Katarzyna Wąsek (CC Warszawa) po raz kolejny zdominowała rywalizację w Akademickim Pucharze Polski i zwyciężyła w obu konkurencjach ostatnich eliminacji w tym sezonie. W stawce mężczyzn z wymagającą trasą w Szczawnicy najlepiej poradzili sobie Dominik Białobrzycki (AWF Katowice) w gigancie oraz Juliusz Mitan (AGH Kraków) w slalomie. Zmagania na Palenicy były ostatnim przystankiem AZS Winter Cup przed wielkim finałem.
Nie mają szczęścia zawodnicy rywalizujący w tegorocznym Akademickim Pucharze Polski. Nie dość, że niemal przez cały sezon trzeba było slalomem omijać nowo wprowadzane restrykcje covidowe, to jeszcze kalendarz ułożył się tak, iż w trakcie najlepszej zimy nie było zaplanowanych żadnych zawodów. Po trwających niemal dwa tygodnie tęgich mrozach, Szczawnica przywitała akademików odwilżą. To jednak nie zraziło wciąż głodnych narciarskich wrażeń alpejczyków, których aż 107 zjawiło się na starcie.
ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ Z 5. ELIMINACJI AZS WINTER CUP 2020/2021 W SZCZAWNICY
Gigant na Palenicy to obok tego z Zawoi jedno z najciekawszych wydarzeń w sezonie. Jest od niego nieco krótszy, ale nachylenie stoku i ciekawa konfiguracja terenu sprawiają, że poziomem trudności przewyższa chyba wszystkie inne. W ocenie zawodników ustawienie było dość wymagające, a bramki mocno podkręcone. Ekipa techniczna robiła co mogła, by utrzymać trasę w jak najlepszym stanie, ale z pogodą ciężko wygrać. Lodowa skorupa po nocnym przymrozku załamywała się po przejeździe każdego zawodnika, więc pechowcy z odległymi numerami musieli stoczyć walkę nie tylko z rywalami, ale i z naprawdę nieprzyjemnymi nierównościami. Po raz pierwszy w sezonie zdecydowano się przestawić trasę giganta przed drugim przejazdem, co potwierdza, że skala zniszczeń była spora.
Dołek formy na Szczawnicę przypadł zeszłorocznej tryumfatorce Katarzynie Ostrowskiej (PW Warszawa), która smutnym wzrokiem spoglądała na swoje nazwisko przy 11. miejscu na tablicy wyników. Honoru „Polibudy” bronić próbowała Maja Krzyżanowska, która z zawodów na zawody spisuje się coraz lepiej, ale wypięta narta w drugim przejeździe i lądowanie w siatkach zabezpieczających trasę przekreśliły szansę na miejsce w czołówce. Po nieudanym debiucie na Harendzie (złamany obojczyk) do rywalizacji wróciła Róża Warzecha (PŚl Gliwice) i wywalczyła miejsce szóste. Tuż za podium, ale z potężną stratą do pierwszej trójki, zameldowała się najlepsza zawodniczka zeszłorocznego cyklu AZS Winter Cup Iwona Kohut (AWF Wrocław). Na trzecie miejsce zapracowała Aleksandra Malinowska (UJ Kraków), która może bez przesadnej brawury, ale pewnie i stabilnie pokonała selektywną trasę, tracąc do zwyciężczyni 2,82 sek. Fantastycznie zaprezentowała się wreszcie Maria Łuczak (UMe Łódź), która przyznała, że emocje związane z udanym występem siostry Magdaleny na mistrzostwach świata w Cortinie d’Ampezzo uskrzydliły ją w walce o medale Akademickiego Pucharu Polski. Drugie miejsce ze stratą 1,51 sek. to najlepszy występ alpejki z Łodzi w tym sezonie. Wszystko to było jednak niczym w porównaniu do występu Katarzyny Wąsek. Liderka klasyfikacji generalnej nie dała żadnych nadziei rywalkom, wypracowując już w pierwszym przejeździe niemal sekundową przewagę i poprawiając jeszcze w drugim. Tym zwycięstwem Kasia zapewniła sobie tryumf w klasyfikacji generalnej i Kryształową Kulę za tę konkurencję.
U panów zaskoczenie – zawody wygrał Dominik Białobrzycki, który w tym sezonie w gigancie delikatnie mówiąc nie błyszczał. Tym razem przyczaił się na piątej pozycji i zaatakował tak wściekle, że nikt nie był już w stanie go pokonać.
Bardzo lubię tę trasę, znam ją dobrze z mistrzostw Polski i dobrze się na niej czuję
– powiedział po swoim zwycięstwie. Największy opór Dominikowi stawił Antoni Szczepanik (PW Warszawa), który zwyciężył w Zawoi i tym razem również potwierdził wysoką dyspozycję. Reprezentant warszawskiej Politechniki prowadził po pierwszym przejeździe, ale drugi pojechał nieco wolniej i musiał zadowolić się srebrem, przegrywając o 0,15 sek. Na miejsce trzecie zapracował lider klasyfikacji generalnej Norbert Wróbel (AWF Kraków), który stracił 0,73 sek. Tuż za pierwszą trójką z niewielkimi stratami zameldowali się Paweł Jaksina (PK Kraków), Juliusz Mitan oraz atakujący z odległym numerem startowym Andrzej Dziedzic (SGH Warszawa).
