O ile zawsze trochę podśmiewuję się z fanów piłki nożnej, kiedy po kolejnej porażce podśpiewują gromadnie tytułowy tekst, o tyle w przypadku Maryny Gąsienicy Daniel naprawdę tak uważam.
Ba! Traktuję nawet upadek w drugim przejeździe giganta w Jasnej, jak wypadek przy pracy. Toż to przecież konkurencje techniczne i takie rzeczy, jak: upadek, ominiecie bramki, wzięcie tyczki pomiędzy narty itp. zdarzają się na porządku dziennym i od czasu do czasu wszystkim zawodniczkom. Taka specyfika sportu alpejskiego. Problem polega jedynie na tym, że po kilkudziesięciu latach posuchy (sic!) polscy fani nie mogą się doczekać miejsca na podium, a w niedzielę było ono wyjątkowo blisko.
Po pierwszym przejeździe giganta w Jasnej na Słowacji klasyfikacja wyglądała zgoła ciekawie. Na miejscu pierwszym Mikaela Shiffrin, na drugim Petra Vlhová, ale już na trzecim, po bardzo dobrej jeździe zobaczyliśmy Polkę. Jedno oczko dalej zameldowała się kolejna wschodząca gwiazda gigantów, czyli Nina O’Brien z USA. Kilka tygodni temu prorokowałem (to było łatwe i dość oczywiste proroctwo), że kiedy Gąsienica Daniel zacznie być losowana z niskimi numerami startowymi, będziemy świadkami pięknych wydarzeń. Otóż w Jasnej Maryna ruszyła do walki z numerem 9. na piersiach, więc i rezultat pierwszego przejazdu był od razu lepszy. Za plecami Polki i Amerykanki cała reszta światowego narciarstwa alpejskiego kobiet. Cóż za piękny rezultat, cóż za piękny moment! Pomiędzy przejazdami zastanawiałem się, jakże poradzą sobie te dwie mniej doświadczone w takich sytuacjach zawodniczki z presją. O Marynę nie obawiałem się zbytnio, gdyż Polka w poprzednich zawodach pokazywała raczej pokerową twarz. Dla odmiany na Ninę O’Brien wielkich pieniędzy bym nie postawił, jeszcze nie… Przejazd drugi to najpierw dobra postawa Słowenek (rozwijają się dziewczyny) oraz po raz kolejny Ramony Siebenhofer, która jest teoretycznie rzecz ujmując specjalistką konkurencji szybkościowych. Zachowawczo zjechała Marta Bassino, ale w jej przypadku było to zrozumiałe. Włoszka zajmując ostatecznie czwarte miejsce zapewniła sobie małą kulkę za gigant w rozliczeniu sezonowym. Fantastycznie zaatakowała Alice Robinson, która po fenomenalniej jeździe objęła prowadzenie z dużą przewagą. Wreszcie nadszedł czas na start O’Brien. Niestety Amerykanka zaczęła tyleż ambitnie, co nerwowo i pożegnała się z trasą już w jej górnej części. Jej upadek spowodował wstrzymanie startów na dłuższą chwilkę i tym samym Maryna musiała poczekać. Czy miało to wpływ na dalszy przebieg wydarzeń? Nie wiem, a zgadywać nie będę. Polka zaczęła mocno, ale nie ustrzegła się drobnych błędów w górnej i środkowej części. Na ostatnim odcinku przed metą jej strata była zbyt duża, aby mogła pokonać prowadzącą wówczas Alice, ale miejsce drugie (na tym etapie) wydawało się pewne. Niestety niedaleko od mety Gąsienica Daniel upadła na prawe biodro, ścięła następną bramkę klatką piersiową i już… Było po zawodach. Szkoda, ale jak wspomniałem na wstępnie był to moim zdaniem wypadek przy pracy, a Maryna w takiej formie potencjał na podium na pewno ma. Petra Vlhová dobrze wykonała swoją prace i objęła prowadzenie. Jadąc agresywnie złamała jedną z tyczek w dolnej części trasy. Naprawianie płachty zajęło obsłudze wiele czasu, a na starcie stała przecież liderka z przejazdu pierwszego, czyli Mikaela Shiffrin. Amerykanka pojechała ładnie, ale uzyskała dopiero 11. czas przejazdu i spadła na miejsce trzecie. Po zawodach nawiązywała do zdarzenia, sugerując iż naprawa trwała znacznie dłużej niż było to konieczne, a ona w tym czasie traciła koncentrację. Na koniec – via social media – pogratulowała Petrze i Alice.
