stalkant

Kręte ścieżki niepewności – przed nadchodzącym sezonem PŚ

Tonio: Ahoj sportowe świry, szanowni czytelnicy, kochane czytelniczki i wszelkiej maści osoby czytelnickie, we’re back! Wchodzimy razem z Wami w piąty sezon naszego nadawania w Stalkant FM, a czwarty już raz dla NTN Snow & More piszemy nasze słynne przedsezonowe predykcje. Po raz kolejny podsumujemy miniony narciarski rok, starając się trafnie przewidzieć wydarzenia sezonu. Dobrze wiemy, że na tych stronach nie znajdujecie się przez przypadek i jesteście głodni eksperckiego głosu. Spokojnie, przez ten wzburzony ocean śnieżnej przygody poprowadzimy Was z matczyną troskliwością i przenikliwością, prostując kręte ścieżki Waszej niepewności co do tego, kto w tym sezonie najczęściej po swoich przejazdach unosić będzie ręce w górę w geście zwycięstwa. Także razem z nami zajrzyjcie do fusów i poudawajmy, że się znamy.
Macio: Jak co roku, gdy liście kasztanowców za moim oknem się ozłacają, a wieczory wymuszają wyciągnięcie ciepłej bluzy, zaglądając głębiej do szafki, spotykamy gdzieś naszych zimowych przyjaciół, czyli kurtkę narciarską czy też wierną puchówkę. Znowu nasze myśli, jeszcze nienatrętnie, ale z każdym dniem coraz intensywniej, kierują się ku narciarskim planom. Jaka będzie w tym roku zima? Czy puszczą mnie z pracy na miesiąc powderu do Japonii? Ile przejazdów slalomu na Jędrolu muszę wykonać, by liczyć się w stawce polskich mastersów? Przypominamy sobie też nazwiska i plany naszych alpejskich bożków, którzy po solidnym presezonie ostrzą sobie ząbki (oraz kanty!) na pierwsze starty. My za to, jak zwykle, staramy się wyczytać w gwiazdach lub lejąc wosk przez dziurkę od klucza – czyli bawimy się w przewidywanie wydarzeń, które nam przyniesie kolejny sezon Pucharu Świata w narciarstwie alpejskim.

Jaki był miniony sezon i czego sobie życzymy w nadchodzącym?

Tonio: Chyba się starzeję (albo moje oczekiwania wzrastają), bo bez bicia przyznaję, że zeszły sezon nie był zbytnio porywający. Najwięcej wrażeń było chyba na początku, bo Neureuther coś tam dolewał oliwy do ognia, Braathen płakał przed kamerami, Kristoffersen rozsierdzony chciał bić aktywistów – no, działo się. A potem sezon się rozkręcił i żadnych afer, żadnych dramatów. Teraz w Alpach spadło całkiem sporo śniegu, także na pewno nie zawiodą denialiści klimatyczni, którzy już ogłosili, że globalnego ocieplenia nie ma; w każdym razie popcorn już naszykowany.
No ale do rzeczy. Trochę czasu upłynęło od ostatnich zawodów, więc przypomnijmy, jakież to były te najjaśniejsze punkty ubiegłorocznej rywalizacji. Wśród panów na scenie błyszczał przede wszystkim Marco Odermatt, o którym było wiadomo, że będzie tłukł, ale chyba nikt się nie spodziewał, że aż tak. Na 25 zawodów – 20 razy na podium i tylko raz (!) poza czołową dziesiątką. Po prostu maszyna. Na drugim miejscu – wystrzał formy Cypriena Sarrazina, dwukrotnie zwycięskiego w zjeździe w Kitzbühel (kosmos!), no i kto by to pomyślał jeszcze kilka lat temu – Manuel Feller z kulką w slalomie. Oprócz tego drugie miejsce w generalce Loïca Meillarda – przyszły sezon z pewnością będzie również należał do niego. Warto jeszcze wspomnieć o pierwszym od niepamiętnych czasów austriackim podium w slalomie na początku sezonu czy też historycznym wyczynie Daniela Yule, który z 30. miejsca wygrał zawody w Chamonix.
U pań było trochę smutno bez Petry i Mikaeli, ale na szczęście Lara z Federicą zadbały o emocje. Potęga Szwajcarii widoczna była również tutaj – Lara Gut z Kryształową Kulą oraz 16 wizytami na podium na 28 startów; Federica z kolei 30 startów, 13 razy na podium, sześć zwycięstw. Niesamowity wyczyn z jej strony, bowiem do najmłodszego grona zawodniczek już dawno nie należy, a tu starty we wszystkich konkurencjach i drugie miejsce w generalce, z mocnym sygnałem dla młodzieży na nadchodzący sezon mistrzowski. Do tego Mikaela, która wypadła na długie tygodnie z gry, ale i tak załapała się na podium w generalce, jak gdyby nigdy nic. Z pewnością wśród najlepszych momentów należy wymienić pierwszą kulkę Cornelii Hütter, pierwsze solowe zwycięstwo Anny Swenn-Larsson, pierwsze zwycięstwo w zjeździe (!) Marty Bassino, pojawienie się w stawce Dženifery Germane, Ester Ledecką wygrywającą finały w supergigancie oraz sensacyjne czwarte miejsce w zjeździe Elvediny Muzaferiji z Bośni i Hercegowiny.

