Katarzyna Wąsek (CC Warszawa) potwierdziła dominację w Akademickim Pucharze Polski zwyciężając w obu konkurencjach podczas zawodów finałowych i przypieczętowała zdobycie Kryształowych Kul. Po trofeum w stawce panów sięgnęli Norbert Wróbel (AWF Kraków) za gigant oraz Dominik Białobrzycki (AWF Katowice) za slalom.
Finał Akademickiego Pucharu Polski 2020/2021 miał iście królewską oprawę. Mało kto spodziewał się aż tak fantastycznych warunków. Decyzja o przeniesieniu finału z Harendy na Palenicę w Szczawnicy okazała się strzałem w dziesiątkę. Błękitne niebo i lodowa trasa były świetną odmianą do całego sezonu, w którym często zawodnicy musieli zmagać się z mgłą, rozmoczonym śniegiem, a nawet opadami deszczu.
Dziś chyba nie będą narzekać na trasę
– powiedział dumny i zadowolony ze stanu nawierzchni Mariusz Staszel, który stara się jak może, by zawodnicy mogli ścigać się w jak najlepszych warunkach. I rzeczywiście w obliczu temperatury, jaka panuje obecnie w Polsce, twarda jak beton trasa robiła wrażenie i budziła lęk wśród tych, którzy nie przyłożyli się do ostrzenia krawędzi.
ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ Z FINAŁU AZS WINTER CUP 2020/2021 W SZCZAWNICY
Z pozoru zmagania finałowe wydawać by się mogły wydarzeniem mało interesującym. Trzy z czterech Kryształowych Kul miały już swoich zdobywców – dwie z nich zagwarantowała sobie królowa sezonu Katarzyna Wąsek, a kolejna za slalom mężczyzn była w rękach Dominika Białobrzyckiego. Jednak walka o ostatnie trofeum za gigant panów oraz potyczki o miejsca na podium w „generalce” smakowały wyjątkowo dobrze. Po każdym przejeździe następowało liczenie punktów i tworzenie wirtualnych tabel w klasyfikacjach. Niektórzy robili to w głowie, a inni posiłkowali się arkuszami Excela i na bieżąco analizowali sytuację.
Jak już wspomniałem, Kasia Wąsek nie dała się pobawić koleżankom. Gigant wygrała z kosmiczną przewagą 3,99 sek. nad Marią Łuczak (UMe Łódź), a slalom z nieco mniejszą – 0,99 sek. nad Iwoną Kohut (AWF Wrocław). U panów w gigancie zwyciężył Dominik Białobrzycki, który wyraźnie pod koniec sezonu poczuł się znacznie lepiej w tej konkurencji. Slalom padł łupem Juliusza Mitana (AGH Kraków), który nie zaistniał w klasyfikacji generalnej z powodu absencji w dwóch eliminacjach. Zerknijmy jednak na kilka momentów, które były największymi smakołykami finału.
Bitwa o Kryształową Kulę
Crème de la crème została zaserwowana na samym początku dnia. Do walki o Kryształową Kulę stanęło bowiem dwóch znakomitych gigancistów. Norbert Wróbel i Antoni Szczepanik (PW Warszawa) jeździli tak równo przez cały sezon, że o końcowym sukcesie decydowało bezpośrednie starcie na Palenicy. Dodatkowo losowanie sprawiło, że panowie startowali jeden po drugim. Oczy wszystkich wpatrzone były w poczynania właśnie tych dwóch zawodników. Jednym z kibiców trzymających kciuki za Norberta był jego dziadek, który regularnie pojawia się na mecie alpejskich zawodów i dopinguje wnuka.
Wie pan, mój wnuk dziś startuje. Ma niewielką przewagę punktową w klasyfikacji generalnej. Liczę, że wygra
– opowiadał mi przed rozpoczęciem finału najwierniejszy kibic Norberta. Taki dziadek to skarb. Antoni z kolei przyznał, że na starcie nie było żadnej wojny psychologicznej, żadnych brudnych gierek, żadnej próby wpłynięcia na wynik rywalizacji poza bramkami giganta. Zawodnicy podeszli do potyczki w sposób dojrzały. Po pierwszym przejeździe przewagę w wysokości 0,27 sek. zbudował Norbert. Wszystko działo się za plecami Dominika Białobrzyckiego i Pawła Jaksiny (PK Kraków). W drugiej próbie Antek zrobił co mógł, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Siedząc w fotelu lidera nerwowo spoglądał na upływający czas przejazdu rywala. Zegar stanął wcześniej, niż po jego występie i Norbert uniósł ręce w geście tryumfu. Antoniemu pozostało złożyć gratulacje koledze. Jednak po szybkim przeliczeniu punktów okazało się, że fetę wstrzymać trzeba było jeszcze przez kilka minut. Gdyby jadący za chwilę Paweł wygrał zawody, to on sięgnąłby po główne trofeum. Nie dał jednak rady i w tym momencie Norbert odetchnął z ulgą. Oto jak wspomina wyczekiwanie na przejazd rywali:
Emocje były duże do samego końca. Ale wiedziałem, że mój przejazd nie był taki zły, nawet był całkiem przyzwoity, więc byłem dobrej myśli. Gdy Paweł pojawił się na mecie z trzecim rezultatem nastąpiła radość, że udało się wygrać sezon w gigancie.
