Poleć ten film znajomym

Moje ulubione – najlepsze narty sezonu 2021/2022 według Tomasza Kurdziela

Zapraszam na kolejną odsłonę cyklu „Moje ulubione”. Jak co roku (odcinka nie było jedynie w ubiegłym sezonie z przyczyn oczywistych) przedstawię kilka par nart, które podczas różnych testów i prezentacji zrobiły na mnie duże, bardzo duże i piorunujące wrażenie. W ciągu całego sezonu, wraz z naszymi testami w Maso Corto, udało mi się pojeździć na trochę ponad 60 parach nart. To już pewna liczba, na podstawie której można wyrobić sobie zdanie, co fajnego jest na rynku.

W tym roku przydzielam kilka miejsc ex aequo, gdyż doprawdy nie mogę się zdecydować, które z tych nart są fajniejsze. Miłej lektury!

Miejsce 1.

Elan SCX Fusion (174 cm)
Fischer RC4 Worldcup CT (175 cm)

Po naszych testach nart hybrydowych (do obejrzenia na kanale YouTube) miałem nie lada zagwozdkę, ale po bardzo długim namyśle zdecydowałem się jednak na Fischery RC4 Worldcup CT. Kiedy już miałem finalizować transakcję, Elan wprowadził na rynek nową wersję modelu SCX wykonaną w technologii Ace Arrow. Nowa budowa spowodowała, że deski stały się jeszcze bardziej dynamiczne i ekscytujące od swoich poprzedniczek. Jednocześnie minimalnie poprawiono geometrię poprzez zastosowanie niższych i bardziej płaskich dziobów. W efekcie Elany SCX stały się bardziej sportowe. No i znowu jest problem z wyborem. Zacznijmy od tego, że zarówno Fischery, jak i Elany to narty – moim zdaniem – wybitne i w pewien sposób wyjątkowe. Od kilku już lat – z pewnymi wyjątkami – można zauważyć na rynku pewien trend: o ile narty wysokiej jakości z grup allround czy allmountain stają się co roku coraz doskonalsze, o tyle tak zwane handlowe narty sportowe coraz bardziej odbiegają od swoich sportowych pierwowzorów. W tym wypadku jest dokładnie odwrotnie. Zarówno Fischery, jak i Elany to deski na wskroś sportowe o bardzo mocnej konstrukcji opartej na drewnianym rdzeniu. Już biorąc je do ręki, wiesz, że nie masz do czynienia z wydmuszkami. Obie pary są dynamiczne, wspaniale trzymają na twardym, idealnie wycinają łuki cięte oraz są harmonijne. Czym więc się różnią? Fischery są minimalnie węższe na odcinku pod butem i tym samym troszeczkę szybsze ze skrętu w skręt. Szybciej też zabierają się do skrętów dzięki minimalnie szerszym dziobom. Dla odmiany Elany rozpoczynają skręty przy większej aktywności ze strony pilota, ale nieprawdopodobnie miękko i harmonijnie je prowadzą, nie tracąc przy tym nic z mocy. Są tak dynamiczne, że można na nich dosłownie przelatywać z łuku w łuk. Na Elanach łatwiej jest też (minimalnie) zacieśniać promień skrętu ciętego. Fischery są szalone i bardzo wymagające, Elany trochę bardziej „okrągłe”. Mogę mieć obie pary?

Miejsce 3.

K2 Mindbender 90 Ti (177 cm)

Te narty to dla mnie chyba największa niespodzianka sezonu. Owszem, spodziewałem się po nich dobrych osiągów w miękkim śniegu (jeździłem wcześniej na szerszych Mindebenderach), ale zupełnie nie brałem pod uwagę takiej pewności w warunkach bardzo twardych, aż po lodowe. Dziewięćdziesiątki wycinają bez najmniejszych problemów czyste łuki na krawędziach, ale uwaga – jedynie o długich promieniach. Chcesz kontrolować prędkość na stromych odcinkach, musisz posłużyć się ześlizgami, ale i one – pomimo szerokości – wychodzą nadzwyczaj lekko. Oczywiście w łukach carvingowych przejście ze skrętu w skręt jest dłuższe niż w przypadku nart sportowych. Oczywiście w celu utrzymania Mindbenderów 90 Ti czysto na krawędziach potrzeba jest trochę więcej siły itp. itd. Jednak biorąc pod uwagę geometrię, te K2 – moim zdaniem – są nartami kompletnymi i dostarczają bardzo dużo frajdy na stoku. Tak sobie myślę, że posiadając te deski plus jedną z par opisanych powyżej, jesteśmy w stanie „ogarnąć” 95% warunków, które możemy spotkać w ciągu całego sezonu. Czy taka wizja nie jest warta spróbowania? Kolejna para nart, którą chciałbym mieć.