Powroty

Macio: Przed pisaniem tego tekstu zaplanowałem sobie, że nie będę wiele razy wspominać o powrocie Marcela Hirschera. Temat został już oklepany, nagraliśmy o tym odcinek podcastu, pojawiło się nawet kilka artykułów w mediach mainstreamowych. Przecież mamy chociażby tylu wspaniałych alpejczyków wracających po kontuzjach, że na pewno da się kogoś wybrać! Dlatego po zastanowieniu naturalnie wydarzeniem sezonu, na które czekam najbardziej, jest powrót Hirschera. Bardzo mi przykro, ale ten temat mnie grzeje i ciekawi z tak wielu aspektów, że nie mogę wybrać nic innego. Niesamowicie ciekawi mnie aspekt techniczno-fizyczny. W ośrodkach sportowych producenta pewnego napoju energetycznego raczej nie wynaleziono jeszcze kapsuły czasu lub metod hibernacji. Upływ czasu mógł w pewnym stopniu zdewaluować fizyczne walory Austriaka. Wróć, Holendra, bo pod taką flagą będzie startował ten wielki mistrz. Nasuwa się wiele pytań, na które niebawem dostaniemy odpowiedzi. Czy Marcel wciąż jest silny jak tur i zwinny jak łasica? Czy narty Van Deera są wystarczająco szybkie? Jak będzie wyglądało porównanie z młodymi byczkami jak Odermatt? Nie mogę się doczekać. Mojej ekscytacji nie psuje ani trochę fakt, że pojawiają się głosy, że dzika karta, którą Marcel dostanie (pozwoli mu ona wystartować z numerem 31.), nie jest do końca sprawiedliwa oraz że wielce prawdopodobną przyczyną powrotu nie jest miłość do narciarstwa, a względy handlowo-marketingowe związane z Hirscherową marką nart. Mistrzu, wracaj!
Tonio: Błagałem, błagałem i wybłagałem. Wielki Mistrz Hirscher powraca i już lada dzień ponownie zobaczymy go na alpejskich stokach, ale ptaszki ćwierkają, że mniej w tym romantyzmu, a więcej kalkulacji i liczb związanych z prowadzoną przez siebie marką, ładnie upudrowanych tekstami o tęsknocie za „przyjemnością ze ścigania”. Jeszcze mniej wiemy na temat formy ex-Austriaka, co tym mocniej potęguje napięcie – z zaplanowanych zawodów nie zjechał aktualnie (wrzesień 2024) nic. Niezależnie od tego, nikt na tym nie straci, a zyskujemy wszyscy – zresztą, jak pokazuje kinematografia, tematyka powrotów i rozliczeń jest zawsze głośna i tak będzie z pewnością również tym razem. Oprócz Hirschera wraca bowiem do stawki Braathen, o którym, patrząc z perspektywy czasu, tak szczerze to… chyba napisałem w poprzednim numerze NTN Snow & More zdecydowanie za długi artykuł. Jak pokazał czas, świat mody może i owszem jest inspirujący, ale szczęście zazwyczaj leży tam, gdzie pachnie pieniędzmi. Wypłakał się, poczadował, pogadał po portugalsku, to teraz pokaż chłopie, co ty tam umiesz, bo my to jesteśmy proste chłopy i te paznokcie to nas średnio interesują, nam można zamknąć usta tylko pięknymi przejazdami.
Macio: No właśnie, zapomniałem – powrót Braathena! Drogi Lucasie! Czy zgłębiłeś już swoją duszę na rocznym urlopie? Udało Ci się w pełni wyrazić siebie oraz zaprezentować swoje wnętrze? Czy może jednak możemy już przyznać, że wolność wyrazu polega wyłącznie na kasku z czerwonymi bykami? Fortel ten nie był tak naiwny jak oszustwo „na nigeryjskiego księcia”, stąd pewnie wielu fanów zostało nabitych w butelkę. Jednak tu po prostu chodziło o pieniądze. Oczywiście nie ma w tym nic złego, ale po co te cyrki?

