Dynastar Speed Course Master to konstrukcja kultowa. Od tego modelu (wraz z bliźniaczym Rossignol Master) rozpoczęła się cała era fantastycznych desek znacznie bardziej sportowych niż sklepowe gigantki. Przez wiele lat te dwa modele należały do moich ulubionych par nart. Podczas prezentacji kolekcji w Argentiēre w styczniu 2020 roku miałem okazję zapoznać się z całkowicie odmłodzoną odsłoną tych desek. Jeździłem zarówno na sportowej wersji z płytą R22, jak i na „cywilnej” z systemem Konect, a jeszcze później już w Szwajcarii na tych samych deskach, ale o długości 173 cm. Odmłodzona wersja to bynajmniej nie tylko delikatny „face lifting”, inne kolorki i te pe. Te narty są zupełnie nowe pod względem konstrukcyjnym. Optycznie też niczego sobie, ale najlepiej komponują się oczywiście z butami firmy Lange. Uwagę od razu zwracają bardzo płaskie (zupełnie jak w RTC Carve) dzioby. Narty te są też raczej ciężkie (nawet z systemem Konect), co świadczy o zaawansowanej budowie, grubych warstwach aluminium i solidnym, drewnianym rdzeniu. Zacząłem od wersji z wyścigowymi płytami R22. Idealnie przygotowane stoki, spore nachylenie, duża szerokość i pięknie zmrożony, twardy śnieg. Warunki wręcz wymarzone dla desek sportowych. Szybko okazało się, że Dynastar Speed Course Master GS to narty bardzo wymagające. Najlepiej funkcjonują przy dużych lub bardzo dużych prędkościach i w skrętach ciętych o dużych promieniach, co oczywiście zaskoczeniem nie jest. Dzięki bardzo płaskim dziobom umożliwiającym maksymalne wydłużenie krawędzi kontaktowej raczej nie zdecydowałbym się na rozmiar większy niż 179 cm. Już w tej długości ciąg jest potężny, deski same szukają linii spadku i trzeba się przyłożyć, żeby wykonać na krawędziach łuk o średnim promieniu. Jednocześnie dzięki tym samym płaskim dziobom ich długość całkowita jest raczej umiarkowana, przez co zwiększyła się poręczność w skrętach, gdzie trzeba się szurnąć bokiem. Nie jeździłem jeszcze na sportowych gigantkach, na których wykonanie skutecznego, krótkiego stivotingu byłoby tak łatwe. Fantastyczne jest też trzymanie na twardym podłożu (i to przy fabrycznym tuningu!), pewność na odcinku pod butem jest ogromna. Wydaje mi się również, że nowy model w stosunku do poprzedniego lepiej przyspiesza na końcu każdego wirażu. Możliwe, że dzieje się tak z powodu zwiększonej elastyczności tyłów przy zachowaniu sprężystości. Mastery są też bardzo, ale to bardzo harmonijne i w całym przebiegu skrętu pozostawiają wrażenie wielkiej płynności i idealnego wyważenia. Bardzo precyzyjnie i bez niespodzianek inicjują dziobami i doskonale reagują na stopień zakrawędziowania. Czy mają wady? Owszem, znalazłem jedną. Mastery nadal są, jak na mój gust, o dosłownie parę milimetrów zbyt szerokie na odcinku pod butem, co minimalnie wydłuża czas przejścia z krawędzi na krawędź. Wiem, że ta szerokość dodaje im stabilności, ale do jazdy sportowej wolę deski węższe. Przecież takich nart nie posiada się jako jedynej pary.
Prawie wszystkie opisane powyżej cechy dotyczą też modelu wyposażonego w system wiązań Konect. Oczywiście pewność na odcinku pod butem jest minimalnie mniejsza, samo trzymanie na twardym odrobinę słabsze, a precyzja rozpoczynania łuku nie aż tak wielka, choć nadal ponadprzeciętna. Niemniej uważam, że dla osoby sporadycznie jeżdżącej na tyczkach są lepszym wyborem. Dzięki systemowi Konect deski są znacząco bardziej elastyczne. Łatwiej je docisnąć w skrętach, mniej siły potrzeba do wykonania serii skrętów ciętych o średnich promieniach. 70-milimetrowa szerokość pod butem staje się zaletą, a nie wadą, gdyż zwiększa wszechstronność na różnych rodzajach śniegu. Ich zdolność do skutecznej jazdy skrętami o średnich promieniach powoduje, że fantastycznie funkcjonują w zakresie o wiele mniejszych prędkości, a to dla kogoś poruszającego się w obrębie tras otwartych dla normalnych narciarzy ma ogromne znaczenie (czasami bywa tłoczno). Identyczna jak w przypadku wersji sportowej jest też wielka płynność w łukach.
Dosłownie w przededniu zamknięcia mojej stacji narciarskiej w Lenzerheide miałem jeszcze okazję pojeździć przez kilka godzin na Dynastarach Speed Master Course o długości 173 cm. Również z systemem Konect. Tak, wiem, zaraz zaczną się marudzenia, że gigantki muszą być jak najdłuższe i najlepiej bardzo sztywne (widocznie użytkownikom takowych podnoszą one ego). Uważam jednak, że jeśli ktoś nie jeździ na tyczkach (a jeździł) i szuka nart do szybkiego pokonywania alpejskich, dobrze przygotowanych tras, takie deski mają sens. Na pewno też lepiej wybrać trochę za krótkie gigantki niż zbyt długie slalomki – co wielu amatorom polecam. Speed Mastery Course w długości 173 cm zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie. Śmiało można je stosować wszędzie tam i w taki sam sposób jak ostatnio modne deski sportowe do skrętów średnich. Harmonijne i doskonale trzymające narty, na których czujesz się bardzo pewnie. Oczywiście nie mają aż takiego ciągu jak dłuższa wersja, ale są znacznie poręczniejsze. Ogólnie super.
Podsumowując: długa wersja z wyścigową płytą to wspaniały model desek dla narciarzy trenujących na tyczkach i startujących w zawodach amatorskich. Silni i młodzi (duchem też) będą z nich mieli mnóstwo frajdy. Ja wybrałbym wersję 179 cm z systemem Konect, gdyż lubię pojeździć szybko w obrębie mało zaludnionych i dobrze przygotowanych tras (i mam ku temu wiele możliwości), a jednocześnie między bramki wjeżdżam już bardzo rzadko. Czemu więc nie krótsze? Po prostu mam już inne fajne deski do łuków o średnich promieniach. Ogólnie: pewniak w ulubionych, tylko jeszcze nie wiem, na którym miejscu.