Miejsce 4.

Kästle RX12 GS (178 cm)
Dynastar GS Master R22 (183 cm)

Miejsce kolejne (ex aequo) to dwie pary gigantek, gdyż znowu nie mogłem się zdecydować, które podobają mi się bardziej.

Kästle to bardzo kompletne narty. Już ich poprzednie (czarne) wcielenie zdobywało wiele słów uznania na naszych testach. Teraz miałem okazję jeździć na modelu, który w całości powstał po fuzji austriackiej firmy z czeskimi pieniędzmi. Cała nowa kolekcja Kästle’a sprawia wrażenie, że zaprojektowana jest przez techników, a księgowi trzymali się od niej z daleka, a to bardzo dużo znaczy. Dodatkowo model RX12 GS czerpie całymi garściami z doświadczeń zebranych w alpejskim Pucharze Świata (Alex Tilley jeździ na Kästle’ach). W efekcie otrzymaliśmy deski o całkowicie nowej budowie i nowej geometrii. Efekt jest piorunujący. RX12 GS jeżdżą bardzo skutecznie – moim zdaniem – nie mając konkurencji wśród sklepowych gigantek. Są po prostu bardzo solidne. Już biorąc je do ręki, wiesz, że nie są zbudowane z kartonu. Trzymanie w łukach i harmonia prowadzenia skrętów na krawędziach są bajeczne. Ciągu mogą pozazdrościć im modele fisowe. Możesz na nich daleko odsyłać nogi w skrętach, nie obawiając się, że mogą się uśliznąć. Narty bardzo ładnie kumulują energię w przebiegu łuku i szybko ją oddają na jego końcu, przenosząc pilota w następny. Bomba! Na dodatek są ładne (seledynek się pani nie podoba? – cyt. z pierwszego „Tytusa, Romka i A’Tomka”). Narty dla odważnych i dobrych technicznie narciarzy, którzy chcieliby znaleźć swój limit na stoku, gdyż limitu nart raczej nie znajdą.

Dynastary urzekły mnie harmonią prowadzenia łuków. Ani przez chwilę nie spodziewałem się, że w moim wieku, z moim lewym kolanem i przy mojej kondycji będę szczęśliwy, jeżdżąc na modelu Masters o długości 183 cm wyposażonym w bardzo sztywną płytę pod wiązaniami. A jednak! Zaprzyjaźniliśmy się od pierwszego skrętu, a każdy następny pogłębiał tylko „banana” malującego się na twarzy. Jadąc na tych deskach, masz wrażenie, że czujesz absolutnie każdy centymetr krawędzi, która opiera się na śniegu. Są tak plastyczne, że kilka razy sprawdzałem długość, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że są krótsze. Pewność trzymania na odcinku pod butem (płyta!) jest rewelacyjna. Na litym nawet lodzie masz się na czym oprzeć z pełnym zaufaniem. Dynamika jest w sam raz. Wystarczy do skutecznej jazdy semi-sportowej. Czasami tylko łapiesz się na tym, że jedziesz szybciej, niż myślałeś. Po prostu niesamowite deski!

Miejsce 6., 7. i 8.

