W zasadzie o dzisiejszych zawodach Michał „Okno” Okniański opowiedział już wszystko. Pomimo to, chciałbym jeszcze dorzucić swoje trzy grosze. Cieszę się ogromnie, że wygrał Aksel Lund Svindal. Po prostu zwyczajnie sobie zasłużył na ten pierwszy dla Norwegii złoty medal w zjeździe całą swoją karierą wielkiego sportowca. Aksel Svindal to także jedna z największych osobowości alpejskiego światka ostatnich lat. Po prostu fajny facet, który ma dobrze poukładane w głowie. Na miejscu drugim, także Norweg Kjetil Jansrud, można powiedzieć wychowanek tego pierwszego, więc kolejność na mecie została zachowana. Trzeci finiszował „człowiek o stalowych nerwach”, czyli Beat Feuz ze Szwajcarii. Zawodnik ten zawsze potrafi się mocno mobilizować przy okazji wielkich imprez i nie przypadkiem jest mistrzem świata.
Do tej pory nie mogę się zdecydować, czy trasa w Pjongczangu mi się podobała, czy nie. Z jednej strony miała wszystkie elementy ciekawego zjazdu – skoki, wiraże, przełamania terenu. Ze strony drugiej, brakowało na niej jakiegoś naprawdę spektakularnego, zapierającego dech w piersiach fragmentu. Trochę jak w Lake Louise.
Paniom rozdano medale w gigancie, a mnie najbardziej szkoda Manueli Moelgg. Po pierwszym przejeździe po raz kolejny miała szanse na życiowy wynik, którego tak bardzo potrzebuje pod koniec swojej narciarskiej przygody. Po raz kolejny chyba jej „nie puściła głowa”. Z głową problemu nie miała złota medalistka, czyli Mikaela Shiffrin, zaprzeczając przedolimpijskim spekulacjom o kryzysie formy. To już drugie złoto igrzysk młodej Amerykanki (pierwsze za slalom miało miejsce w Soczi), a przecież w Korei nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Przed nią – już jutro – jej koronny slalom i potem kombinacja. Złota może być więcej. Druga finiszowała Ragnhild Mowinckel, która trafiła z formą gigantową w punkt. Na miejscu trzecim dobra znajoma – Federica Brignone. Za nią akurat mocno trzymałem kciuki. Nie dała rady Victoria Rebensburg zajmując pozycje czwartą, a przecież na igrzyskach liczą się tylko medale.
Dziś w nocy slalom pań i supergigant panów, co oznacza kolejną zarwaną noc. Trudno się mówi.