Czas jakiś nie pisałem, gdyż Święta, Nowy Rok i mnóstwo innych zadań życiowych pochłonęły mnie bez reszty. W tak zwanym międzyczasie, w nowym roku odbyły się już dwa slalomy w Zagrzebiu. Jeden pań i jeden panów, oba w dość trudnych warunkach.
Być może Zagrzeb nie jest idealnym miejscem do przeprowadzania tego typu imprez. Stosunkowo południowa lokalizacja i niewielkie góry powodują, że rok w rok jest problem ze skutecznym przygotowaniem trasy. Produkcja śniegu idzie pełną parą w każdej dogodnej (czytaj przy minusowej temperaturze) chwili, a na stok wysypywane są tony soli, aby jako tako utwardzić powierzchnię. Pomimo to – niestety – ziemia przebija na trasie tu i ówdzie. Nie wygląda to wszystko zbyt pięknie, a jeśli dojdzie do tego taka pogoda, jak w tym sezonie, to raczej nikogo nie da się zachęcić do uprawiana narciarstwa alpejskiego pokazując mu obrazki z Zagrzebia.
Pomimo tego, zawodniczki i zawodnicy ścigać się muszą. Pierwszy (niedzielny) przejazd pań odbył się w mocno padającym deszczu, ale niespodzianek nie przyniósł. Trzy najlepsze slalomistki sezonu i wszystkie, które stanęły na podium w ostatnich zawodach roku ubiegłego, także tym razem były na czele w kolejności: Petra Vlhová, Katharina Liensberger i Michelle Gisin. Tuż za nimi Mikaela Shiffrin i Wendy Holdener. Po przyjeździe drugim zmieniło się niewiele. Jedynie atakująca z jedenastego miejsca Erin Mielżyński przesunęła się na pozycję piątą (drugi czas drugiego przejazdu). Dość dobre jeszcze warunki na trasie wykorzystała w pełni Nastasia Noens, wykręcając najlepszy czas drugiej odsłony. Na mecie wyraźnie zadowolona była Petra, która w wywiadzie powiedziała, iż to zwycięstwo przywróciło jej ponownie wiarę w siebie. Liensberger zameldowała się ponownie na drugiej pozycji, a Michelle Gisin potwierdziła trzecim miejscem doskonałą dyspozycję w slalomie. Shiffrin i przede wszystkim Holdener poruszają się w tym sezonie po trasach slalomów jakby trochę ociężale i choć nadal są szybkie, to brakuje im nieco do postawienia kropki nad i. Szczególnie Wendy, jeździ tak, jakby ostatecznie pogodziła się z losem, że zawodów APŚ w slalomie już nie wygra… Szkoda, ale może się jeszcze odbuduje (bardziej jednak wierzę w powrót Mikaeli na szczyt).
Panowie w święto Trzech Króli mieli jeszcze gorzej. Temperatura wzrosła, a trasa w drugim przejeździe dosłownie rozsypywała się w oczach. Clément Noël, który znajdował się na czele klasyfikacji po przejeździe pierwszym, swoją drugą próbę jechał w dziurze po kolana! O nie! To nie były regularne zawody. Całą tę sytuację wykorzystał znakomicie Niemiec Linus Strasser, który z ósmym i piątym czasem przejazdów zaliczył swoje drugie slalomowe zwycięstwo w karierze. Na kolejnych miejscach trzech Austriaków w kolejności: Feller, Schwarz i Matt. Ten ostatni zajmował po pierwszej próbie miejsce 26., ale w drugiej znakomicie wykorzystał dobre jeszcze warunki i oparł się o podium. Mnie osobiście bardzo podobała się atletyczna jazda Filipa Zubčicia oraz sposób w jaki wybrnął z kilku kłopotów na trasie. Ostatecznie miejsce piąte.
I tak zaczął się nam ten nowy narciarski rok.