Lepszej inauguracji alpejskiego Pucharu Świata nie mogliśmy sobie wyobrazić. Piękna, słoneczna pogoda, stoki delikatnie przyprószone świeżym śniegiem, a na starcie cała światowa czołówka gigancistek.
Wśród startujących pań, dwie Polki: Maryna Gąsienica Daniel z numerem 15. i Magdalena Łuczak z numerem 46. Ciekawostką jest fakt, że chyba po raz pierwszy w historii APŚ na starcie stanęła większa liczba Polek niż Francuzek. Cóż, francuska federacja po odejściu kilku czołowych zawodniczek, w tym Tessy Worley, przeżywa trudne chwile.
Sezon otworzyła Szwajcarka Lara Gut-Behrami, która już na spotkaniu z zawodnikami Heada sugerowała bardzo dobre przygotowanie zarówno fizyczne, jak i techniczne. Lara jest starą wyjadaczką, o ile tak można powiedzieć o młodej kobiecie. Po prostu ma ogromne doświadczenie. Jechała pięknie i bardzo szybko, ale tylko do pewnego momentu. Duży błąd kosztował ja przynajmniej pół sekundy. Szwajcarka pozbierała się jednak bardzo szybko i dół trasy zjechała ponownie super. Wystarczyło na miejsce czwarte. Znakomicie jechała Sara Hector, aktualna mistrzyni świata, której do tej pory starty w Sölden nie szły najlepiej. Miejsce drugie. Ponownie skuteczna okazała się Petra Vlhová uzyskując trzeci czas. Zarówno Mikaela Shiffrin, jak i Marta Bassino jechały jakby z lekko zaciągniętymi hamulcami ręcznymi. No a chwilę potem, moja ulubienica, Federica Brignone po prostu rozbiła bank. Szybko, brawurowo, odważnie… Tak trzeba jeździć giganty. Nasze reprezentantki pojechały solidnie. Maryna, choć nie bezbłędnie, uzyskała 16. czas, a Magda Łuczak, po rewelacyjnym sektorze trzecim, gdzie uzyskała 14. czas wjechała na pozycję 24. Brawo!
W pierwszym przejeździe i tuż po nim zdarzyły się dwa przykre incydenty. Sofia Goggia musiała opuścić trasę, gdyż jeden z pomagierów z łopatą nie zdążył na czas opuścić bramki. Na szczęście nie doszło do kolizji, a Sofia mogła powtórzyć swój przejazd. Po przejeździe zdyskwalifikowano Ragnhild Mowinckel, która padła ofiarą nowego przepisu 222.8, czyli zakazu używania smarów zawierających fluor. Nie sądzę, żeby serwisant Ragnhild starał się oszukiwać. Po prostu jechała na deskach z ubiegłego sezonu, które były wielokrotnie nasączane smarami według starej specyfikacji. Tym samym Norweżka stała się pierwszą ofiarą nowych przepisów.
Przejazd drugi to najpierw popis Pauli Moltzan, która po bardzo słabym występie w pierwszej odsłonie uzyskała drugi czas finałowego przejazdu, osiągając ostatecznie 11. pozycję. Maryna Gąsienica Daniel, która chyba nie lubi trasy w Sölden, łącznie uzyskała 13. czas. Magda, niestety spadła na miejsce 30. Drugi przejazd pojechała dość nerwowo i z wieloma błędami. Na mecie powiedziała:
Nie miałam zbyt wielu dni na nartach przed startem tutaj. Do pierwszego przejazdu podeszłam kompletnie na luzie i było super. Niestety, w drugim przejeździe zrobiłam zbyt wiele błędów. Nie, nie był to grzech młodości (śmiech). Po prostu za dużo chciałam… Tak bywa, ale dowiedziałam się, w którym miejscu jestem.
Idźmy dalej. Dobrze pojechała Bassino, ale nie wystarczyło to na pudło. Słabo zjechały Hector i Shiffrin. Odpowiednio dopiero 23. i 28. czas oraz 4. i 6. miejsce. Nie zawiodła za to Petra Vlhová (miejsce trzecie). A potem jak burza poszła Lara Gut-Behrami i po fenomenalnym przejeździe (najlepszy czas drugiego) objęła prowadzenie. Do wyrównania rekordu Tiny Maze w Sölden na jej drodze pozostała już tylko Federica Brignone. Włoszka jednak pojechała trochę zbyt sztywno i ostatecznie przegrała o 0,02 sekundy. Na mecie wyglądała na mocno rozczarowaną. Trudno się dziwić, tak niewielka strata bardzo boli.
I tak skończyły się te wspaniałe zawody.
Jutro, o ile pozwoli na to nadchodzący wiatr halny do boju staną panowie i znowu będzie się wiele działo.
Mam jeszcze w zanadrzu krótki wywiad z Federicą, ale jej słowa przeczytacie także jutro, na deser po zawodach.
Do usłyszenia, zobaczenia!