Jeśli chodzi o wiedzę i umiejętności w zakresie narciarstwa nie mogę równać się z pozostałymi bloggerami, dlatego też od czasu do czasu staram się Was zabawić, bądź zmusić do refleksji, wpisem nie do końca związanym z zawodami, zgrupowaniami czy treningami. Oczywiście czasem zdarzy się artykuł „o niczym”, który w gruncie rzeczy jest relacją z zawodów, ale cóż wszystkich zadowolić nie sposób.
Jako że dla większości śmiertelników sezon narciarski powoli dobiega końca, może pora zastanowić się czym wypełnić wolny czas w okresie wiosenno-letnim. W moim przypadku bez wątpienia będzie to kolarstwo szosowe. No tak, ale co ma piernik do wiatraka? Przecież to nie blog bikefighters.pl. Po głębszej analizie okazję się, że z wiatraka można się spierniczyć, a miejsca takie jak Alpe d’Huez, Zoncolan, Sestriere, Avoriaz czy La Covatilla, odwiedzane są zarówno przez narciarzy jak i kolarzy. Jedyne różnice to pora roku i kierunek „zwiedzania”, zaś bardzo ważna wspólna cecha to nachylenie stoku, które w przypadku obu sportów oddziela mężczyzn od chłopców.
Skręty to w narciarstwie sprawa dość fundamentalna, jednak kto z nas zastanawia się na ile skrętów przejechał daną trasę? W przypadku cyklistów, a w szczególności tych chcących odwiedzić Alpe d’Huez odpowiedź jest bardzo prosta – 21. Tyle właśnie „agrafek” liczy sobie słynny podjazd po raz pierwszy włączony do trasy Tour de France w roku 1952. Lista zwycięzców oraz niezapomnianych chwil związanych z rzeczonym podjazdem mogłaby zapełnić książkę przerastającą objętością niejedną opasłą lekturę szkolną. Za każdym razem gdy podjazd pod Alpe d’Huez pojawia się w programie TdF jedno jest pewne: dany etap będzie wyścigiem w wyścigu (coś w stylu Incepcji). Każdy zakręt, poczynając od numeru 21, nosi imię zwycięzcy, z rokiem 2001 kiedy to Lance Armstrong stał się 22. triumfatorem etapu na Alpe d’Huez, zakręty nadano „podwójne imiona”. Nazwa zakrętu 21 Coppi-Armstrong to mówi samo za siebie… Lecz czym są wielkie imiona bez niezapomnianych chwil? Któż z fanów kolarstwa nie zna pięknego obrazka z roku 1986 – Bernard Hinault i Greg LeMond, słynni przyjaciele, którzy się nie lubili, pokonujący razem metę decydującego alpejskiego etapu. Historia Giuseppe Gueriniego powalonego na ziemię przez nieodpowiedzialnego fotografa. Gra aktorska Lance Armstronga, to spojrzenie i słowa Phila Ligeta „Well here I go. Are you going or not? And the answer is not!”. Kolarstwo bez Alpe d’Huez to coś jak Alpejski PŚ bez Kitz czy „Klan” bez Ryśka. Niby coś się dzieje ale tak naprawdę nie ma o czym gadać.
PS
Mam nadzieję, że znaleźli się tacy, których zaciekawiła ta ekspresowa historia Alpe d’Huez. Może nawet zaszczepiła myśl o wyciągnięciu roweru z piwnicy? Jeśli tak, to do zobaczenia na szosie!
3 komentarze do “Ekspresowa historia Alpe d’Huez”
Byłem już w piwniczce i pierdnąłem w oponkę! Dobre panie Klin!
Świetny felieton… :)
Uśmiechnąłem się… Dzięki,
Bardzo fajny artykuł ale niestety ja roweru z piwnicy nie wyciągnę. Nie dlatego że nie lubię tylko wcale go tam nie chowałem rowerem jeździ się cały rok:D