Dziś stało się to, o czym szwajcarscy komentatorzy marzyli od dawna. Cudowne dziecko szwajcarskiego teamu Marco Odermatt wygrał gigant zaliczany do klasyfikacji Pucharu Świata.
Uczynił to we włoskiej Santa Caterinie w zawodach, które teoretycznie powinny odbyć się dzień wcześniej. Co więcej, młody Szwajcar, który przez wielu typowany jest na zwycięzcę wielkiej Kryształowej Kuli (jeszcze nie w tym sezonie, ale zawsze) zrobił to w pięknym stylu wygrywając pierwszy przejazd i notując piaty czas w drugim. Marco jeździ przepięknie i bardzo skutecznie, a dziś wystarczyło – można powiedzieć wreszcie – na pierwsze w karierze zwycięstwo w gigancie.
Komentatorzy opowiadali również, że Marco, pomimo bardzo lekkiego i nawet finezyjnego stylu jazdy, używa nart i butów o bardzo wielkiej sztywności, nawet jak na zawodnika z czołówki światowej. Pomimo to potrafi używać tego sprzętu z ogromnym wyczuciem i znakomicie dopasowywać się do warunków. Cóż… Talent! Na miejscu drugim Tommy Ford, a na trzecim sobotni tryumfator Filip Zubčić. Trzeba odnotować, że Chorwat nie najlepiej pojechał w pierwszej odsłonie i atakował aż z 21. pozycji. Pomimo to po absolutnie perfekcyjnym i brawurowym przejeździe drugim udało mu się wskoczyć na podium. Nie ma co, ma facet moc i psychę! Tuż za podium – który to już raz z rzędu – Loïc Meillard, kolejny szwajcarski mega talent, któremu brakuje jeszcze postawienia kropki nad i. Podobnie jak w sobotę, fantastyczne zawody zaliczył Adam Žampa ze Słowacji, zajmując miejsce ósme. Brawo! Znaczy daje się. Nad Austriakami znęcać się już dziś nie będę.
I to by było na tyle z Santa Cateriny. Przed nami dla panów konkurencje szybkie w Val d’Isere, a panie pojadą dwa giganty w Courchevel. Pomimo obostrzeń sezon jest – póki co – naprawdę ciekawy.