Tytułowy tekst pochodzi z pewnego graffiti, które jadąc wczoraj z redakcji NTN do domu nadwiślańskim bulwarem spostrzegłem na filarze mostu kolejowego. Rysunek przedstawia najpierw małpę, potem idzie małpoludek, następnie człowiek, którego wlecze na smyczy jakiś kolos z karabinem. Człowiek idzie za owym monstrum potulnie. Z głową podniesioną, mimo wszystko. Cała ta sytuacja podpisana została mocnymi słowami: ewolucja staje się rewolucją.
Nie wiem dlaczego, ale skojarzyło mi się to z trzymaniem za mordę całego zawodniczego towarzystwa narciarskiego przez FIS. Niby to zawiązał się komitet protestacyjny, do którego przystała znakomita większość racerów Pucharu Świata z małymi wyjątkami. Najgłośniej było o łamistrajku Raichu (nawet prawie się rymuje), który mówi tym samym głosem co nomen omen Hujara. O jego dziewczynie szkoda gadać/pisać, bo to oczywiste. Mówiło się też o Lindsey Vonn, która do komitetu strajkowego nie przystała, bo na żadne zmiany się nie godzi. Radykalistka. Reszcie, z Kilianem Albrechtem na czele, udało się wynegocjować skrócenie promienia wpisanego w nartę o pięć metrów (dla mężczyzn ma być 35 zamiast proponowanych pierwotnie 40 metrów), co nawet brzmi kuriozalnie. Zatem cały ten śmieszny bunt zawodników można o kant dupska rozbić, bo FIS i tak zrobi to co chce.
A reszta potulnie na smycz i na ścięcie, bo tak chce FIS, chociaż wszyscy zgadzają się, że oczywistą oczywistością będzie powrót do przeszłości.
Tylko dlaczego na smyczy? Bez oporu?
1 komentarz do “Ewolucja staje się rewolucją”
Jest to genialnie pokazany paradoks o wolności i demokracji w zakłamanych rzeczywistościach.