Witamy po kontuzjach

Macio: Koniec poprzedniego sezonu przedstawiał krajobraz niczym po bitwie. Nasza lista alpejczyków, którzy odnieśli urazy, była dłuższa niż lista zakupów przed świętami. Kontuzjowanych zawodników podzieliłem sobie na dwie grupy. W przypadku pierwszej mocno zastanawiam się, czy starczy im jeszcze motywacji do tego, by znowu podjąć trud wejścia na najwyższy poziom. Do tej grupy zaliczam Elenę Curtoni, Wendy Holdener, Aleksandra Aamodta Kilde czy Alexisa Pinturaulta. Wydaje się, że kontuzje Kildego i Pinturaulta były szczególnie dramatyczne, a to właśnie oni przecież wygrali już niejedne zawody i nikomu nie muszą już nic udowadniać. O powrót takich zawodniczek jak Petra Vlhová czy Sofia Goggia raczej bym się nie martwił. Wydaje się, że pokłady ambicji Petry są głębsze niż jezioro Hańcza, a przecież Sofia ma w głowie tylko jeden tryb – pełen ogień. Osobnym przypadkiem jest Marco Schwarz, bardzo szkoda chłopa. Po rozwalonym kolanie podczas sezonu, teraz przyszły problemy z kręgosłupem, które wymagały interwencji chirurga. Spora strata dla rywalizacji.
Tonio: Oprócz powrotów zaplanowanych przez panów w garniturach z siedziby Red Bulla czekają nas może trochę mniej metafizyczne, ale przywracające wiarę w emocje. Miniony sezon pokazał nam, że siadanie w leniwe zimowe poranki przed telewizorem traci na uroku, gdy w połowie filmu dowiadujemy się, kto jest tak naprawdę zabójcą, tak jak było w przypadku kulki dla Odermatta, która praktycznie mogła zostać wręczona już w połowie stycznia. Dramatyczność sezonu pań na szczęście uratowała decyzja Mikaeli Shiffrin o odroczeniu powrotu do ścigania po odniesionej kontuzji w Cortinie, tym samym dając prezent Larze Gut i Fede Brignone, których rywalizacja była jednym z jaśniejszych punktów sezonu. Do gry wróci również Petra, która padła ofiarą przygotowania trasy na swoim rodzimym stoku w Jasnej. Wróci również boska Wendy, wróci Alexis Pinturault, pod znakiem zapytania stoi jakikolwiek powrót Kilde, który już narty owszem założył, ale cały czas coś jest nie tak. W tle jest jeszcze Marco Schwarz, który w zeszłym sezonie jako jedyny ostrzył zęby na Odermatta, ale teraz znowu ma problemy z plecami. Do gry wrócić ma Sofia Goggia, ale jej też nie udało się pojechać do Ameryki Południowej… Wychodzi na to, że nastał właśnie czas na nowych mistrzów, tylko czy w konfrontacji z takimi doświadczonymi wygami ktokolwiek będzie miał szanse?

