Nie musieliśmy długo czekać na odpowiedź wiceprezesa PZN ds. narciarstwa alpejskiego i snowboardu Marcina Blautha na ostatni wpis Filipa Rzepeckiego. Jeśli ominęliście ten tekst, to polecamy się z nim zapoznać, bo nasz były alpejczyk, a obecnie trener porusza wiele istotnych kwestii dotyczących polskiego narciarstwa. Oto kilka uwag i wyjaśnień autorstwa Marcina Blautha, dotyczących artykułu Filipa.
Polemika i dyskusja jest często najlepszą drogą, gdzie kształtują się pomysły i i rozwiązania.
Bardzo dużo trafnych uwag ze strony Filipa w niekończącej się dyskusji „jak uzdrowić polskie narciarstwo alpejskie”. Ja ze swojej strony, jako obecnie „sternik” tej jednostki chciałbym może jeszcze raz sprecyzować cele i działania – tak jak je rozumiem, a dopiero potem odnieść się do konkretnych uwag.
Moim zdaniem powinniśmy znaleźć w naszym alpejskim światku pewien konsensus na temat roli PZN. Istnieje olbrzymia różnica pomiędzy organizatorem szkolenia i odpowiedzialnością za wyszkolenie mistrzów narciarstwa „od przedszkola do Opola”, a rolą objęcia opieką wyszkolonych na poziomie „mistrzowskim” narciarzy i doprowadzeniem ich do medali na głównych imprezach.
W mojej ocenie, z uwagi na olbrzymie braki w podstawach szkolenia zawodników, PZN nie może przyjąć wyłącznie roli koordynatora” lub „selekcjonera”, co oczywiście byłoby najwygodniejsze. Na chwilę obecną porównując z piłką nożną, naiwnością byłoby oczekiwać wyników reprezentacji, nie mając mocnych klubów w kraju z krajowymi zawodnikami i nie mając naszych zawodników w czołowych światowych klubach. Ciągłe porównywanie alpejczyków do skoczków też nie ma sensu z wielu powodów, ale głównie z tego powodu, że niewielka liczebnie grupa uprawiających skoki zawodników ma dostęp do obiektów treningowych, fachowej kadry trenerskiej, wiedzy, oczywiście także do środków finansowych. U alpejczyków (pewnie znowu kilka osób się obrazi) żaden z tych obszarów nie jest w wystarczającym, a czasami nawet podstawowym zakresie zagospodarowany i zagwarantowany.
Kandydując do Zarządu PZN nie obiecywałem nikomu medali i sukcesów alpejczyków. Więcej, jeżeli taki sukces trafi nam się w najbliższych latach to dalej będę uważał go za sukces głównie zawodnika i jego najbliższych, pewnie też trenera, ale na pewno nie mój personalny. Wiem i zdaję sobie sprawę, że główny reflektor świeci na kadrowiczów i z ich sukcesów lub ich braku każdy powinien być rozliczony, w tym oczywiście ja też, ale na obecnym etapie swoje zadanie widzę następująco (i do niego zobowiązywałem się kandydując na walnym zebraniu wyborczym):
- doprowadzić do dostępności dla zawodników, klubów i szkół sportowych profesjonalnie przygotowanych tras treningowych;
- pomóc trenerom w podwyższaniu kwalifikacji trenerskich, wprowadzeniu systemu kilkustopniowego licencjonowania osób pracujących z zawodnikami, w tym z tymi najmłodszymi (nie mylić proszę ze stopniami instruktorskimi);
- zapewnić finansowanie alpejczykom, w tym też kadrowiczom, ale nie wyłącznie! Także wspomagać kluby podchodzące profesjonalnie do szkolenia zawodników;
- doprowadzić do podwyższenia rangi zawodów w kraju, począwszy od lig, młodzieżowego Pucharu Polski, po zawody FIS, szczególnie z naciskiem na wiek juniorski!
Dopiero po realizacji tych zadań, z których mam nadzieję PZN i ja próbujemy się wywiązywać, będzie mowa o podstawach systemu, nie wymieniając jeszcze całej masy innych potrzebnych ruchów.
Przechodząc do konkretnych uwag Filipa i bynajmniej nie traktując ich personalnie, spróbuję na kilka dać odpowiedź lub komentarz:
- Szef wyszkolenia Staszek Czarnota – bardzo szanuję jego pracę i zaangażowanie w obszarze zgrupowań kadr młodzieżowych, pracy nad wdrożeniem systemu testów ironmana, kontaktu z klubami. Tu zaangażowania Stanisława zapewne nam brakuje, może uda się tę współpracę w tym zakresie reaktywować. Ale to część zadań, jakie stoi przed szefem wyszkolenia.
