy oraz Płocka. Ze względu na pierwszą od trzech lat zimę w polskich górach, wszyscy liczą na wykorzystanie nowej trasy, która dotąd rzadko była areną zmagań studentów. Sezon trwa!
WYNIKI KOBIET – 2. ELIMINACJE AZS WINTER CUP 2016/2017 – ZAWOJA
WYNIKI MĘŻCZYZN – 2. ELIMINACJE AZS WINTER CUP 2016/2017 – ZAWOJA