Witam wszystkich!
Ostatni raz pisałem pełen entuzjazmu przed zawodami Pucharu Europy w Trysil. Liczyłem przynajmniej na miejsce w sześćdziesiątce, co gwarantuje start w drugim przejeździe. Niestety nie udało mi się tego osiągnąć. Prawda też jest z drugiej strony taka, że z numerem 100+ ciężko walczy się z zawodnikami, którzy „na papierze” są lepsi i na dodatek mają lepszy numer startowy. Nie ma jednak co opowiadać bajki, co by było gdyby. Po zawodach w Norwegii i Szwecji, gdzie pokazano mi miejsce w szeregu, przeniosłem się do Włoch.
Najpierw niezły trening w miejscowości Solda, później PE w Pozza di Fassa, gdzie już było lepiej niż na Północy globu. Zająłem 61. miejsce, czyli okazałem się tym właśnie łosiem, który, można zażartować, był najlepszy z niezakwalifikowanych. Brakło chyba sześć setnych… Trudno, co poradzić? Następny start to gigant na Uniwersjadzie. W mojej opinii zaprezentowałem się całkiem przyzwoicie. OK, nie odpaliłem fajerwerków, tak jak w damskim wydaniu (swoją drogą Maryna jeszcze raz gratuluję!), ale przesunąłem się do przodu w klasyfikacji, w porównaniu do mojego numeru startowego: 40. miejsce w gigancie z dość sporym błędem w drugim przejeździe.
Następny start to PE w Obereggen. Po starcie stwierdziłem, że pierwszy raz w życiu jestem z siebie zadowolony po zawodach, w których wypadłem. Okazało się, że (startując z numerem bodajże 102) na międzyczasie miałem 35. czas. Oczywiście to tylko był międzyczas bla, bla, bla… lecz dla mnie to dużo znaczyło, bo wniosek jest jeden, że mam jazdę. Następny dzień to kolejny start na Uniwersjadzie – tym razem w slalomie. Znów mogę mówić o „małym” pechu, ponieważ startując z numerem 52. skończyłem pierwszy przejazd na 32. miejscu. Po raz kolejny zabrakło mi bardzo niewiele, ale brakło. Zawody skończyłem na 32. miejscu, w drugim przejeździe, jak na złość, nikt nie chciał wypaść z pierwszej „30”. I tak skończyłem grudzień.
Po trzech tygodniach, w końcu udało mi się wrzucić wideo z Uniwersjady:
Po uniwersjadzie wróciłem do domu na święta i chwilę odpoczynku. Jeszcze przed Sylwestrem udało mi się troszkę potrenować w Jurgowie. Nowy rok przywitałem w miłym gronie i tak przyszedł czas na kolejną wyprawę i nowe wyzwania. Tuż po Nowym Roku wystartowałem w Chamonix w czterech slalomach (2x PE i 2x FIS Race). Niestety żadnego z tych występów nie mogę zaliczyć do udanych. Warunki na stoku panowały naprawdę ciężkie. Przez dwa pierwsze dni w Chamonix padał deszcz, więc miałem okazję sprawdzić się bardziej w postaci kierowcy bobsleja niż narciarza alpejskiego. Po tych startach „zaszyłem” się we Włoszech na trening. Co z tego wyjdzie, zobaczymy. Wiem jedno. Tak jak podczas mojego pobytu w Chile, sytuacja się powtarza. Na treningach świetnie. Na zawodach średnio. Po raz drugi w tym sezonie muszę przełożyć jazdę z treningów na zawody i na pewno będę miał powody do radości. Z trenerem obraliśmy ciężką drogę. Startuję praktycznie tylko w PE, ale co zrobić? Jest jeszcze wiele dobrych zawodników przede mną, których muszę pokonać. Taki proces trwa latami. A ja, z moją gorącą głową, chciałem zacząć biegać przed nauką chodzenia.
Chciałbym podziękować wszystkim, którzy mnie wspierają i od czasu do czasu sprawdzają, co się u mnie dzieje. W ciężkich chwilach mogą pomóc tylko dwie rzeczy: wielki sukces albo wsparcie osób zainteresowanych tym sportem.
A na koniec taka mała informacja do nieznanego mi Krzycha Kulczyckiego. Możesz pisać o nas narciarzach co chcesz. Możesz nas wyzywać od łajz i kogo tam tylko uważasz. Takie twoje prawo, co nie oznacza, że to miłe. Jednak nie pisz, że wszyscy jesteśmy darmozjadami. Zainteresuj się najpierw jak to wygląda i kto w Polsce może zostać nazwany darmozjadem, a kto nie.
Pozdrawiam czytelników Skifighers i NTN
Jeżdżący za własne pieniądze
Filip Rzepecki
11 komentarzy do “Łoś, kierowca bobsleja i momenty frajdy”
Walcz Filip, walcz! Brawo za zawziętość i determinację.
Co do niejakiego K. Kulczyckiego… niech napisze nam kim jest i co sobą reprezentuje, że wydaje mu się, iż nabrał prawa do tak ostrych komentarzy, których poziom pozostawia wiele do życzenia.
Do pięt gościowi nie dorastacie kocury niedogłaskane .
wypowiedział się anonimowy chojrak internetowy…
A Ty to niby kto jesteś ?, beznadziejna papuga ciągle błędnie taplająca do mikrofonu . Nie zaczepiaj .
Towarzyszu Sobczyk ,swoim nazwiskiem pysk sobie wycieraj . Kto ty jesteś człowieczku że musiał bym się przed Tobą tłumaczyć.Każdy ma prawo do wypowiadania się na forach publicznych i dzięki opaczności nie Ty o tym decydujesz kto może ,a kto nie . WARA. ODE MNIE !.
Ja tylko wiem tyle że najłatwiej jest krytykować zza ekranu komputera i wyżywać się na kimś za własne niepowodzenia. Nie musisz już wcale pisać kim jesteś, po tym co napisałeś widać to aż nadto. Miłego dnia.
Na pochwałę należy sobie zasłużyć i już raz Ci napisałem że to nie Ty będziesz decydował kogo pochwalę ,a kogo nie , i czytaj ze zrozumieniem jeżeli potrafisz . …………….. WARA. ODE MNIE !.
Krzycho to niedorobiony karateka i pewnie boi się pisać o swoich kolegach po fachu i tu się wyżywa, bo się nie boi, że po mordzie dostanie… Skromność intelektualna spotęgowana kompleksami.
Rób swoje Filip. W końcu przyjdzie wymarzony efekt!
A co
tam u nas (u was) w Polskim narciarstwie Alpejskim słychać …………
może jakiś komentarzyk od ,,fachowców” z NTN -u na temat Polskich
Alpejczyków …………….. cicho jakoś nad tą trumną ,a olimpiada
tuż ,tuż za rogiem _____________ błyśnij koleś intelektem , a nie inwektywami
Jaki jest związek między słabymi występami Polaków, a fachowością członków redakcji NTN?
Wbrew pozorom bardzo bliski ,,mój” drogi ……….