Większość z nas chce być w doskonałej formie, uprawiać sporty, możliwe, że startować w zawodach. Zaczynamy wtedy myśleć o treningu i sprzęcie, może specjalistycznych odżywkach. Stop! Niestety jest to droga na skróty. Jak wszędzie, trzeba zacząć od podstaw. Bo, czy tego chcemy czy nie – jesteśmy tym, co jemy.
Kto z nas nie słyszał o najróżniejszych dietach cud i suplementach witaminowych, które załatwią wszystko – gwarantują zdrowie, zachowanie dobrej linii i formy. Odnoszę wrażenie, że właśnie takie przekazy reklamowe finansują i utrzymują rynek mediów. Reklamy cudownych suplementów otaczają nas wszędzie. Niestety (dla leniwych) to metoda, która nie gwarantuje nam dobrych rezultatów. Jeśli nie będziemy zdrowi i dobrze odżywieni, to nasz trening nie przyniesie oczekiwanych wyników, a może się wręcz okazać zbyt dużym obciążeniem dla naszego organizmu. Nie da się zbudować stabilnego budynku bez solidnych fundamentów. Tak samo jest z naszym ciałem – bez zdrowia nie będzie wydolności fizycznej. Nasuwa się taka kolejność: aby zacząć trenować, trzeba być zdrowym. Zdrowy człowiek rozsądnie się odżywia. Aby dostarczać organizmowi niezbędne składniki diety, trzeba zadbać o jakość produktów. I tutaj dochodzimy do sedna. O tym, co i w jakiej ilości wkładać do garnka, w następnej części. Teraz zastanówmy się nad jakością składników pożywienia.
Jaka dieta przy naszym stylu życia/treningu będzie najlepsza? Zacznijmy od nauczenia się, jak wybierać produkty, żeby nam jak najlepiej służyły. Sytuacja idealna: warzywa i owoce kupujemy sezonowe i lokalne, mięso od zaufanego masarza, produkty spożywcze jak najmniej przetworzone. Realia są inne, mamy mało czasu, zakupy robimy w pobliskim supermarkecie, a do koszyka wrzucamy produkty znanych nam marek, do których przekonały nas reklamy… Najważniejsza zasada, którą powinniśmy się kierować podczas robienia zakupów, to „kupuj rozumem, a nie oczami”. To, co jest napisane na przedzie produktu, ma nas zachęcić do jego kupienia. Przykładowo na opakowaniu oleju możemy znaleźć napis „nie zawiera cholesterolu” – żaden olej roślinny nie zawiera cholesterolu, ponieważ cholesterol to tłuszcz zwierzęcy. To, co nas jako konsumentów powinno interesować, to to, co znajduje się na drugiej etykiecie.
Pierwsza rzecz, na którą powinniśmy zwrócić uwagę, to liczba pozycji wymienionych w składzie danego produktu – im mniej, tym lepiej. Co więcej, powinniśmy zwrócić uwagę na to, „co” jest w składzie produktu. A tutaj znajdziemy już prawdziwe perełki. Najpierw chcę zwrócić uwagę na sławny już glutaminian sodu, znany chyba wszystkim. Na opakowaniach występuje często pod postacią symbolu E621. Najczęściej spotykany w daniach instant, wędlinach, gotowych sosach. Niby nieszkodliwy, niby dopuszczony, a jednak po jego spożyciu w zbyt dużej ilości można zaobserwować „syndrom chińskiej restauracji”, który może objawiać się bólem głowy, uczuciem gorąca i paleniem karku. Dodatkowo mogą wystąpić duszność i kaszel.
Do substancji chemicznych, których powinniśmy unikać, należą barwniki spożywcze (E110, E104, E122, E129, E124). Gwarantują one piękne kolory słodyczom, a w przypadku dzieci, bardzo chętnie je spożywających, nadaktywność i problemy z koncentracją. Znajdziemy je również w jogurtach owocowych, w których najczęściej owoców jest ok. 1%, a reszta to aromaty, cukier i polepszacze smaku.
Ciekawe jest to, że wśród substancji słodzących pospolity biały cukier nie jest najgorszy. W wielu napojach słodzonych, sokach, słodyczach, jak również w przetworach mlecznych, znajdziemy syrop glukozowo-fruktozowy, który pomimo swojej niewinnej nazwy, sieje w naszym organizmie spustoszenie. Przyczynia się do otyłości, cukrzycy typu II, zaburzeń lipidowych, a te prowadzą do takich schorzeń jak miażdżyca i zawał serca.
