Maja Chyla (UJ Kraków) i Juliusz Mitan (AGH Kraków) zdominowali ostatnie eliminacje sezonu 2023/2024 Akademickiego Pucharu Polski, wygrywając w obu konkurencjach. Zawody odbyły się w Czarnej Górze na resztkach śniegu i przy padającym deszczu.
Warunki atmosferyczne w drugiej połowie sezonu w polskich ośrodkach nie rozpieszczają. A patrząc na sytuację panującą w Czarnej Górze, określenie to wydaje się nad wyraz eufemistyczne. GrapaSki to ośrodek, który jest zawsze jednym z najpóźniej poddających się bastionów narciarskich. Jeśli nawet tu pod koniec lutego błoto zaczyna wychodzić spod śniegu, to znaczy, że dzieje się coś dziwnego. Organizatorzy kolejnych imprez narciarskich wywieszają białe flagi. Odwołany został słynny Bieg Piastów, skapitulowała dziecięca liga MOZN, a mastersi na finał swoich zmagań będą musieli poczekać do grudnia. Ogólnie dobrze nie jest. Ale AZS Warszawa postanowił iść pod prąd i spróbować dokończyć sezon w zaplanowanym wymiarze. Zmieniło się tylko miejsce rozgrywania piątych eliminacji, bowiem piątek 23 lutego studenci mieli spędzać w Jurgowie.
Dżdżysty poranek bardziej niż narciarskie święto przypominał stypę. Grząski śnieg mieszał się gdzieniegdzie z wychodzącą spod niego ziemią. Przy niektórych bramkach ustawionego o świcie giganta przebijało ciemne podłoże, co zwiastowało możliwość powtórki z 2016 roku, gdy na Harendzie trzeba było wydłużyć trasę przejazdu, by ominąć błoto. Muszę przyznać, że w tym momencie uważałem rozgrywanie tych eliminacji za szaleństwo, ale mimo tylu lat spędzonych na stokach ciągle potrafi mnie jeszcze dużo zaskoczyć. Mariusz Staszel ze swoją ekipą znowu dokonali niemożliwego i w tej całej beznadziei dali się pościgać ponad 90 zawodnikom w naprawdę przyzwoitych warunkach. Magia salmiaku i łopaty.
ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ Z V ELIMINACJI AZS WINTER CUP 2023/2024 – CZ. 1, CZ. 2
GrapaSki to zdecydowanie najłatwiejszy stok, na jakim przyszło rywalizować studentom w tym sezonie AZS Winter Cup. Właściwie skupić się trzeba tylko na krótkim stromym odcinku w pierwszej części trasy oraz na wybijającej w powietrze buli nieco niżej. Poza tym kije pod pachy i jazda. Dwa miejsca, o których wspomniałem, dostarczyły jednak całkiem atrakcyjnych obrazków i uświetniły tę dość przeciętną (od strony trudności) rywalizację w gigancie.
Gdy technicznie trasa nie jest wymagająca nie należy spodziewać się wielkich różnic czasowych. Mimo to, dwie zawodniczki odjechały reszcie stawki. Zwyciężyła Maja Chyla, która po potknięciu w Krynicy-Zdrój i nieobecności w Zawoi wróciła na szczyt. Całkiem dzielnie walczyła z nią Zofia Zdort (SUM Katowice), tracąc 0,62 sek. Zanosiło się, że brąz zdobędzie trzecia po pierwszym przejeździe Adrianna Borowik (UW Warszawa). Jednak po przejechaniu kilku bramek w drugim przejeździe zawodniczka upadła, uszkadzając przy okazji kolano. O własnych siłach dotarła do mety, ale o konsekwencjach tego zdarzenia będzie można więcej powiedzieć dopiero po dokładnym badaniu. W obliczu takiego rozwoju wydarzeń skład na podium uzupełniła Karolina Haratek (UJ CM Kraków), która na trasie przebywała o 2,07 s. dłużej od liderki.
U panów popisał się Juliusz Mitan, który na zawody przybył aż z Hiszpanii, gdzie obecnie pomieszkuje. Pewnie zastanawiał się, czy było warto, ale pierwsze zwycięstwo w gigancie w tym sezonie na pewno ułatwiło ocenę sytuacji. Niemal pół sekundy więcej na dotarcie do mety potrzebował tryumfator sprzed dwóch tygodni Piotr Krawczyk (PK Kraków), a 0,96 s. stracił Stanisław Hejmo (UJ Kraków), który w gigancie w Czarnej Górze już kiedyś odniósł sukces.
Slalom miał dwa oblicza. Pierwszy przejazd był znacznie bardziej wymagający i kilkanaście zawodniczek i zawodników nie dotarło do mety. Kombinacja arytmicznych skrętów i figury pod koniec jedynego stromego odcinka okazała się zbyt trudną przeszkodą dla niektórych, co skończyło się nawet schwytaniem Karoliny Haratek w sieć zabezpieczającą trasę. Podczas oglądania drugiego przejazdu zawodnicy mierzyli za to odległości między tyczkami, bowiem gdzieniegdzie wynosiły prawie 11 m. Poszło więc znacznie łatwiej, ale o niespodziankach ciężko było marzyć. Zwyciężali faworyci.
W stawce pań po drugie złoto sięgnęła Maja Chyla, wygrywając ponownie z Zosią Zdort (+0,78 sek.). Zmiana nastąpiła na miejscu trzecim które wywalczyła Anna Skarbek-Malczewska (PK Kraków). Dublet ustrzelił też Juliusz Mitan, któremu rady nie dał ani Piotr Krawczyk (PK Kraków), ani akademicki mistrz Polski w tej konkurencji Wojciech Dulczewski (AGH Kraków).
W klasyfikacji drużynowej na najwyższym stopniu podium zameldowały się reprezentantki Akademii Górniczo-Hutniczej z Krakowa, które wyprzedziły koleżanki z Uniwersytetu Warszawskiego i Politechniki Krakowskiej. U panów trwa dominacja Akademii Górniczo-Hutniczej – kolejny raz nikt nie był w stanie im dorównać. Drugie miejsce zajęli zawodnicy Politechniki Krakowskiej, a warszawski akcent to obecność na podium drużyny Politechniki Warszawskiej.
Za tydzień wielki finał, który zaplanowany jest w Szczawnicy. Jeśli warunki nie pozwolą na rozegranie tych zawodów, to w życie wdrożony zostanie plan „B”, czyli zakopiańska Harenda. A w zanadrzu znajduje się plan „C”, którym jest Kasprowy Wierch. Wkrótce przekonamy się, która z tych opcji będzie wcielona w życie.
Wyniki kobiet i mężczyzn dostępne są na stronie www.wintercup.pl, a bardzo ładne zdjęcia z zawodów pojawiają się na naszym instagramie.