Antek ocenił znacznie surowiej swoją postawę:
Nie jestem zadowolony z dzisiejszych przejazdów, myślę, że mogłem wykonać je znacznie lepiej. Zrobiłem, co mogłem. Norbert pojechał znacznie szybciej, więc zasłużył na zwycięstwo.
Dziadek był bardzo szczęśliwy.
Debiutantka krzyżuje plany weterankom
Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Ileż prawdy jest w tym przysłowiu. Przekonały się o tym Katarzyna Ostrowska (PW Warszawa) i Aleksandra Malinowska (UJ Kraków), które stając na starcie dzisiejszych zawodów miały chrapkę na podium w slalomowej klasyfikacji generalnej. Panie biły się o ostatnie wolne miejsce na „pudle” obok Kasi Wąsek i Iwony Kohut. W pierwszym przejeździe znacznie lepiej zaprezentowała się „Ostra”, zajmując miejsce piąte. „Malina” spisała się nieco gorzej i przed drugim przejazdem miała już tylko iluzoryczne szanse na osiągnięcie celu. Kasi jednak brakowało kilku punktów, by wyprzedzić nieobecną w Szczawnicy Helenę Kubasiewicz (ALK Warszawa). Musiała pokonać jeszcze jedną rywalkę, bowiem czwarte miejsce gwarantowało wystarczającą liczbę punktów. Po drugim przejeździe liderka żeńskiej drużyny Politechniki zobaczyła jedynkę przy swoim nazwisku. Robota wykonana wzorowo, pozostało czekać na rywalki. Z pomocą w misji „wyrwania” trzeciego miejsca przyszła Karolina Haratek (UJ CM Kraków), która sprawiła niezwykły prezent koleżance i nie dotarła do mety. Muszę przyznać, że byłem pewien, iż Katarzyna może rozpoczynać świętowanie. Tymczasem po dwóch występach bez punktów w Zawoi i Szczawnicy, przypomniała o sobie waleczna debiutantka Iga Wilczyńska (AWF Kraków). Smutna ostatnio, tym razem miała powody do radości. Zajmując piąte miejsce, zawodniczka z Krakowa zrównała się zdobyczami punktowymi z Katarzyną. W takim przypadku przepisy są nieubłagane – wyżej w tabeli znajduje się ta z pań, która odniosła więcej zwycięstw. I w ten oto sposób tegoroczna debiutantka w AZS Winter Cup sięgnęła po wspaniałe trofeum – puchar za trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej. Nieźle!
Pająk kontra Czerwiński
W slalomie mężczyzn miało dojść do arcyciekawego pojedynku za plecami Dominika Białobrzyckiego. Na drugie miejsce chrapkę mieli Tomasz Pająk (PŚl Gliwice) i Michał Czerwiński (PK Kraków). Panów chyba jednak pokonał ciężar gatunkowy wydarzenia, bowiem po pierwszym przejeździe nie sprawiali wrażenia zainteresowanych czołowymi miejscami. Nieco lepiej spisali się w drugim podejściu. O ile szósta pozycja Michała dawała mu drugie miejsce w klasyfikacji generalnej, to po zajęciu dziewiątego miejsca, Tomek myślał, że stracił wszystko. Zwycięstwo Juliusza Mitana dało mu spory zastrzyk punktów. Okazało się jednak, że za mały o trzy „oczka”. Tomek odetchnął z ulgą, bo miał walczyć o miejsce drugie, a mogło się skończyć na czwartym. Wymarzone podium stało się jednak faktem i jutro wieczorem to on odbierze puchar i nagrodę za trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej slalomu.
Najlepsi zawodnicy sezonu nie mogą dziś jednak świętować zbyt intensywnie, bowiem jutro o 8.30 zmagania w slalomie równoległym. To wydarzenie nie wlicza się już do klasyfikacji generalnej, za to jest okazją do wygrania dużych pieniędzy. A któż nie chciałby skorzystać z takiej możliwości. Do zobaczenia w Czarnej Górze w sobotni poranek.
Na stronie www.wintercup.pl dostępne są pełne wyniki zawodów oraz klasyfikacje generalne, a bardzo ładne zdjęcia z zawodów pojawiają się na naszym instagramie.