Długo nie pisałem, a alpejki i alpejczycy nie próżnowali. Cóż, taka praca (znaczy ta w sklepie). Jest pełnia sezonu i muszę dzielić mój czas pomiędzy klientów i czytelników.
Dziś dla odmiany, gdyż zawodów odbyło się naprawdę sporo, spojrzymy na wydarzenia nie w kolejności chronologicznej, ale przyglądając się poszczególnym konkurencjom.
Na początek oczywiście supergigant
Zacznijmy od tego, że zarówno trasa w Zauchensee (wspaniała), jak i w Wengen (absolutnie klasyczna) fantastycznie nadają się do przeprowadzenia zjazdów, a znacznie mniej do supergigantów. Siłą rzeczy zarówno czwartkowa konkurencja panów w Wengen, jak i niedzielna w Zauchensee przypominały miniaturowe zjazdy właśnie. Niemniej w Zauchensee przeżyliśmy miłą niespodziankę, gdyż startująca z numerem 48. Maryna Gąsienica Daniel wywalczyła miejsce 25. co jest jej najlepszym rezultatem w karierze w tej konkurencji. Daje to pewne widoki na przyszłość bliższą i dalszą. Cóż, oby tak dalej i do przodu (nie zapeszając). W Zauchensee na najwyższym podium stanęła inna wybitna gigancistka Federica Brignone realizując osiemnaste zwycięstwo w karierze. Miejsce drugie ze stratą zaledwie 0,04 sekundy trafiło w ręce Corinne Suter, a trzecie zajęła dość niespodziewanie Austriaczka Ariane Rädler. Na uwagę (w kontekście igrzysk) zasługuje też piąte miejsce Tessy Worley, siódme Alice Robinsson i dziewiąte Ester Ledeckiej. Lekko potłuczona po sobotnich przygodach Sofia Goggia finiszowała zaledwie 19.
Czwartkowy supergigant panów rozegrany na stokach Lauberhorn padł łupem – jakże by inaczej – Marco Odermatta. Młody Szwajcar pomimo ciągle jeszcze dość małego doświadczenia na klasycznych alpejskich trasach wystartował bez najmniejszych kompleksów. Po pięknej i prawie bezbłędnej jeździe sięgnął po zasłużone zwycięstwo (już szóste w tym sezonie). Na miejscu drugim uplasował się chyba największy tegoroczny rywal Szwajcara Aleksander Kilde, a na trzecim Matthias Mayer. Tracący pomału (może nawet nie tak pomału) dystans do lidera Alexis Pinturault nie zdecydował się na start w Wengen w konkurencjach szybkościowych.
Teraz zjazdy
W Wengen zobaczyliśmy aż dwa. Ten piątkowy przeprowadzono na skróconej (o około 50 sekund), ale zawierającej wszystkie najciekawsze elementy trasie. Ponownie show skradł Marco Odermatt zajmując tym razem drugie miejsce. Wyprzedzony został jedynie przez Aleksandra Kilde, a więc panowie zamienili się miejscami z zawodów czwartkowych. Na miejscu trzecim Beat Feuz, który w swoim dorobku ma już trzy tytuły z Wengen.
W sobotę odbył się zjazd klasyczny na pełnej trasie i przy pięknej słonecznej pogodzie. Po prostu święto narciarstwa (publiczność też była). Tym razem, ku rozpaczy lokalesów tryumfował Austriak Vincent Kriechmayr wyprzedzając Beata Feuza i Dominika Parisa. Na miejscu czwartym uplasował się kompletnie już wyzuty z sił (na mecie) Marco Odermatt. Kilde wywalczył dopiero siódmy czas. Oczywiście szwajcarska prasa bulwarowa natychmiast wszczęła lament, że Kriechmayr w ogóle nie powinien zostać dopuszczony do startu, gdyż ze względu na kwarantannę pocovidową nie brał udziału w obowiązkowym treningu. Na szczęście prawdziwą klasę mistrza pokazał Beat Feuz, który w wywiadzie udzielonym jeszcze na mecie stwierdził, że Vincent był zwyczajnie lepszy i bardzo chwalił zwycięzcę.