Head Supershape e-Titan (177 cm)
Nordica Enforcer 88 (179 cm)
Kästle FX86 Ti (177 cm)

Uwaga, ważne oświadczenie: coraz bardziej podobają mi się narty z grupy allmountain. Kiedyś zupełnie ich nie doceniałem, gdyż nie mogłem znaleźć dla nich właściwego zastosowania. Od kiedy jednak rzadziej jeżdżę na nartach stricte sportowych, a na zawansowany freeride brakuje pod ręką towarzysza i często też sił, deski allmountain zaczynają mieć sens. Co więcej, miejsce zamieszkania w wysokich górach sprzyja stosowaniu takich nart. Idę pojeździć często wtedy, kiedy mam wolne, a nie kiedy na stokach panują idealne warunki. W Andermatt zimą często pada śnieg, a trasy, choć przygotowane wieczorem, rano pokrywa kilkunastocentymetrowa warstwa puchu. No super, na właściwych deskach. Kiedy slalomki, gigantki i hybrydy beznadziejnie grzęzną w rozjechanych już około południa trasach, narty allmountain radzą sobie doskonale. Przedstawiam trzy różne modele z tej grupy, które będą idealne w zależności od preferencji.

Head Supershape e-Titan to narty należące do modnej obecnie podgrupy allmountain performance, które de facto zachowują się jak poszerzone deski sportowe. Ta ich niebagatelna szerokość (84 mm na odcinku pod butem) pozwala na utrzymywanie wysokiego tempa jazdy bez względu na stan tras. Po prostu deski przecinają odsypy, małe garby i inne nierówności, nic sobie z nich nie robiąc. Z drugiej strony doskonale trzymają na twardym stoku i rozwijają ciąg w dół (to takie wrażenie, jakby szukały linii spadku stoku) prawie zupełnie jak gigantki. Jedynie szybkość przejścia z krawędzi na krawędź jest limitowana szerokością desek, ale dzięki nie najgorszej dynamice da się z tym bez problemu żyć i jeździć. Heady Supershape e-Titan to narty dla każdego dobrego narciarza, który posiada jedynie jedną parę nart. W warunkach trasowych sprawdzą się przez cały urlop od rana do wieczora, każdego dnia, ale w obrębie tras o różnym stanie przygotowania.

O ile Heady Supershape e-Titan to deski trasowe, o tyle następne z prezentowanych, czyli Nordica Enforcer 88, swoje korzenie mają w nartach freeride’owych. I nie chodzi tu jedynie o 4 mm większą szerokość, ale przede wszystkim o geometrię tych desek. Nordiki są o wiele mniej taliowane (choć na nartach napisane jest zupełnie coś innego), a w okolicach dziobów i piętek wyposażono je w dość długie rockery. Już samo to o wiele mniej predestynuje te narty do jazdy po dobrze przygotowanych trasach. Ale uwaga! Enforcery 88 jeżdżą nawet w dość lodowych warunkach bardzo fajnie, o ile na krawędziach wykonujemy łuki o dużych promieniach. Łuki te są bardzo płynne i harmonijne, a deski dają całkiem solidne w nich oparcie. Oczywiście szybkość z krawędzi na krawędź błyskawiczna nie jest. Pamiętać trzeba jedynie, aby – ze względu na naprawdę spore rockery – precyzyjnie stać na całych stopach. Jeśli w końcowej fazie łuku wypuścimy te narty przed siebie, to nie przyspieszymy, ale jedynie stracimy równowagę (tyły wygną się pod obciążeniem). Takie elastyczne końcówki mają swoje ogromne zalety podczas jazdy po wszelakich nierównościach, odsypach i garbach. Deski wybierają teren jak dakarówka (taki samochód do rajdów długodystansowych po pustyni). W kontrolowanych skrętach na stromych odcinkach trzeba uciekać się do ześlizgów, ale to nie problem, gdyż są one łatwe do wykonania. Spodziewam się sporej rewelacji poza trasami (mam model Enforcer 104, który jest boski). Ot i tyle, bardzo fajne deski dla wszystkich, którzy chcą eksplorować cały ośrodek narciarski bez względu na warunki i okazjonalnie wyskoczyć w lekki teren lub niezbyt głęboki puch.

