Dziś w Courchevel po raz pierwszy od niepamiętnych czasów w czołowej trzydziestce giganta zaliczanego do alpejskiego Pucharu Świata znalazły się dwie reprezentantki Polski: Maryna Gąsienica Daniel na miejscu 6. (najlepsze miejsce w karierze) oraz Magdalena Łuczak na miejscu 20., co oczywiście dla tej młodej zawodniczki też jest najlepszym miejscem w karierze.
Trasa nie była łatwa. W przejeździe drugim dość szybko pojawiły się dziury, a pomimo to Polki poradziły sobie znakomicie: Maryna z czasami siódmym i szesnastym, a Magda z dwudziestym ósmym oraz (sic!) siódmym! Młodsza z Polek startowała z dalekim 46. numerem. Po prostu czad! Jest nadzieja panie i panowie, że jeszcze w tym życiu zobaczę Polkę na podium zawodów alpejskiego Pucharu Świata! Nie mogę się już doczekać zwodów we środę i mam ogromną nadzieję, że dziewczyny „pociągną smugę”. Maryna pojechała w swoim świetnym stylu z niewielką liczbą mało znaczących błędów. Być może jedynie w drugiej części trasy drugiego przejazdu nieco zbyt zachowawczo. Nie dziwie się jej – ten przejazd chciała dojechać (a przynajmniej tak myślę). Magda miała w pierwszym przejeździe spore problemy w dolnej części trasy, ale pomimo to wyszła z nich obronną ręką i zakwalifikowała się do przejazdu drugiego. Zaciśnięta pięść zdawała się mówić wszystko! Przejazd drugi to doprawdy popis młodej Polki, zarówno od strony technicznej, jak i mentalnej. Magda pojechała po swoje, jak dojrzała mistrzyni. Co za dzień!
Zwyciężyła Mikaela Shiffrin, która podwaliny pod sukces położyła w pierwszym przejeździe. W drugiej odsłonie szybsza od geniusza z USA była… Sara Hector! Szwedka zajęła ostatecznie drugie miejsce. Na miejscu trzecim Michelle Gisin ze Szwajcarii, która na mecie, z radości starała się przytulic każdą napotkaną osobę. Przypominam, że Michelle choruje na mononukleozę i z tego powodu prawie wcale nie trenowała latem i jesienią. Pierwsze miejsce na podium w tym sezonie spowodowało, że Gisin promieniowała jeszcze bardziej niż zwykle. Każdy, kto widział ją „na żywo” wie, że to prawie niemożliwe…
W poniedziałek drugi raz na Gran Risie ścigali się panowie. Jeszcze w niedzielę Luca De Aliprandini zapowiadał, że to dla niego ostatnia szansa. Mam nadzieję, że nie znaczy to, że Włoch zamierza zakończyć karierę pod koniec sezonu. Niemniej pojechał bardzo dobrze i zajął miejsce drugie. Na trzecim zobaczyliśmy Aleksandra Schmidta. Zwyciężył z przewagą ponad sekundy Marco Odermatt, pokazując jak piękny potrafi być gigant panów. Uwielbiam zawody na Gran Risie i czekam na nie zawsze z niecierpliwością. No i po raz kolejny jest już po wszystkim…
Teraz czekam na Madonnę di Campiglio i Wengen.