Produkty, które na pierwszy rzut oka wydają nam się zdrowe, również kryją w sobie sporo niebezpiecznej chemii. Duża część pieczywa pełnoziarnistego, które znajdziemy w sklepie, swoją piękną brązową barwę zawdzięcza słodowi jęczmiennemu. Prawdziwy chleb pełnoziarnisty jest szarobrązowy, ponury i nieatrakcyjny. Na nasze szczęście można go w bardzo łatwy sposób odróżnić od „“podrobionego” – prawdziwe pełnoziarniste pieczywo jest cięższe i niejednorodne. Spożywanie słodu jęczmiennego nie jest obojętne dla naszego zdrowia, powoduje wzrost „złego” cholesterolu LDL, a to z kolei powoduje pojawianie się zmian miażdżycowych w naszych naczyniach krwionośnych. Może dla pewności w ogóle zrezygnować z pieczywa? To będzie trudne, ale skuteczne.
Skoro już jesteśmy przy pieczywie, zastanówmy się, czym właściwie je smarujemy. Masło przez lata zyskało bardzo złą reputację, natomiast wszelkiego rodzaju margaryny wręcz przeciwnie, bo w końcu tłuszcze roślinne są zdrowe. I tutaj nasuwa się pytanie, jak to się dzieje, że tłuszcze roślinne, które naturalnie są płynne, na półce w sklepie są pod postacią zgrabnej kostki? Są utwardzane chemicznie w fabryce. W trakcie zakupów można poczuć się zagubionym – znajdziemy najróżniejsze margaryny, masła śmietankowe, miksy margarynowo-śmietankowe. Pamiętajmy, że prawdziwe masło zawiera 82% tłuszczu.
Kolejną rzeczą, której powinniśmy unikać, jest MOM, czyli mięso oddzielane mechanicznie. Co to tak naprawdę jest? W zasadzie wszystko oprócz mięsa, wszystko, czego człowiek nie jest w stanie ręcznie oddzielić od kości, czyli ścięgna, chrząstki, skóra, zdarzają się również fragmenty kości. Gdzie to znajdziemy? W mięsie mielonym, parówkach, pasztetach, wędlinach, gotowych produktach. Również tych reklamowanych jako żywność dla małych dzieci, których przewód pokarmowy jest niedojrzały i nie jest w stanie sobie poradzić z tego typu produktami. Jestem pewna, że nie jest to składnik, który sami dodalibyście do pierogów z mięsem czy kotletów mielonych.
Jak więc radzić sobie w gąszczu małego druczku, chemicznych symboli i innych hieroglifów na etykietach? Jak wybierać produkty, żeby odżywiały nasze ciało, a nie szkodziły? Mam kilka prostych i szybkich sposobów na szybką selekcję, czy coś nadaje się do jedzenia czy raczej nie bardzo. Po pierwsze, im mniej składników, tym lepiej. Następnie zwracam uwagę, czy są to składniki, które sama (albo moja babcia) dodałabym do danego produktu (skąd soja w szynce albo sok z buraków w dżemie truskawkowym?). Długi okres ważności również budzi moje podejrzenia. A jak wybierać produkty takie jak warzywa i owoce – zazwyczaj bez etykiet? Jeżeli nie mamy pojęcia, na jakie warzywa i owoce jest akurat sezon, najlepiej wybrać się do pobliskiego warzywniaka i kupować to, co właśnie się w nim znajduje. Jestem pewna, że nie znajdziemy szparagów w środku zimy.
Ten tekst oczywiście pokazuje tylko małą część problemu. Został napisany, aby dać powód do zastanowienia, mam świadomość, że niewiele podpowiada. A więc: co, jak i ile? O tym przeczytacie w następnej części.
1 komentarz do “Co do gara?”
Bardzo fajny artykuł! Niestety jemy coraz więcej śmieci, oddychamy zanieczyszczonym powietrzem, a potem dziwimy się, że umieramy na raka… Czekam na więcej przykładów dobrego odżywiania, trzeba zwracać uwagę przede wszystkim naszym dzieciom, bo to one są najbardziej podatne na wszelkie przetworzone trucizny…