To były zawody, na które chyba wszyscy najbardziej czekaliśmy. Trzy Polki na starcie giganta mistrzostw świata! To dość niesamowite, nie uważacie?
Nasze alpejskie apetyty od przynajmniej trzech sezonów za sprawą wyników przede wszystkim Maryny Gąsienicy Daniel są bardzo rozbudzone. Rzeczywistość versus oczekiwania jest jednak trochę bardziej skomplikowana… W Courchevel Méribel – podobnie zresztą, jak i w mojej wiosce – panują zgoła wiosenne temperatury. Taka sytuacja nie ułatwia pracy zespołom przygotowującym trasy, które (trasy, nie zespoły) przypominają raczej te z finałów Pucharu Świata, czyli mocno skrystalizowany śnieg i dużo chemii. Cóż, taką mamy zimę, a im bardziej na zachód, tym mniej śniegu. Zawodnicy i zawodniczki oraz ich serwisanci muszą sobie jakoś radzić z zaistniałą sytuacją.
Trasa pierwszego przejazdu była ciekawa. Podobało mi się szczególnie skrócenie promienia skrętów tuż przed przełamaniem. Trzeba było wykazać się i taktyką, i techniką. Ten przejazd na swoją korzyść rozstrzygnęła Mikaela Shiffrin, wyprzedzając Tessę Worley i Federicę Brignone. Maryna Gąsienica Daniel zajęła 8. Miejsce ze stratą 0,99 sekundy, a to dawało ciągle jeszcze szanse na pozycję medalową. W końcu wyprzedzała takie gwiazdy jak: Vlhová, czy Bassino. Odstępy były niewielkie, ale konkurencja zacna. Magda Łuczak, walcząca z kontuzją pleców, zajęła miejsce poniżej naszych i zapewne swoich oczekiwań czyli 36. pozycję, a Zuza Czapska nie ukończyła przejazdu. Druga odsłona to popis Alice Robinson, która była wyraźnie rozdrażniona po zajęciu zaledwie 28. miejsca w pierwszym. Żadna inna zawodniczka nie uporała się z jej czasem. Świetnie pojechała też Nina O’Brien. Cóż z tego, strata z pierwszego przejazdu była zbyt duża. Marta Bassino, która po poważnym błędzie zajmowała dopiero 13. pozycję pokazała klasę wielkiej mistrzyni i awansowała na miejsce piąte. Nasza reprezentantka, walcząca nie tylko z trasą, ale także problemami żołądkowymi musiała ostatecznie zadowolić się 10. miejscem. Świetnie pojechała Gut, ale na medal to jednak nie wystarczyło, gdyż Ragnhild Mowinckel z Norwegii okazała się minimalnie lepsza. Brąz dla Norweżki. Srebro powędrowało w ręce Federiki Brignone, która ku mojemu żalowi zapewne zakończy karierę wraz z sezonem. Chwilę potem rozegrał się dramat Tessy Worley, która upadła niedaleko przed metą. Taki jest jednak ten sport i na błędy miejsca w nim już nie ma. Mikaela Shiffrin utrzymała nerwy na wodzy i w sposób kontrolowany obroniła pozycję z pierwszego przejazdu. Złoto dla Amerykanki zaskoczeniem na pewno nie jest…
I tak zakończył się gigant pań, którego dramaturgia i dynamika była na poziomie słynnych dzieł Hitchcocka. Nasze reprezentantki niestety nie walczyły tylko z trasą i konkurentkami, ale także z przeciwnościami natury zdrowotnej. Tak to już jest w sporcie na najwyższym poziomie, że często forma dnia decyduje o końcowym sukcesie na wielkiej imprezie. Drogie Panie, i tak dostarczacie nam mnóstwo emocji.