W sobotę w Jasnej rozegrano slalom (kolejność zawodów została odwrócona ze względu na pogodę). Po raz 69. w swej karierze wygrała Mikaela Shiffrin, a było to jednocześnie jej 45. zwycięstwo slalomowe. Na miejscu drugim zameldowała się Petra Vlhová, trzecia była Wendy Holdener, czwarta Katharina Liensberger, a piąta Michelle Gisin, czyli zawodniczki, które w tym sezonie pomiędzy sobą rozgrywają tę konkurencję.
Po obu startach w Jasnej Petra Vlhová traci do Lary Gut-Behrami zaledwie 36 punktów w klasyfikacji generalnej. Zapowiada się bardzo emocjonująca końcówka, przy czym Słowaczka ma więcej atutów w rękach (nogach). Panie przenoszą się do Åre, gdzie rozegrane zostaną w piątek i sobotę dwa slalomy. W tym czasie Lara Gut-Behrami – jak zapowiadała w wywiadzie – zamierza odpoczywać w domu, żeby naładować baterie przed finałami w Lenzerheide. Może jest w tym jakaś metoda?
W piątek z powodu opadów śniegu nie odbył się zjazd panów w Saalbach-Hinterglemm. W sobotę na ciekawej, ale częściowo dość miękkiej trasie tryumfował będący ostatnio w ostrym gazie Vicent Kriechmayr, wyprzedzając Beata Feuza i Matthiasa Mayera. Kriechmayr miał jednak trochę szczęścia, gdyż Beatowi Feuzowi przydarzyła się na starcie przygoda z kijkiem, którego o mało nie zgubił. Na pierwszym międzyczasie Szwajcar tracił do Austriaka aż 0,7 sekundy. Na mecie, po bardzo dobrej jeździe strata ta zmalała do jedynie 0,16 sekundy. Cóż, takie zdarzenia to także oblicze sportu alpejskiego.
Niedzielny supergigant wygrał inny Szwajcar, Marco Odermatt skracając dystans do prowadzącego w klasyfikacji generalnej Alexisa Pinturault (finiszował 15.) do 81 punktów. I choć nie wydaje się, że Francuz mógłby przegrać klasyfikacje generalną, to i tak końcówka sezonu będzie szalenie ciekawa (teoretycznie Odermatt szanse ma). Na miejscu drugim w supergigancie zobaczyliśmy po raz pierwszy na podium Francuza Matthieu Baileta, a na trzecim Vincenta Kriechmayra. Szczęśliwy Francuz wspominał na mecie mistrzostwa świata juniorów z 2016 roku kiedy wygrał supergigant pokonując… Marco Odermatta.
I tak zakończył się przedostatni prze finałami alpejski weekend.
2 komentarze do “Nic się nie stało”
Szanowny Panie Tomaszu,
jak wszyscy, którzy oglądali przejazd Maryny, widzieli,
jej wypadnięcie było spowodowane zahaczeniem ręką o bramkę.
Jeszcze dokładniej: uderzyła ręką w przegub tyczki, ręka została odbita pod płachtę
i Maryna wzięła tyczkę na kask i korpus.
Czyli upadła bo wypadła (została wytrącona z równowagi), a nie wypadła bo upadła.
Jej styl jazdy (który pozwala jej osiągać tak znakomite przejazdy jak np. pierwszy wczoraj),
czyli ,,frontalnie na obu nartach”, niestety jest obarczony dokładnie takim dodatkowym ryzykiem (nieschowania ręki przy ciasnym wjeździe w bramkę).
Gdyby ręka była o ~2cm bardziej na zewnątrz, to Maryna mogłaby wyjść ,,obronną ręką”.
Mam nadzieję, że skończyło się tylko na stłuczeniach.
No nic się nie stało, ale się zdenerwowałem, no nie na Panią Marynę, ale na pecha, a tak trzymałem kciuki. Ale co się odwlecze. Jeszcze zobaczymy Panią Marynę na podium. Ogromnie się cieszę z sezonu Pani Maryny, wreszccie w Pucharze Świata są dla nas narciarzy jakieś emocje i mamy kogo dopingować.