Czy nastąpią zmiany w podejściu do bezpieczeństwa?

Macio: Myślę, że nic wielkiego się nie zmieni, a jeśli się zmieni, to nie na lepsze. Pamiętamy, jak FIS chciał zwiększyć bezpieczeństwo i wprowadził gigantki o promieniu 35 metrów. To trochę jakby zastąpić w przedszkolu kredki, które przecież mocno naostrzone mogą zrobić krzywdę, scyzorykami. Ze strony federacji spodziewam się jedynie działań pozorowanych dla uspokojenia gawiedzi lub paru szumnych deklaracji po kolejnych incydentach. Pewnie narażę się części czytelników, ale uważam, że szczególnie konkurencje szybkie powinny zwolnić. 150 km/h w cieniutkim kombinezonie i z orzeszkiem na głowie to przesada.
Tonio: Sześć odwołanych zawodów kobiet, dziewięć mężczyzn, oprócz tego jeszcze kilka takich, które w sumie mogły się nie odbyć. Nie było łatwo robić zawody w 2024 roku. Listy z kontuzjowanymi zawodnikami nawet nie ma co szukać i cytować, bo naczelny nam tyle miejsca w magazynie nie znajdzie. Krwawe Wengen, krwawa Jasna i Cortina, fenomenalne skądinąd, ale odbywające się w letnich temperaturach zawody w Chamonix, spływające wodą Bałkany z Kranjską Górą i Bańskiem na czele. Do tego oczywiście klasyk, czyli odwołane zawody w Zermatt-Cervinii z czerwonym światłem na organizację w następnych sezonach. Przełomu nie będzie, bo co tutaj zmienić? Przestać jeździć zjazdy? Przecież dla części społeczeństwa prawo do robienia sobie krzywdy jest niezbywalnym ludzkim prawem, a każdy, kto na nie rękę podnosi, niczym nie różni się od Marksa czy Lenina. Niejedna noga zatem w tym sezonie się uszkodzi. Zresztą z tym bezpieczeństwem to śmieszna sprawa, bo jeden przyjdzie i się poskarży, że nie można jechać ze względu na warunki, a cała reszta powie (pewnie Zubcić), żeby nie gadał, tylko zakładał narty i jedziemy. Taki sport.

