11 stycznia 2009, na Hali Gąsienicowej miało miejsce spotkanie zorganizowane przez sieć sklepów ”Horyzont” z Darkiem Staniszewskim na czele, w celu poznania i przetestowania wybranych modeli nart tourowych, freeride’owych i funcarvingowych. Inicjatywa wspaniała, a dla mnie o tyle ciekawa, że zmieniając ostatnio w trybie pilnym Völkl Px 5600 na Rossignol B3 nie miałem jasności czy dokonałem słusznego wyboru.
Dylematów jest kilka – w kwestii długości nart, ich wagi, szerokości, taliowania…
Wybrać superlekkie kosztem właściwości jezdnych i trwałości? Czy może cięższe, ale solidniejsze, pewniej pracujące? O jakim promieniu? Mniej taliowane są dobre na długie wędrówki, gdzie skrętność nie jest wymagana, a opory mniejsze. Dodatkowo na stromych, twardych trawersach dają lepszą stabilność, a w przepaścistych śniegach pozwalają się prowadzić blisko siebie, więc gwarantują łatwość jazdy. Mocniej taliowane natomiast lepiej dokręcają skręty w wąskich żlebach, są preferowane przez narciarzy niechętnie wracających do technik z odciążeniem nart. Węższe czy szersze? To oczywiście wiąże się z wypornością w puchu i możliwością wyboru krótszych nart, nawet dla cięższego narciarza.
Testy polegały na dwukrotnym zjeździe Kotłem Gąsienicowym. Wybierałem trasę tak, żeby jechać po każdym możliwym śniegu. Brakowało jednak niestety naprawdę głębokiego puchu. Nie mając nadziei, że spróbuję wszystkich modeli, zacząłem od najbardziej obiecujących nart tourowych, eliminując superlekkie.
Black Diamond Stigma, wiązanie Diamir (bez podkładki):
solidne, obiecujące w trwałości, dobrze zachowują się na twardym, powolnie wycinając skręty / w puchu może ciut za twarde, ale dają dobrą wyporność dzięki poszerzeniu nart / zarekomendowane jako bardzo dobre – spełniają oczekiwania
Hagan Dragon, wiązanie Diamir (bez podkładki):
dobrze zachowują się w każdym terenie / wystarczająco twarde, dobrze dokręcają na poszerzonych
tyłach / bardzo dobre, ale nie pokochałem ich + szata graficzna nie w moim typie
Blizzard Free Cross Adventure, wiązanie Diamir:
obiecujące, nie ”wyżyłowane” narty zaliczane do tour-freeride / doskonałe poza trasą w puchu / w mojej ocenie nieznaczne niedostatki w kulturze wycinania skrętu na twardym podłożu
Dynafit Seven Summit, wiązanie Diamir:
absolutnie najlepsze narty do skitouru ze wszystkich występujących na teście!
Świetne w każdym terenie, pozwalają prowadzić się wąsko i szeroko / mimo opisywanego promienia skrętu 22 m świetnie wycinają skręty długie i krótkie / perfekcyjna sprężystość / stabilne przy dużych prędkościach / mimo długości163 cm bez problemu utrzymywały dynamicznie jadącego 90-cio kilogramowego narciarza
Ciekawostką jest informacja, że podobno wyprodukowano je na tej samej taśmie produkcyjnej co Blizzard Free Cross Adventure i teoretycznie nie powinny niczym się od siebie różnić. Bez wahania i uprzedzeń wybrałbym jednak Seven Summit.
Istnieją również Dynafit Seven Summit w wersji przewodnickiej ”Guide”. Czerwona szata graficzna, też z prześwitującym miejscami drewnem. Podobno lepsze, nieco wzmocnione. Nie miałem jednak okazji spróbować.
3G Aviatrix:
kanadyjskie narty / cięższe, zdecydowanie nie do wędrowania / dzielne w każdym terenie / idealne na twardym podłożu / świetnie prowadzą cięty skręt, lubią szybkość / niesamowite wrażenie jazdy „jak po szynach”
3G Ticket:
podobne do Aviatrixów ,ale asymetryczne – nie polecam mylić / również bardzo stabilne, ale wybrałbym symetryczne
K2 Shuksan:
bardzo miłe narty, szczególnie przyjemne w puchu / minimalnie za miękkie na zmrożonych nierównych stokach / wzbudzają pozytywne emocje
K2 [nie mogę odczytać nazwy – fioletowe z helikopterem]
szerokie, przeznaczone do przepaścistych śniegów, mimo to dobrze jadą właściwie w każdych warunkach / najlepsze poza trasą, w puchu.
Podsumowanie:
Jestem narciarzem wędrującym do źródeł. Szukającym przestrzeni, szukającym przyjemności w zjeździe żlebami, długim skrętem przy większej prędkości, trafiającym na wszystkie możliwe śniegi, korzystającym z różnych niespodziewanych środków transportu, gdzie gabaryt bagażu ma znaczenie. Biorąc pod uwagę wszystkie te cechy, moje 90 kg i 170 cm wzrostu + często za duży plecak, bez wahania wybrałbym Dynafity Seven Summit (163-170cm).
Testy bardzo udane. W styczniu i lutym, gdy w Tatrach było prawie 3 m śniegu, można było prawdziwie docenić idee freeride’u. Można było też podziwiać ekipy narciarzy pięknie wykorzystujących szerokie, freeride’owe dechy i poszerzone możliwości z nich wynikające. Zachęcam do spróbowania! Sport tym ciekawszy, że połączony z ryzykiem spotkania Strażników Parku. No risk, no fun!
Nasz wysłannik i jednocześnie autor artykułu:
Witek Iwanczewski – wybitny stomatolog i protetyk, a wolnych chwilach wybitny narciarz. Od zawsze wielki entuzjasta gór i narciarstwa, od ponad 20 lat oddany ski-touringowi. Wielkrotny uczestnik rajdów i wypraw tourowych w Polsce i w Europie, od naszych „samiućkich Tater”, aż po hiszpańską Sierra Nevada. Na testach Free Horyzont po raz pierwszy, ale na pewno nie ostatni!