Teraz Kästle FX86 Ti, których charakterystyka leży dokładnie pomiędzy dwoma przedstawionymi modelami (co dziwne szerokość na odcinku pod butem też). Zacznijmy od tego, że deski te zupełnie – moim zdaniem – nie wyglądają. Owszem, grafika brzydka nie jest (malinowy kolorek), ale raczej pasuje do nart damskich z segmentu podstawowego, a nie do sprawnych desek przeznaczonych do zdobywania gór. Po drugie – narty, pomimo napisanego na nich promienia 15,7 metrów, wydają się być proste jak kredki. A zaraz potem przypinasz je do butów, wyjeżdżasz na stok i dostajesz efektu „WOW”! Toż to rewelacja! Po pierwsze: fantastycznie trzymają i to nie jak na deski o tej szerokości, ale w wartościach bezwzględnych. Po drugie: są bardzo harmonijne w skrętach ciętych o długich i średnich promieniach. W razie potrzeby na stromych odcinkach stoków da się te łuki bardzo dobrze zacieśniać. Po trzecie: nie wibrują, nie kłapią dziobami i da się na nich pojechać szybko bez odmawiania litanii. Po czwarte: mają niezłą dynamikę i zadziwiająco szybko „zbierają się” z łuku w łuk. Po piąte: bardzo elegancko wybierają dziury i inne nierówności, oferując bardzo duży komfort jazdy. Wystarczy? Otóż nie! Są na tyle lekkie, że można je także zastosować jako deski skitourowe do mniejszych wycieczek. Jedne z najbardziej wszechstronnych nart, jakie w życiu widziałem. Nie można stosować ich do jazdy sportowej (no jakieś minusy muszą mieć). Były to prawdopodobnie najbardziej zaskakujące deski w całym teście i to nie tylko w mojej ocenie.

Miejsce 9.

Stöckli Laser SL (165 cm)

Jakie są slalomki – każdy widzi. Narty do jednostajnych, dość monotonnych, krótkich skrętów ciętych na krawędziach. We wschodniej Szwajcarii są najczęściej kupowanymi nartami przez ludzi z dużym narciarskim doświadczeniem, choć niewielu potrafi skorzystać z ich niesamowitych właściwości. Większość starszych wiekiem narciarzy kupuje slalomki, gdyż zawsze tak czynili (jeszcze wtedy, kiedy były proste jak wykałaczki), a sprzedawcy w sklepach nie są w stanie ich przekonać, że współczesne sklepowe narty slalomowe są o lata świetlne od tych starych. W efekcie ogromna większość użytkowników szura się na takich deskach beznadziejnie, nie wykorzystując nawet 10% ich potencjału. A przecież można i trzeba inaczej! Stöckli Laser SL – moim zdaniem – to kwintesencja sklepowych nart slalomowych. Są wąskie na odcinku pod butem i tym samym bardzo szybkie z krawędzi na krawędź. W zasadzie to o zmianie skrętu wystarczy pomyśleć – i już… Fantastycznie, pewnie i na całej długości trzymają na lodzie. Ta pewność jest tak ogromna, że bez najmniejszego zastanowienia szukasz limitów zakrawędziowania nart w skrętach oraz odsyłania w nich nóg. Ich dynamika jest powalająca, więc daleko odesłane w skręcie stopy wracają pod korpus bardzo, bardzo szybko, a skumulowana w łukach energia pozwala na krótki lot w kierunku następnego łuku. Inicjacja skrętów wypada intuicyjnie: dzioby nart nie są ani za wąskie, ani za szerokie. Laser SL chętnie i bez zastanowienia zmieniają też promienie łuków, a jazda skrętami o krótkich i średnich promieniach jest stabilna. W sumie Stöckli Laser SL są tak dobre, że nadają się nawet do prób jazdy slalomowej na tyczkach, gdyż wystarczająco dobrze trzymają i są dynamiczne. Szkoda tylko, że człowiek robi się coraz starszy i na całodzienną jazdę na krawędziach krótkimi i średnimi skrętami brakuje po prostu sił, ale to już nie wina Stöckli…

Miejsce 10.

Atomic Redster X9 WB Revo (176 cm)
Blizzard Thunderbird R15 (175 cm)

Dziesiąte miejsce znowu ex aequo, ale ciiiiiicho… Może się nikt nie zorientuje.