Polska, kraj narciarsko ubogi

Macio: Paweł Pyjas oraz Bartosz Szkoła po zakończeniu sezonu, w którym zdobyli tytuły mistrzów Polski, kolejno w gigancie i slalomie, ogłosili zakończenie kariery. Oczywiście zasmuciła mnie ta decyzja, wielkie brawa dla panów za walkę, ciężkie treningi i poświęcenie. Na każdym kroku trzeba przypominać, że narciarstwo to okrutnie trudny sport pod każdym względem – fizycznym, technicznym czy oczywiście finansowym. Jednak pójdę pod prąd i uważam, że są to raczej słuszne decyzje. Oczywiście będąc w okolicach 200–400 miejsca w rankingu jest się zawodnikiem znakomitym. Czy jednak da się wtedy ze sportu utrzymać? Oczywiście, że nie. Czy Paweł i Bartek mieliby szanse, byśmy kiedyś ich zobaczyli w Eurosporcie? Jak to internetowi motywatorzy mawiają, że dopóki się walczy, jest się zwycięzcą, szansa oczywiście jakaś była, ale przyjmując realistyczne założenia – nieduża. Lepiej obudzić się w odpowiednim czasie niż grubo po trzydziestce, często ze zrujnowanym zdrowiem. Pewnie pojawią się zarzuty, że to wina związku, który nie okazywał wystarczającego wsparcia, z czym trudno się nie zgodzić. Nieśmiało zaznaczę, że modelu norweskiego nie skopiujemy w naszych realiach, a moim zdaniem nawet nie powinniśmy tego robić. A Pawłowi i Bartkowi gratuluję trudnej decyzji i dziękuję za emocje! Życie po nartach też jest bardzo fajne!
Tonio: Kolejni polscy zawodnicy wieszają narty na kołku i po raz kolejny możemy zadzwonić w dzwon z napisem „Reforma PZN”. Tradycją jest, że co roku w okolicach kwietnia–maja pojawia się post na fejsa: o, kolejny zawodnik kończy karierę – i masz trochę mieszane uczucia. Bo z jednej strony wiesz – w sumie to miał talent i nigdy nie widziałeś kogoś, kto tak potrafił jeździć, ale z drugiej wiedziałeś, że to i tak – niestety – będzie za mało. W krainie zmarnowanego potencjału, umownie zwanej Polską, zdobywanie w myślach wszystkiego opanowaliśmy do perfekcji, tylko w dowożeniu tych myśli mamy, delikatnie mówiąc, braki. Zasadnicze pytanie jest o samą potrzebę dowożenia, bo wydawać by się mogło, że na Mieszczańskiej 18 w Krakowie sukcesy Maryny i Magdy są zupełnie wystarczające. Może tak jak jest, to w sumie nie tak źle? Bardzo ciekawy punkt widzenia w jednej z naszych rozmów przedstawił Piotr Kaczmarek (66. odcinek podcastu Stalkant FM), który dość jasno wypowiadał się na temat zasadności trenowania sportów zimowych w warunkach do tego, nazwijmy to, nieodpowiednich. W przypadku Pawła i Bartka – cóż, szkoda, ale doskonale wiemy, że narciarstwo jest studnią bez dna. Szanuję decyzję, teraz czas na odpoczynek i kolejne wyzwania, no i do zobaczenia. Każdy, kto choć przez chwilę miał do czynienia z profesjonalnym ściganiem, wie, jak ogromne jest to wyrzeczenie i dobrze zna powody tych decyzji.

Co tam w Polsce?

Tonio: Jak pokazały niesamowicie udane igrzyska w wykonaniu polskiej reprezentacji, polski sport wyczynowy kobietami stoi (osiem medali kobiet, dwa mężczyzn, z czego żaden indywidualny), czego świetnym przykładem jest również narciarstwo alpejskie, choć co prawda na medale nadal czekamy, jak Pogoń Szczecin na jakiekolwiek trofeum. Świetnie słuchało się latem historii o zdobywaniu doświadczenia, przeżywaniu imprezy, możliwości zobaczenia Paryża i smaku kasztanów na placu Pigalle. Zastanawiam się, czy retoryka w polskim narciarstwie nie ugrzęzła w równie wygodnym i bezjajecznym miejscu. W tym sezonie regularność była kluczem w występach Maryny Gąsienicy Daniel i Magdy Łuczak w PŚ. U Maryny pozycje w PŚ w trzeciej dziesiątce z pewnością były obniżeniem lotów, a raczej nie są czymś, do czego nas przyzwyczaiły poprzednie sezony w jej wykonaniu. Natomiast Magda stale wpisująca się do trzydziestki była miłym zaskoczeniem. Z oceną Maryny nie możemy zapomnieć, że były też bardzo dobre zawody w Sölden (13. miejsce) czy też w Lienz (12. miejsce), oprócz tego – mocno poprawiony supergigant z życiówkami. Podsumowując, nadal pachnie szansami, ale co tu dużo gadać – chcemy więcej, takie nasze kibicowskie prawo. A i byłbym zapomniał: Puchar Świata w snowboardzie alpejskim. Do Krynicy ściągnięto najlepszych fachowców od śniegu, zawodnicy dali show i mimo wakacyjnych temperatur zawody stały na wysokim poziomie. Kiedy narty? Kiedy Puchar Europy, kiedy Puchar Świata, halo?
Macio: Maryna i Magda to oczywiście dla mnie pewniaczki na występy w Pucharze Świata. Zdecydowanie wierzę w rozwój Magdy i bardzo trzymam kciuki. Jednak jeśli ktoś liczy na polską ofensywę narciarską, to radzę wstrzymać konie. Nic takiego nie nastąpi i nasz sport dalej będzie opierał się na jednostkowych wybrykach natury typu Świątek czy Kubica. My możemy za to wykonywać pozytywistyczną pracę u podstaw, zarażać narciarskim bakcylem i przekonywać jak największą część z czterech milionów jeżdżących Polaków, że ściganie się jest fajne. Wysoki poziom sportu amatorskiego implikuje wzrost poziomu zawodowego. Oczywiście to moja teoria z instytutu „chłopskiego rozumu”, niepoparta badaniami, ale przecież by zostać zawodowym narciarzem, trzeba być w jakimś stopniu świrem. Łatwiej to osiągnąć, będąc otoczonym przez innych podobnych sobie.

