I znowu wspomnienia. Oczyma wyobraźni widzę giganty, które tu jechałem. Góry niby te same, ale wokół zupełnie inaczej. Geilo to narciarska niewielka metropolia z dwoma ośrodkami: Geiloheisen i Vestlia. Trasy tego pierwszego ośrodka są bardziej strome, leżą w cieniu i jest na nich zdecydowanie mniej ludzi. Kiedy wyjedzie się do najwyższego miejsca Geiloheisen można spojrzeć w kierunku gór, a tam czai sie wielka biel i pustka. Norweskie viddy, czyli płaskowyże na których panuje subpolarny klimat to nie miejsca dla mięczaków. Pomimo to, obserwujemy całkiem sporo ludzi na śladówkach z plecakami z wyposażeniem udających się w kierunku gór. Będą spali w nielicznych rozrzuconych po płaskowyżu „hyttach” lub w jamach w śniegu. Takie wakacje to zupełnie coś innego niż HP w alpejskim hotelu. Jeździmy po wszystkich trasach Geiloheisen. Najbardziej po lewej stronie na stromej i długiej czarnej trasie ustawione są dwa giganty dla dzieci z lokalnego klubu. Trenują maluchy i nieco starsza młodzież. Lekkość i pewność z jaką jeżdżą po trudnym gigancie robi wrażenie. Może właśnie dlatego Kjetil Jansrud jest szybszy od Bydlińskiego? Narciarsko jesteśmy daleko, bardzo daleko…
Po południu przenosimy sie na słoneczne stoki Geilolii. Tutaj jest zdecydowanie więcej ludzi. Przede wszystkim średnio jeżdżących turystów. Po tej stronie doliny imponują ogromne i używane przez młodzież zgodnie z przeznaczeniem snowparki. Skaczą w nich spore grupy młodzieży.
Gdyby śniegu było więcej, Geilo byłoby świetnym miejscem na freeride. Rzadki las wprost zachęca do eksploracji.
Dziś czeka nas przeprawa przez Hardangerviddę do Røldal. Możliwe, że trzeba będzie jechać w konwoju za pługiem wirnikowym. Nawet jeśli utkniemy w górach nasz Trafic ma zamontowane Webasto i nie zginiemy…
Na tej wycieczce Zofia i ja mamy przyjemność testowania dwóch modeli nart Head na sezon przyszły. Moje Monstery 88 z grafenowym płaszczem zamiast aluminium są wprost wspaniałe i można „grzać” na nich, jak na dobrych gigantkach. Zosi o jej wrażenia na Total Joy jeszcze nie pytałem, ale sądząc po tym jak jeździ złe nie są.
Co grafen to grafen. W końcu kiedyś Howard Head zbudował pierwsze metalowe deski, a konkurencja śmiała się do rozpuku, dość krótki czas…