Zjazd pań w Zauchensee porównywany jest często do zawodów panów w Kitzbühel. Trasa jest bardzo wymagająca, skoki długie, a tempo szybkie. Ten ostatni, sobotni dostarczył bardzo wielu emocji. W siatkach skończyła absolutna dominatorka zjazdów Sofia Goggia. Corinne Suter straciła równowagę przed jednym ze skoków i lądowała na jednej narcie wykonując w powietrzu krótki program akrobatyczny. Kto nie widział niech koniecznie obejrzy na YouTube, bo naprawdę warto (ja puściłem sobie z czeskim komentarzem, co zdecydowanie podniosło atrakcyjność odbioru. Lubię Czechów, ale ich język jest dla nas doprawdy doskonałym środkiem rozweselającym. Podobno nasz dla nich też…). Ostatecznie tryumfowała Lara Gut-Behrami, która za wyjątkiem ostatniego soku przed metą (otworzyła się w powietrzu) przejechała całą trudną trasę bezbłędnie. Szacun! Na miejscu drugim zobaczyliśmy Kirę Weidle z Niemiec, a na trzecim Ramonę Siebenhofer.
Zostały nam jeszcze slalomy
Ten jeszcze wtorkowy pań ze Schladming był absolutnie wspaniałym wydarzeniem. Panie ścigały się już wcześniej w tej austriackiej miejscowości, ale nigdy (w slalomie) na tej trasie. Wszystkie były oczarowane, stokiem, stanem przygotowania oraz bajkową atmosferą. W tych wspaniałych okolicznościach wygrała Mikaela Shiffrin poprawiając rekord należący do Ingemara Stenmarka w liczbie zwycięstw w jednej konkurencji. Teraz Amerykanka ma na koncie 47 pierwszych miejsc w slalomach. Na pozycji drugiej – a jakże – Petra Vlhová, a na trzeciej Lena Dürr. Kilka setnych do szczęścia zabrakła Szwajcarce Camili Rast i Austriaczce Chiarze Mair. Obie, z jednakowym czasem zajęły czwarte miejsce. Camila jeździ z zawodów na zawody coraz lepiej i chyba już ustabilizowała się w czołówce. Chiara nazywana jest mistrzynią świata treningów. W zawodach niestety zbyt często jeździ zachowawczo. Rzadko wypada, ale spektakularnych wyników nie notuje. Może teraz się przełamie?
Slalomy w Wengen na trasie pełnej przełamań, zmian nachylenia i braku jednej, konkretnej linii spadku stoku zawsze są atrakcyjne, ale żeby aż tak, jak w niedzielę? Drugi przejazd warto obejrzeć z powtórki, gdyż działo się naprawdę wiele. Ostatecznie wygrał Lucas Bråthen z Norwegii, który po przejeździe pierwszym znajdował się na miejscu 28. Nieźle! Owszem Norweg pojechał wspaniale, ale konkurenci trochę dopomogli. Szczególnie Henrik Kristoffersen, który wypadł na trzy bramki przed metą jadąc po pewne wydawało się zwycięstwo. Na miejscu drugim zameldował się Daniel Yule, a na trzecim, po sześciu latach od ostatniego podium, Guliano Razzoli. Na Włocha trzeba było trochę poczekać z dekoracją zwycięzców, gdyż ten nie spodziewając się takiego obrotu spraw po prostu rozebrał się z kombinezonu, numeru startowego, butów itp. i musiał ponownie pospiesznie się przyodziać. Podczas samej ceremonii ogromnie się jednak wzruszył i łzy pojawiły się w jego oczach. Miał chłop ciężki powrót po kontuzji, niech mu będzie na zdrowie. Dla Bråthena było to pierwsze zwycięstwo slalomowe w karierze.
I tak skończył się ten wspaniały alpejski tydzień. Teraz czekamy na emocje związane z Kitzbühel.