Kto nas zaskoczy?

Macio: Z typowaniem niespodzianek jest troszkę jak z prognozowaniem wyników spotkań polskiej ekstraklasy, czyli tym światem nie rządzi logika. Jeśli ktokolwiek przewidział wybuch formy Cypriena Sarrazina przed zeszłorocznym sezonem, niech natychmiast kupuje wszystkie możliwe losy na loterii. Ewentualnie niech zdradzi tajniki swojej metaanalizy, która pozwoliła mu wydedukować, że gość, który raz był na pudle w gigancie w 2019, nagle stanie się jednym z najlepszych szybkościowców, zarówno efektywnym, jak i efektownym. Czy to magiczny sok z gumijagód, czy wizyty u szamana sprawiły, że Cyprien odblokował nieznane możliwości? W nowym sezonie stawiam, że w slalomie w czołówce będziemy oglądać Dženiferę Germane. Wydaje się, że ta kariera jest idealnie zaplanowana. Podobała mi się też w zeszłym sezonie jazda Britt Richardson, czas przyspieszyć! Wśród mężczyzn stawiam na młodego Szweda – raczej nie pojawi się od razu na pudle, ale myślę, że Fabian Ax Swartz w pucharową piętnastkę będzie wchodzić. Wężykiem mam podkreślone nazwisko Anguenot, szykuje się kolejny dobry francuski gigancista. Stawiam też, że to będzie bardzo solidny sezon Magdy Łuczak.
Tonio: Biorąc pod uwagę, że poprzedni sezon bez żadnej wielkiej imprezy był odarty z wrażeń – owszem, napisały się niesamowite historie, ale głównie żyliśmy kontuzjami – to 2025 przyniesie nam z pewnością o wiele więcej emocji. Po pierwsze, impreza mistrzowska w Saalbach, po drugie, sprawdzian formy przed igrzyskami w 2026, po trzecie, czas wielkich powrotów i ogromne nadzieje z tym związane. Moim zdaniem u pań zaskoczy nowa fala młodych zawodniczek – co prawda na boisku cały czas gra damskie, doświadczone „Galacticos”, które będzie śrubowało rekordy najstarszych zawodniczek ze zwycięstwami w PŚ, ale na ławce mamy kilka świetnych nazwisk, które już niejednokrotnie pokazywały, że potrafią zrobić na nartach coś magicznego. W slalomie wszystkie oczy skupione były na Dženiferze Germane, która przebojem wdarła się do pierwszej dziesiątki, ale nie możemy zapominać o Zrince Ljutić z trzema pudłami, której bardzo kibicuję. Oprócz tego podobała mi się jazda Chiary Pogneaux. U panów natomiast zapisujemy nazwiska: Theodor Braekken, Fadri Janutin, Flavio Vitale oraz Alban Elezi Cannaferina. Trzymam bardzo mocno kciuki za Loïca Meillarda, uwielbiam jego książkowy styl. Swoją drogą, gość jako jeden z niewielu jeździ wszystko – tym bardziej, na poczet ciekawego sezonu, niech pokaże, na co go stać.

Czy Dave jeszcze to zrobi?

