Dziś relacja specjalnie długa nie będzie. Rozumiecie – lepienie pierogów, ubieranie choinki i te rzeczy. Święta idą!
Nigdy specjalnie nie ukrywałem, że ze wszystkich konkurencji alpejskich najbardziej lubię oglądać slalomy. Taki slalom to już prawie sport walki, a sytuacje od zera do bohatera lub (znacznie częściej) odwrotnie są na porządku dziennym. Dwa kolejne dni ścigania i dwa fantastyczne slalomy we Włoszech.
Pierwszy w Alta Badia na słynnej Gran Risie. Główni aktorzy wydarzenia zafundowali nam mnóstwo emocji. Szczególnie w przejeździe drugim, kiedy trasa wyglądała już na mocno zmaltretowaną. Ostatecznie z miejsca ósmego na pierwsze wyjechał szwajcarski drągal, czyli Ramon Zenhäusern, któremu fenomenalnie udało się ominąć lub połknąć wszystkie większe dziury na trasie. Zaraz za nim – uwaga – dwóch Austriaków w osobach Manuela Fellera i Marco Schwarza. Nie ukrywam, że taki obrót sprawy całkiem mnie ucieszył (choć Vinatzera szkoda, ale o nim później). Po pierwsze bardzo lubię styl Manuela Fellera (nie tylko ten narciarski, ale również ten życiowy), po drugie lubię oglądać technikę Marco Schwarza. Po trzecie, zacząłem się obawiać, że Mr. Schröcksnadel mógłby się poczuć źle i ustąpić ze stanowiska. O nie! Tego światowe narciarstwo mogłoby nie przeżyć. Wcześniej wspominany Alex Vinatzer – mega talent z Południowego Tyrolu – po wspaniałym (najlepszym) pierwszym przejeździe skończył ostatecznie na miejscu czwartym. Szkoda, bo młody człowiek ma wyjątkowy talent.
We wtorek najlepsi slalomiści spotkali się na trasie Canalone Miramonti w Madonna di Campiglio, a słynne zawody 3Tre odbywały się przy sztucznym świetle. Tym razem – bez publiczności i całej oprawy. Niestety, niespodziewane ocieplenie, które przeszło nad Alpami zrujnowało pracę organizatorów. W ostatniej chwili na stok wysypano tony soli, aby jako tako uratować sytuację. Na próżno! W przejeździe drugim trasa dosłownie rozlatywała się w oczach, a najlepsi po pierwszym mieli najtrudniejsze zadanie. Sytuację tę znakomicie wykorzystał atakujący z dwunastego miejsca Henrik Kristoffersen, który po fenomenalnym drugim przejeździe objął prowadzenie i nie oddał go już do końca. Na zawiedzionego wyglądał rodak zwycięzcy Sebastaian Foss-Solevaag, który dla odmiany fantastycznie pojechał w przejeździe pierwszym, ale wypracowanej przewagi nie dowiózł do mety i ostatecznie finiszował drugi. Tak na marginesie, drugi człon nazwiska Norwega wymawia się fonetycznie Suulevooog, a nie Solewak. Na miejscu trzecim Alex Vinatzer, który w moim odczuciu ma wielką przyszłość w slalomach, a może i nie tylko. W końcu chłopak ma zaledwie 21 lat. Doskonale w drugim przejeździe zaprezentował się Jean-Baptiste Grange (z 25. na 6.) oraz Kristoffer Jakobsen (z 26. na 10.). Ten ostatni to Szwed, czyli reprezentant nacji, o której pomału zapominamy oglądając APŚ, a szkoda!