Po opadnięciu emocji związanych z gigantem, przyszedł czas na slalom. Start ustawiono przed całym płaskim odcinkiem, więc trasa była naprawdę długa i niektórzy zawodnicy podczas inspekcji ustawienia obawiali się o stan swoich mięśni po jej pokonaniu. Dość powiedzieć, że czas najlepszych przekraczał 50 sekund, więc spokojnie taką ucztą mogłyby być obdarzone zmagania pod auspicjami FIS. A jeśli uczta miała być dobra, to musiała być odpowiednio doprawiona. W ruch poszedł więc salmiak, ale i on wystarczył tylko na część zmagań. Kilogramy wysypanej chemii na Palenicę pozwoliły zawodnikom z czołówki na sprawiedliwą rywalizację. Ci jadący z dalszymi numerami zmagali się z potężnymi dziurami przy bramkach, a wielu z nich nie dotarło do mety.
W stawce kobiet dwie zawodniczki znacząco odjechały reszcie. Z najlepszymi czasami obu przejazdów zwyciężyła Katarzyna Wąsek, która wygrała w tym sezonie wszystko, oprócz grudniowego slalomu, w którym uległa Helenie Kubasiewicz (ALK Warszawa). Czy ktoś jest w stanie zatrzymać tę dziewczynę? Wszystko wskazuje na to, że nie i królowa balu już szykuje się na finałową galę. Ze stratą 0,74 sek. do Kasi na metę wjechała Iwona Kohut, a skład na podium uzupełniła Maria Łuczak, jednak jej strata wyniosła aż 3,90 sek. Na dość zmartwioną wyglądała Iga Wilczyńska (AWF Kraków) – najlepsza debiutantka sezonu i tryumfatorka z Czarnej Góry, która gdzieś zgubiła właściwy rytm. W Szczawnicy w gigancie była 10. a slalomu nie ukończyła.
Radością nie tryskali też najlepszy slalomista tego sezonu Dominik Białobrzycki (trzecie miejsce), ani jego pogromca z Zawoi Tomasz Pająk (PŚl Gliwice), który tym razem po potknięciu w drugim przejeździe zajął 9. miejsce. Powody do zadowolenia miał za to, dawno niewidziany na podium, Jakub Zastawny (PŚl Gliwice) oraz Juliusz Mitan, który najlepiej poradził sobie z tą bardzo trudną trasą. Klasyfikacja mogła wyglądać zupełnie inaczej, gdyby Antoni Szczepanik nie przesadził z zacieśnianiem linii na jednym ze skrętów, co skończyło się wzięciem tyczki między nogi i dołączeniem do długiej listy zawodników, którzy nie podołali trudom rozmiękającego stoku Palienicy. Złość musiała być tym większa, że Antek był autorem najlepszego rezultatu pierwszego przejazdu. Szansa na rehabilitację już za tydzień podczas finału.
Podczas przejazdu drugiej piętnastki slalomowej i walki o ciepłe Harnasie do pękniętej trasy dołączyło niebo i z każdą minutą deszcz stawał się coraz bardziej uciążliwy. Ulewa popsuła trochę ceremonię wręczania medali, a szkoda, bo V eliminacje były jednocześnie mistrzostwami Dolnego Śląska. Ta klasyfikacja spadła jak z nieba Maciejowi „Czarnemu Koniowi” Bieńkowskiemu (UE Wrocław), który wreszcie, po wielu latach prób, coś wygrał. To on zdobył tytuł w slalomie. W gigancie sztuka ta udała się Łukaszowi Jarmuszczakowi (UMe Wrocław). Wśród pań na Dolnym Śląsku rządzi bezapelacyjnie Iwona Kohut, która zgarnęła puchary za obie konkurencje.
W klasyfikacji drużynowej kobiet z ogromną przewagą wygrały zawodniczki Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Za nimi dziewczęta z katowickiej AWF oraz Uniwersytetu Warszawskiego. Pewne zwycięstwo „wyjeździli” alpejczycy z krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej, którzy w pokonanym polu zostawili asów Macieja Żabskiego z Politechniki Śląskiej Gliwice i ich kolegów z Politechniki Warszawskiej.
Za tydzień decydujące starcie, czyli wielki finał. Tuż po nim dwa dni zmagań w slalomie równoległym. Pytanie, czy niespodziewany, wczesny atak wiosny nie pokrzyżuje planów rozegrania tego narciarskiego festiwalu na Harendzie. Ekipa AZS Warszawa obiecuje, że zrobi wszystko, by w tym roku nie trzeba było niczego odwoływać. Czekamy więc na tydzień pierwszorzędnego ścigania.
Na stronie www.wintercup.pl dostępne są pełne wyniki zawodów, klasyfikacje generalne oraz listy osób dopuszczonych do finału, a bardzo ładne zdjęcia z zawodów pojawiają się na naszym instagramie.