Dawno nie pisałem, a dużo wydarzyło się w moim narciarskim życiu od tamtego czasu. Ale po kolei. Najpierw spędziłem prawie miesiąc na treningu w El Colorado w Chile. Z trenerem (Jorge Martinić CHI) skupiliśmy się głównie na gigancie, ponieważ w tej konkurencji miałem duże problemy techniczne, które w niektórych warunkach pogodowych uniemożliwiały mi szybką jazdę.
Trenowałem na „nowych” gigantach i starych. Jak na razie odczucia na nowych nartach nie są zbyt dobre. Narty te moim zdaniem są bardzo „ociężałe”. Na początku czułem się na nich dokładnie jak na supergigantkach. Z przejazdu na przejazd było coraz lepiej. Wydaje mi się, że niestety gigant nie będzie już przypominał giganta w nadchodzących sezonach. Kiedy trener ustawił chodź trochę ciaśniejsze skręty nie byłem w stanie skręcić bez minimalnego przynajmniej ześlizgu w początkowej fazie.
Po ciężkim okresie treningu przyszedł czas na starty. Pierwszy start miał miejsce w Cerro Catedral. Na „dzień dobry” udało mi się stanąć na najniższym stopniu podium. Był to dobry początek startów w Ameryce Południowej. Następne starty to mistrzostwa juniorów Chile. W pierwszy dzień zająłem drugie miejsce. Wygraną uniemożliwił mi wiatr, który tuż przed metą wyhamował mnie praktycznie do zera w pierwszym przejeździe… Drugi przejazd wygrałem. Następnego dnia odbył się slalom. Tym razem pokonałem ciężkie warunki panujące na trasie (deszcz, wiatr) i wygrałem zawody. Następny start to kolejna wygrana w slalomie. W Valle Nevado zameldowałem się na mecie z przewagą 1,5 sekundy. Dzięki temu zrobiłem najlepsze punkty w życiu w tej konkurencji – 31.
Kolejne starty przyniosły mi wiele satysfakcji i pozytywnych wniosków. Miałem okazję ścigać się z najlepszymi zawodnikami na świecie w konkurencjach szybkościowych. W supergigantach w La Parvie przegrałem dwa razy po około 3,5 sekundy. Nie były to moje najlepsze przejazdy, a jednak byłem w miarę szybki w porównaniu z najlepszymi zawodnikami Pucharu Świata.
Niestety moja przygoda z Ameryką Południową w roku 2012 dobiega końca. Pozostały mi trzy dni i dwa starty w Argentynie. W miejscowości La Hoya wystartuję w dwóch slalomach. Później szybki powrót do Santiago i lot do domu.
Myślę że mogę śmiało podsumować już letni sezon
Bardzo dobre starty w moim wykonaniu oraz duża poprawa w technice. Na pewno mogę na plus zanotować punkty, które udało mi się zdobyć. Poprawiłem swoje punkty w slalomie, a w gigancie, super gigancie i zjeździe utrzymałem rankingi. Pozostaje mały niedosyt, iż w tym sezonie nie udało mi się zdobyć więcej niż 200 punktów w pucharze kontynentalnym co było moim celem. Jedyną rzeczą jaką zanotuję na minus będzie fakt, że na ten sezon to jest praktycznie koniec moich zmagań w FIS-ach. Jedynie w grudniu myślę, że pojawię się na kilku startach, gdyż będzie to moja jedyna większa przerwa na studiach. Postaram się potrenować z trenerem w Polsce jeśli tylko warunki na stokach na to pozwolą i na koniec zgrupowania wystartować w 4-6 zawodach.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem już nie długo wrzucę filmik z ostatniego dnia w Santiago. Na razie nie chce zdradzać szczegółów, ale myślę że będzie to kilka chwil które wywołają u każdego śmiech. :)
pozdrawiam
Filip
2 komentarze do “Czas wracać do domu”
masz jakiegoś sponsora, czy utrzymujesz się z własnych środków?
Niestety sam się utrzymuję a tak dokładniej precyzując to utrzymują mnie rodzice :P