Macio: Gdybym miał górę złota, to bym ją chętnie poświęcił na to, by łysiejący „Dejw” raz jeszcze utarł nosa alpejczykom! Ale góry złota nie mam, więc trzeba zejść na ziemię. W tym roku Joan Verdú może być tym, który pokaże zawodnikom z krajów alpejskich, gdzie raki zimują, udowadniając, że nawet narciarz z małej Andory potrafi rywalizować z najlepszymi i psuć im szyki na trasach Pucharu Świata.
Tonio: W zeszłym sezonie jedno trzecie, jedno czwarte miejsce, także tak, jak najbardziej, brytyjska rakieta ma jeszcze w sobie to coś. Ciągnie za sobą młodych, zdolnych Brytyjczyków, nam daje jeszcze ostatki nadziei, ale przede wszystkim niezmiennie jeździ pięknie. Trzymam kciuki.

Antoni Zalewski – zrodzony i wychowany na Mokotowie, narciarz, rolkarz, kolarz i miłośnik utrzymywania ciała w sportowym fasonie. Uzależniony od okresowych wizyt w lumpeksach, najlepiej tych z odzieżą szwajcarską. Jego dziurawa w kroku guma nie przeszkadzała mu w zajmowaniu miejsc w pierwszej dziesiątce zawodów AZS Winter Cup. Miłośnik szybkich, holenderskich rytmów oraz kierowania tłumem na imprezach. Wgłębia się w tajniki mentalnego przygotowania zawodników do zawodów. Oddany fan Simona Breitfussa Kammerlandera. Potajemnie marzy o byciu członkiem Drużyny Pierścienia, gdzie więzy braterstwa przyćmiewają inne aspekty.

Maciej Żabski – syn bytomskiej ziemi, preppers, informatyk z wykształcenia, pizzaiolo (robi serio najlepszą pizzę), narciarz i ultrakolarz z pasji. Jeździ zawody na 1500 km po to, abyśmy – jak sam to mówi – sami nie musieli tego robić. Swojego czasu zawodnik drugiej piętnastki w AZS Winter Cup, ale niesłusznie przypięto mu łatkę największego zmarnowanego talentu polskiego narciarstwa. Cały czas bowiem się ściga i karty trzyma przy sobie. W narciarstwie alpejskim najbardziej lubi cyferki, techniczne aspekty przygotowania nart, aktualnie posiadaną ich liczbę, zawodników z dalszymi numerami oraz Avę Sunshine i Robertę Melesi. Nie oglądał „Władcy Pierścieni”, bo mówi, że to bajeczka o jakimś pierścionku.

Znaczniki

Podobało się? Doceń proszę atrakcyjne treści i kliknij:

Dodaj komentarz

Zobacz także

Inne artykuły

nowe narty

Nowości w świecie nart na 2024/2025

Tradycyjnie na początku sezonu rzucamy garść newsów. Z mnogości mniej lub bardziej udanych innowacji technicznych staramy się wybrać te najbardziej wartościowe. Skitouring, freeride, allmountain czy jazda po przygotowanych trasach –

maxx booldożer

Słodkie życie zwykłego instruktora

Osrodek narciarski X gdzieś we Włoszech, grudzień, godzina 6.35. Budzik przeszywa i ogłusza. Za oknem jest jeszcze ciemno. Buty, kask, bidon, rękawiczki – w plecaku. Wkrętarka z zapasową baterią, wiertarka, klucz

braathen

Cały we łzach – po pierwszym gigancie sezonu

Szast-prast, i ani się obejrzeliśmy, jak rozpoczął się kolejny alpejski sezon. Tradycyjnie pierwsze zawody odbywają się w ostatni weekend października w austriackim Sölden, na wymagającej trasie lodowca Rettenbach. Nigdy

Newsletter

Dołącz do nas – warto

Jeśli chcesz dostawać informacje o nowościach na stronie, nowych odcinkach podcastu, transmisjach live na facebooku, organizowanych przez nas szkoleniach i ważnych wydarzeniach oraz mieć dostęp do niektórych cennych materiałów na stronie (np. wersji online Magazynu NTN Snow & More) wcześniej niż inni, zapisz się na newsletter. Nie ujawnimy nikomu tego adresu e-mail, nie przesyłamy spamu, a wypisać możesz się w każdej chwili.