W czasach zamierzchłej prehistorii, kiedy większość instruktorów narciarstwa na świecie (nie tylko w Polsce, choć w szczególności) uparcie twierdziła, że narty taliowane „się nie przyjmą, no bo przecież compacty już były”, wyznacznikami trendów w budowie nart były funcarvery. Nie mam tu na myśli krótkich na 140–150 cm i promieniu poniżej 10 m nartek do nauki, na których nasi rodzimi „protagoniści” ekscytowali się robieniem tak zwanych czterech łapek, ale potężne, sportowe, o solidnej wyścigowej konstrukcji i długie na około 170 cm funcarvery do zawodów na bojkach. Należały do nich robione w krótkich seriach RTC i Duele, ale także Elany HCX, Heady XTi, Völkle F5 i wiele innych cudownych konstrukcji. Wszystkie miały wspólną cechę: najchętniej i najlepiej jeździły skrętami ciętymi o średnich promieniach w warunkach twardego lub zlodowaciałego podłoża i dobrze przygotowanych maszynowo tras. Dzięki naprawdę sportowej budowie i dużej sztywności poprzecznej były bardzo precyzyjne i szalenie dynamiczne. Pozwalały nawet na bardzo szybką jazdę stosunkowo długimi łukami, a ich stabilność na krawędziach była wyśmienita. Fajnie się na nich jeździło…
Rynek niestety nie docenił właściwości sportowych funcarverów. W większości bowiem wyposażano je w wysokie płyty, przez co były ciężkie i nieporęczne w transporcie. Niemałe znaczenie miała też kampania nienawiści przeciwko nartom carvingowym, która przetoczyła się przez niemieckojęzyczne media. Trzecim gwoździem do trumny sportowych funcarverów stały się krótkie i mocno taliowane deski slalomowe, które w opinii przeciętnego klienta niewiele się od tych pierwszych różniły. Z tym trudno się jednak zgodzić. Narty slalomowe stworzono bowiem do krótkich i bardzo krótkich skrętów na krawędziach i tym samym ich obszar działania jest zupełnie odmienny. Niemniej na rynku pozostały jedynie niszowe Duele i RTC.
Nie od dziś wiadomo, że większość narciarzy ekspertów oraz technicznie mocno zaawansowanych amatorów w jeździe dowolnej porusza się głównie skrętami o średnich promieniach. Krótkie, slalomowe wiraże na krawędziach są na dłuższą metę bardzo męczące i rzadko kto jest w stanie wytrzymać taką jazdę przez cały boży dzień. Wybieranie większych długości nart slalomowych w celu zwiększenia ich uniwersalności jest moim zdaniem bezsensowne (to temat na osobny artykuł). Z kolei jazda naprawdę długimi i szybkimi łukami na krawędziach, choć ekscytująca, jest bardzo rzadko możliwa, głównie ze względu na gęstość zaludnienia wielkich ośrodków narciarskich i tym samym także szybkie rozjeżdżanie tras. Skręty o średnich promieniach pasują wielu narciarzom w sam raz, a do tego są bardzo ekscytujące.
Kilka sezonów temu firma Atomic wypuściła na rynek komercyjny model oznaczony symbolem Redster XT wykonany w technologii Double Deck. Bazą dla tego modelu były wyczynowe deski przeznaczone do slalomów równoległych. Narty okazały się tak doskonałe, że od razu stały się zwycięzcami wielu narciarskich testów. Przy długości 175 cm miały około 15 metrów promienia skrętu i jedynie 65,5 mm na odcinku pod butem. Znakomicie łączyły w sobie zalety nart slalomowych i gigantowych. Dla wielu narciarzy ekspertów, którzy pomimo wysokich umiejętności i znakomitej techniki nie ścigają się już w zawodach, stały się idealną parą do szybkiej, quasi-sportowej jazdy po maszynowo przygotowanych trasach, właśnie skrętami o średnich promieniach. Ot takie – posługując się przykładem z branży motoryzacyjnej – Porsche 911 do jazdy po normalnych drogach, a nie jedynie na tor. W ubiegłym sezonie Redster XT DD został zastąpiony przez Redster X9 wykonany w innej, nowej technologii, ale przy zachowaniu geometrii słynnych poprzedniczek. Również ten model doczekał się niebywałego sukcesu handlowego. Nic dziwnego, że inni zaczęli podążać nakreśloną przez inżynierów Atomica drogą. W nadchodzącym sezonie będziemy mieli prawdziwy wysyp bardzo ciekawych konstrukcji do jazdy ciętymi łukami o średnich promieniach. Wiele z nich wykonano w technologiach zarezerwowanych dla desek z komórek sportowych poszczególnych firm. Większość to konstrukcje wąskie na odcinku pod butem, co dodaje im szybkości w przejściu ze skrętu w skręt. Wszystkie znakomicie trzymają na lodzie.
Jestem pod bardzo dużym wrażeniem tych desek i wróżę im świetlaną przyszłość. Ponieważ kilka par znalazło się wśród „Moich Ulubionych” powtórnie, szczegółowe ich opisywanie mija się trochę z celem. Poniżej znajdziecie jednak listę modeli nart, które moim zdaniem wspaniale nadają się do technicznej, sportowej jazdy skrętami ciętymi i które znakomicie łączą w sobie zalety nart slalomowych i gigantowych. Dla ułatwienia wyboru dzielę je na dwie grupy. Pierwsza to deski o konstrukcjach rodem z działów RD, najbardziej dynamiczne, ale też wymagające najwyższych umiejętności. Są to (w kolejności alfabetycznej): Blossom Great Shape (konstrukcja znana od sezonu 2016/2017), Head World Cup Rebels i.Race Pro (i.Race są na rynku od kilku sezonów, teraz wykonano je w technologii Pro), RTC Carve (stale unowocześniana i poprawiana konstrukcyjnie klasyka gatunku), Salomon S/Race Pro 175 cm (niebywałe narty szczegółowo opisane w „Moich Ulubionych” i najbardziej rozchwytywane deski na naszych testach), Stöckli WRT (zupełnie nowy, wykonany w technologii FIS model desek „kombi”). Grupę drugą stanowią modele produkowane przy użyciu standardów dla sklepowych desek sportowych, co czyni je bardziej przyjaznymi dla większej grupy odbiorców. To oczywiście Atomic Redster X9, Rossignol Hero Elite MT i Kästle MX 67.
I na koniec, w grupie nart łączących w sobie zalety nart slalomowych i gigantowych nie sposób nie wspomnieć o Nordicach Dobermann Spitfire RB i Blizzardach Firebird Competition. Oba modele to też oczywiście narty „kombi”, ale ze względu na technologię wykonania nie są aż tak agresywne jak wymienione wcześniej deski. Tym samym znakomicie nadają się także dla narciarzy średnio zaawansowanych, jako pierwsze sportowe narty do wszystkiego. Nic, tylko wybierać, a para bardzo sportowych, uniwersalnych desek do każdego rodzaju skrętu przyda się wielu zaawansowanym narciarzom.