Na Atomicach X9 WB jeździłem kilka lat temu przy okazji prezentacji firmy w Zauchensee. Wtedy, jeszcze wyposażone w system tłumienia drgań Servotec, wydawały mi się dobre, ale nie wybitne. Narty te jednak, choć pojawiły się w katalogu, na rynku się nie pokazały. Teraz mamy nową odsłonę X9 WB Revo z systemem Revoshock. Kiedy sięgam pamięcią do tamtej prezentacji, poprzednie X9 WB wydawały mi się bardziej delikatnymi nartami, nadającymi się dla osób średnio zaawansowanych. Te, które wreszcie pokażą się na rynku w nadchodzącym sezonie, wydają mi się być trochę cięższe i lepiej wytłumione podczas jazdy po bardzo twardej nawierzchni (a takiej w Maso nie brakowało). X9 WB najchętniej jadą łukami o średnich promieniach, ale radzą sobie także w długich. Kiedy chcemy bardzo skrócić łuk, trzeba uciec się do ześlizgów, które wypadają harmonijnie i bez przytrzymywania dziobami czy piętkami. Atomiki bardzo dobrze trzymają też na twardym śniegu i lodzie, co daje pewność oparcia w łukach ciętych. Szybkość przejścia z krawędzi na krawędź jest wystarczająco dobra do dynamicznej jazdy. Dla mnie to perfekcyjne allroundy, których potrzebuję dość często podczas całego sezonu, a które nie będą też specjalnie wrażliwe na stan tras. Myślę, że to dobry wybór.

Na koniec para wyjątkowych desek, o których zwyczajnie zapomniałem podczas kręcenia materiału wideo. Prawda jest taka, że w Maso wszystko robiliśmy w wielkim pośpiechu, gdyż w wysokich górach nigdy nie wiadomo, kiedy pogoda obróci się przeciwko tobie. Blizzardy Thunderbird R15 niewątpliwie są deskami, na które warto zwrócić szczególną uwagę. Bardzo byłem ciekaw, jak na stokach wypadną narty, które zastępują Blizzardy Quattro, a te – jak wiadomo – wiele razy sprawdzały się bardzo dobrze na naszych testach. Otóż wypadły znakomicie. Najlepiej obrazuje je chyba słowo „okrągłe”, gdyż wszystkie zadania wykonują z niebywałą harmonią. Ot takie deski dla dżentelmenów, którzy kiedyś jeździli sportowo i oczekują konkretnego trzymania krawędzi, szybkości zmian promienia skrętów i pewności w łukach, ale także ponadprzeciętnego komfortu jazdy. Thunderbirdy R15 zapewnią wszystkie te cechy w zakresie łuków o średnich promieniach. Można też jeździć na nich szybko bez obawy, że nie sprostają zadaniu. Bardzo fajne.

Znaczniki

Podobało się? Doceń proszę atrakcyjne treści i kliknij:

Zobacz także

Inne artykuły

nowe narty

Nowości w świecie nart na 2024/2025

Tradycyjnie na początku sezonu rzucamy garść newsów. Z mnogości mniej lub bardziej udanych innowacji technicznych staramy się wybrać te najbardziej wartościowe. Skitouring, freeride, allmountain czy jazda po przygotowanych trasach –

maxx booldożer

Słodkie życie zwykłego instruktora

Osrodek narciarski X gdzieś we Włoszech, grudzień, godzina 6.35. Budzik przeszywa i ogłusza. Za oknem jest jeszcze ciemno. Buty, kask, bidon, rękawiczki – w plecaku. Wkrętarka z zapasową baterią, wiertarka, klucz

braathen

Cały we łzach – po pierwszym gigancie sezonu

Szast-prast, i ani się obejrzeliśmy, jak rozpoczął się kolejny alpejski sezon. Tradycyjnie pierwsze zawody odbywają się w ostatni weekend października w austriackim Sölden, na wymagającej trasie lodowca Rettenbach. Nigdy

Newsletter

Dołącz do nas – warto

Jeśli chcesz dostawać informacje o nowościach na stronie, nowych odcinkach podcastu, transmisjach live na facebooku, organizowanych przez nas szkoleniach i ważnych wydarzeniach oraz mieć dostęp do niektórych cennych materiałów na stronie (np. wersji online Magazynu NTN Snow & More) wcześniej niż inni, zapisz się na newsletter. Nie ujawnimy nikomu tego adresu e-mail, nie przesyłamy spamu, a wypisać możesz się w każdej chwili.