- Finansowanie kadr i kadrowiczów – tutaj zapewne jest jeden z trudniejszych akapitów, budzący zawsze duże emocje. Nie chciałbym znowu urazić czyichś uczuć, ale szkolenie zawodnika, a kadra narodowa to powinny być trochę różne obszary – nie wyobrażam sobie, że w docelowym modelu będziemy w kadrach szkolić zawodników. Do kadry narodowej zawodnik powinien przychodzić świetnie wyszkolony, w pełni przygotowany fizycznie, i psychicznie, reprezentujący międzynarodowy poziom w swojej kategorii wiekowej. Nie twierdzę że PZN nie powinien wcześniej zajmować się w pomocy w doprowadzeniu zawodników to tego etapu, ale pominięcie wcześniejszych etapów szkolenia i przesunięcie tego do „kadr” nie załata dziury. W moim rozumieniu kadra to najlepsi z najlepszych, zawodnicy spełniający kryteria. Oczywiście w kadrze jest trener i cały zespół. Powinni zapewnić zawodnikom dalszy rozwój ich kariery, ale ich zadaniem powinno być już „tylko” doprowadzenie do oczekiwanych wyników sportowych.
- Trener Leitner i cierpliwość – tutaj powtórzę, co mówiłem wcześniej– czasem tak się zdarza między pracodawcą a pracownikiem, że drogi się rozchodzą. Ale wszyscy czterej zawodnicy kadry „Leitnera” są dalej kadrowiczami i mam nadzieję, będą poprawiać swoje sportowe osiągnięcia. Do tego dodam tylko, że w nowym trybie kadr męskich będzie tych zawodników więcej, a kadry są finansowane.
- Sponsoring i umowy – temat zawsze dyskusyjny, nie ma prostych odpowiedzi, a jeżeli będą jeszcze lepsze wyniki, to temat będzie jeszcze trudniejszy. I nie ma co się dziwić, że jeżeli ktoś może mieć lepszego sponsora niż ten, którego może dać PZN, to z tego korzysta. I nikt tego nie zabrania, kontrakty tylko między innymi regulują obowiązki wobec sponsorów PZN.
Filipie, mój komentarz do zdania
Kadrowicze to zawodnicy, w których wierzą głównie rodzice. Żeby PZN mógł pomóc, musimy usłyszeć, że w transmisji ktoś będzie mówił: „jedzie Polak, jedzie świetnie, nie stracił piętnastu sekund na pierwszym zakręcie”,
które jak piszesz, zabolało Cię najbardziej:
- ciężko mi porównywać wyniki kadrowiczów przez ostatnie 30 lat, ale zdanie o rodzicach chyba zawsze jest prawdziwe. Pewnie oglądamy te same transmisje z zawodów Pucharu Świata, a moja uwaga nie była żadną złośliwością w kierunku obecnych i przeszłych kadrowiczów, a jedynie może zbyt przejaskrawionym komentarzem do zderzenia nas ze światową czołówką (rozmowa w TVP Sport dotyczyła czołówki męskiej).
Pozdrawiam
mb
PS Co do reklamy w lewym górny rogu, to czekamy na nową stronę. Strona miała być już, trochę ją opóźnił wirus, ale narciarstwo alpejskie na pewno się „odsłoni”.
2 komentarze do “Marcin Blauth odpowiada Filipowi Rzepeckiemu”
Marcin podjął się niezwykle trudnego zadania, niemal niewykonalnego w naszych polskich warunkach. Narciarstwo alpejskie funkcjonuje głównie dzięki pasjonatom którzy doceniając piękno tego sportu ładują w swoje pociechy mnóstwo pieniędzy poświęcając swój czas ale jak wszyscy którzy choć trochę się zetknęli z wyczynem wiedzą że bez sponsoringu nie ma możliwości dojścia do światowego poziomu. Gdyby skoczkowie nie byli zaopiekowani to jestem gotów przyjąć zaklad, że żaden nie mieściłby się w trzydziestce, no może sporadycznie coś by się udało jak to zwykle.
Dlatego uważam że powinniśmy wszyscy wspimagać wysiłki w poprawę obecnego stanu rzeczy – chociażby poprzez okazywanie przychylności i zrozumienia dla takich działań jakich podjął się Marcin, któremu życzę osiągnięcia celów jakie sobie wyznaczył!
JAK UZDROWIĆ polskie narciarstwo alpejskie? Przenieść Polskę w Alpy. Albo Alpy do PL. A na serio: nie istnieje coś takiego, jak „polskie narciarstwo alpejskie”. Są tylko bardziej zaawansowani narciarze turystyczni , którzy w naszych warunkach, na skąpych polskich stokach, przeszkadzają w masowej turystyce narciarskiej, wygłupiając się w gumach i zamykając połowę trasy.