Drugi dzień w Geilo. Wczoraj daliśmy sobie jeszcze w kość na biegówkach. To niesamowite ilu ludzi biega tutaj na nartach. Biedna Justyna. Trenerzy w Norwegii mają z kogo wybierać. Mijamy rodziny z dziećmi w sankach ciągniętych przez pieski. Mijają nas ludzie, którzy cisną z łyżwy w takim tempie, że na sam widok tracę dech. Najpierw wspięliśmy się na sporą wysokość ponad nasz „hytte gård”. Zjazd był gorszy. Grześ i Andrzej mieli szersze śladówki z krawędziami, ja wyczynowe dobrze posmarowane zapałki. Złapałem prędkość i próbowałem utrzymać się w torach. Na próżno! Na jednym z ostrzejszych zakrętów postanowiłem wyskoczyć i przyhamować pługiem. Głupi pomysł, którego efektem była spektakularna gleba. Nikt nie upada tak malowniczo, jak narciarz biegowy! Kolejny dzień jest szary i wietrzny. Za to na trasach prawie nikogo. Po nartach niespodzianka. Okazuje się, że droga numer 7 przez Hardangervidda jest zamknięta z powodu zawiei. Do Røldal trzeba objechać za pomocą E134 – bagatela – ponad 300 kilometrów. Na viddzie jest zawieja, ale niezliczona liczba pługów utrzymuje drogę w przejezdną. Podróż zamiast trzech zabiera nam siedem godzin i wreszcie po 22.00 jesteśmy na miejscu: w domku pomiędzy czterometrowymi zaspami. Śniegu nam nie zabraknie. Jutro freeride w Røldal. Będzie bosko, to pewne.
Nowości w świecie nart na 2024/2025
Tradycyjnie na początku sezonu rzucamy garść newsów. Z mnogości mniej lub bardziej udanych innowacji technicznych staramy się wybrać te najbardziej wartościowe. Skitouring, freeride, allmountain czy jazda po przygotowanych trasach –