Zanim przejdziemy do wydarzeń z supergiganta panów podzielę się smutną wiadomością.
Chwilę potem, jak Marta Bassino wygrała swój pierwszy złoty medal za supergigant pań, świat narciarski, a w szczególności włoski zespół musiał się zmierzyć z druzgocącymi doniesieniami: Elena Fanchini wieloletnia reprezentantka Włoch, która swoją aktywną karierę zakończyła w 2017 roku przegrała walkę z rakiem w wieku zaledwie 37 lat. Smutno… Przedwczesne odejście bardzo sympatycznej i lubianej zawodniczki wstrząsnęło Włoszkami, które akurat teraz przeżywają najlepszy czas swojego zespołu. Mam nadzieję, że się pozbierają i w kolejnych konkurencjach pokażą na co je stać. Od dziś także cały zespół włoski na znak żałoby jeździ z czarnymi opaskami. Taki los…
Murowanych kandydatów do medalu w supergigancie panów było dwóch: Marco Odermatt i Aleksander Kilde. Mistrzostwa to jednak zawsze niespodzianki i tak też było dzisiaj. Stosunkowo krótka trasa powodowała, że odstępy czasowe pomiędzy zawodnikami były bardzo niewielkie. No ale żeby aż tak małe? Zacznijmy jednak od początku. Loïc Meillard wzniósł się na wyżyny swych supergigantowych możliwości i pojechał fantastyczny przejazd. Dopiero Marco Odermatt zdetronizował swojego rodaka. Szwajcarski mistrz kręcił jednak na mecie głową wiedząc, że jego przejazd, choć szybki, daleki był od perfekcji. Rzeczywiście startujący z numerem 8. Alexis Pinturault pojechał odważniej i po lepszej linii, czyli lepiej o 0,11 sekundy. Wydawało się, że ciężko będzie pobić jego czas. Niemniej tuż za Francuzem z numerem 9. z trasą zmagał się Aleksander Kilde. Być może jego przejazd nie był aż tak piękny, jak ten w wykonaniu Pinturault, ale Kilde wykorzystał swoje atuty, czyli fenomenalne przygotowanie fizyczne i siłę. Ostatecznie Norweg zameldował się na mecie z czasem o ćwierć sekundy krótszym. Jednak już po niecałych dwóch minutach Kilde także został zdetronizowany przez Kanadyjczyka Jamesa Crawforda, któremu udało się wygrać z najmniejszym z możliwych marginesów, czyli o 0,01 sekundy. Ta różnica czasowa na mecie odpowiada odległości 27 cm. Całkiem niewiele i w takim razie słowa „udało się” są jak najbardziej na miejscu. Podkreślał to także świeżo upieczony mistrz mówiąc iż czuje się wręcz zażenowany zaistniałą sytuacją, a Kilde jest jego wzorem do naśladowania. Z drugiej strony Aleksander Kilde zaznaczył, że porażka o 0,01 sekundy pokazuje jednocześnie, jak brutalne, a jednocześnie piękne jest narciarstwo alpejskie, a ten srebrny medal to na dobry początek. Całkowicie przegrani są Szwajcarzy, którzy podobnie, jak w przypadku supergiganta pań skończyli zawody z pustymi rękoma. Wszakże na mistrzostwach liczą się tylko medale, czyż nie?
Piątek jest jedynie dniem treningowym przed dwoma zjazdami zaplanowanymi na weekend. Emocji nie zabraknie.