Marzenie Girardelliego o damskim Kitz
Marc Girardelli zrobił wiele, żeby bułgarski ośrodek narciarski Bansko był rozpoznawalny na świecie. Całkiem zgrabnie się udało. Bansko to na pewno jedna z najlepszych miejscówek w Europie do uprawiania narciarstwa poza Alpami. Marc ma jednak jeszcze jedno marzenie. Chciałby, żeby zjazd kobiet w Bansku był odpowiednikiem Kitzbühel w kalendarzu panów. Czy to się może udać? Raczej wątpię. Trasie w Bansku brakuje bowiem konfiguracji terenu. Zjazd – choć niewątpliwie trudny – jest po prostu sztucznie wytyczoną trasą na bardzo szerokim i częściowo stromym stoku. Niemniej było na co popatrzeć. W piątek panie rozegrały zaległy zjazd z Val d’Isere. O trudach na trasie świadczy fakt, że spośród 51 zgłoszonych do mety nie dotarło 16, a jeszcze jedna nie zgłosiła się na start.
Na pewno jednym z powodów tak wielu DNF było oświetlenie. Dziewczęta ruszające z wczesnymi numerami startowymi jechały częściowo przy bardzo „płaskim”, nie dającym kontrastu świetle. To raczej nie pomagało, gdyż brak konturów na zamarzniętym w fale lodowym trawersie, czy małej krawędzi podczas szybkiego łuku w lewo lub na ciasno, wręcz gigantowo ustawionych bramkach w środkowej części sprawiał ogromne trudności. Ostatecznie zwyciężyła dość niespodziewanie Mikaela Shiffrin przed Federiką Brignone i Joaną Hählen (po raz pierwszy na podium APŚ). Na czele znalazły się w ogromnej większości panie, które dobrze potrafią skręcać, jak na przykład: Bassino na piątym, czy Vlhová na szóstym.
Nauczeni doświadczeniem organizatorzy przesunęli start sobotniego zjazdu o 45 minut. Trochę wyprostowano też jedną z kombinacji bramek na stromym odcinku. Te poprawki zdecydowanie pomogły i jazda w sobotę była bardziej płynna. Pomimo to w czołówce nadal dominowały zawodniczki techniczne. Ostatecznie na podium stanęły trzy Włoszki: Elena Curtoni, Marta Bassino i Federica Brignone. Shiffrin finiszowała czwarta. Na miejscu piątym całkowicie niespodziewanie zameldowała się Breezy Johnson. Miło było popatrzeć na radość Włoszek z sukcesu swojej koleżanki. Później w wywiadzie Elena Curtoni wszystkim im ładnie podziękowała. Było to dla niej pierwsze zwycięstwo w zawodach APŚ i pierwsze podium od czasów kontuzji.
One doskonale wiedzą przez co musiałam przejść, żeby tutaj wygrać. Jesteśmy mocnym i zgranym zespołem…
80 lat na Streifie
Panowie ścigali się w legendarnym Kitzbühel, gdzie w piątek rozegrano supergigant. Miałem wrażenie, że trasa tego supergiganta była bardziej „zjazdowa” niż zawody pań w Bansku. Trochę sztuczna konkurencja, jaką jest supergigant ciągle jest nie do końca zdefiniowana. Na Streifie chyba trudno jest jednak wymyślić inne ustawienie. Ostatecznie, po bardzo mocnej jeździe zwyciężył Kjetil Jansrud, dla którego było to pierwsze zwycięstwo od bodajże grudnia 2018 roku. Na miejscu drugim zameldował się Aleksander Åmodt Kilde, a na trzecim Matthias Mayer. Wszyscy czekali jednak na sobotni zjazd. Zawody na słynnej trasie Streif mają w tym roku swój 80-letni jubileusz. Wspaniała historia, wielkie zwycięstwa, ale też i gorycz porażek – wszystko to powoduje, że zjazd w Kitz jest wielkim przeżyciem dla zawodników i widzów. Przed zawodami, większość ekspertów na zwycięzcę typowała Beata Feuza ze Szwajcarii. Zawodnik ten jest w dużym „gazie” i ma swoje porachunki z trasą. Beat był do soboty w Kitzbühel trzykrotnie drugi. Rzeczywiście pojechał wspaniale, choć – jak przyznał potem w wywiadzie – stracił trochę czasu na odcinkach ślizgowych. Startujący niewiele później Vincent Kriechmayr uzyskał identyczny czas. Obu panom nie podołał Johan Clarey (ostatecznie czwarty) oraz Kjetil Jansrud (szósty). Mistrzowską jazdę pokazał za to Matthias Mayer, który wyprzedził obu konkurentów o 0,22 sekundy i został nowym królem w Kitz. W ten sposób Feuz po raz czwarty został pierwszym przegranym zjazdu w Kitzbühel. Na szczęście Szwajcar nie stracił swojego ironicznego, dobrze już znanego humoru i po zawodach powiedział:
Daliśmy Domme (Dominikowi Parisowi) wygrać w Bormio, później chłopaki pozwolili mi zwyciężyć w Wengen. Było więc jasne, że teraz trzeba było dać wygrać Mothl (Matthiasowi Mayerowi). Trasa w Kitz był przygotowana wzorowo, lecz zachmurzenie i brak kontrastu w niektórych miejscach dodawało widowisku dramaturgii. Nie obyło się bez upadków. Jeden z nich przypadł w udziale Peterowi Fillowi, który na mecie zapowiedział, iż następny zjazd w Garmisch-Partenkirchen będzie jego ostatnim występem w zawodach APŚ.
Na koniec mała uwaga. Obserwując zmagania na trasach w Bansku i Kitzbühel człowiek zdaje sobie sprawę, jak bardzo wyśrubowane jest współczesne narciarstwo. To naprawdę bardzo ciężki, niebezpieczny ale nadal szalenie widowiskowy sport.
Nie będzie relacji z supergiganta pań i slalomu w Kitz, gdyż muszę się udać do Monachium na targi ISPO. Razem z Michałem przedstawimy wam wkrótce garść najciekawszych produktów, które uda się nam wypatrzeć na miejscu.