To pewnie nieprawda, gdyż na płaskim też trzeba umieć jeździć, ale może i dobrze, że zamiast w Zagrzebiu, panie i panowie ścigali się we włoskim Santa Caterina, w dolnym odcinku przygotowanej do niedawnego zjazdu trasy.
No i było szalenie interesująco. Już w pierwszym przejeździe pań wiadomo było, że lekko nie ma. Lód, lód i jeszcze raz lód i trochę nierówno. W tej sytuacji najlepiej poradziła sobie startująca z jedynką Nina Løseth z Norwegi. Mocniej nacisnęła ją jedynie Sarka Strachova i Michele Gisin. Do czasu… Z numerem 28. na trasę ruszyła młoda i mało znana Szwajcarka Charlotte Chable i o mały włos skończyłoby się niespodzianką. Po pierwszym przejeździe Charlotte znalazła się na miejscu drugim ze stratą zaledwie 0,25 sekundy. I to po naprawdę wspaniałej jeździe. Faworytka Frida Hansdotter sklasyfikowana została dopiero na miejscu dziesiątym.
Drugi przejazd to solidna jazda Holdener, Hansdotter, Kirchgasser, Zuzulowej i Starchovej oraz dramat Szwajcarek. Gisin wzięła tyczkę między narty i nie skończyła, a Chable upadła niedaleko przed metą. Co prawda wstała, podeszła i dojechała, ale ze stratą prawie 9 sekund. Na mecie płakała… Nic dziwnego, w momencie upadku miała drugi czas, a na starcie stała jeszcze tylko jedna zawodniczka. Nina Løseth wytrzymała ataki koleżanek i w sposób zdecydowany wygrała również drugi przejazd oraz całe zawody. Brawo. Zwróciłem też uwagę na szalenie finezyjną jazdę Sarki Starchovej. Mam wrażenie, że po ciężkiej chorobie jeździ lżej i cudniej technicznie, niż kiedykolwiek przedtem. Zawsze trzymam za nią kciuki. Z trzecią na podium Veroniką Velez-Zuzulową nasi południowi sąsiedzi obstawili dwa z trzech miejsc na podium. Znaczy da się, czy nie? Nasze panie nie startowały.
Pierwszy przejazd slalomu panów też zakończył się niespodzianką. Wygrał go Aleksander Choroszyłow, ale zarówno Kristoffersen, jak i Hirscher deptali mu po piętach. Startował też Michał Jasiczek, który po pierwszym przejeździe był 45. ze startą 3,77 s do lidera. Finiszował zaraz za Reinfriedem Herbstem i przed… Ivicą Kosteličem. Swoją drogą, Ivica musi bardzo lubić jeździć na nartach skoro ciągle to sobie robi. Sytuacja przypomina mi trochę ostatni sezon Marca Girardelliego, kiedy zajmował miejsca na końcu stawki narzekając na wszytko i wszystkich, chociaż nie wiem, czy Ivica narzeka. Może ma plan?
W drugim przejeździe Marcel „dorzucił do pieca”. No i wygrał, choć ze wszystkich sił trzymałem kciuki za Henrika. Po prostu uwielbiam oglądać Kristoffersena w akcji, a przed Hirscherem zdejmuję czapkę. Mój faworyt ostatecznie był drugi. Choroszyłow zameldował się na „pudle”, a przegrać z tymi dwoma gigantami to nie wstyd. Kolejne dwa miejsca stały się łupem Niemców: Dopfera i Neureuthera. Dopfer awansował do ścisłej czołówki z pozycji 12. po pierwszym. Całkiem nieźle.
Teraz w programie Adelboden dla panów i Zauchensee dla pań. Oba miejsca to klasyki gatunków. Mówi się, że Zauchensee jest dla pań odpowiednikiem Kitzbühel w kalendarzu panów. Oby tylko trasa przygotowana była od samej góry, ale jak słyszę rozważany jest także wariant sprint-zjazdu. Tak, czy inaczej będzie ciekawie.