Nocne slalomy mają swój wielki czar. Jest atmosfera, są kibice. Lubię nocne slalomy. Ale nawet najwięksi fani tejże konkurencji nie mogli spodziewać się, takiej dramaturgii, jak wczoraj na stoku slalomowym we Flachau.
Większość obserwatorów spodziewała się kolejnej wygranej mega gwiazdy Mikaeli Shiffrin oraz zaciętej walki o pozostałe pozycje na podium. Nic z tego. Startująca z numerem szóstym Szwedka Frida Hansdotter pojechała swój dotychczasowy przejazd sezonu i pokonała następną na mecie Wendy Holdener aż o 0,95 sekundy. Z numerem siódmym na trasę ruszyła Mikaela i stał się cud. Amerykanka jechała bardzo poprawnie technicznie, ale bez charakterystycznej dla niej dynamiki i szybkości z krawędzi na krawędź. Ostatecznie miejsce piąte ze stratą aż 1,38 sekundy do prowadzącej. Wielu zastanawiało się co było przyczyną takiej różnicy. Komentator angielskiego Eurosportu spekulował nawet, że Shiffrin nie czuje się dobrze, jest chora, miała problem z nartami itp. itd. Prawił dyrdymały – jak zwykle. Wątpliwości rozwiała sama zainteresowana w krótkim wywiadzie pomiędzy przejazdami, jakiego udzieliła szwajcarskiej telewizji SRF 2.
Czuje się dobrze i jechało mi się dobrze, a narty trzymały, jak należy. Nieco za długo i zbyt mocno dokręcałam skręty w górnej części trasy. Kiedy zorientowałam się, że tracę czas starałam się przyspieszać w dolnej części trasy, ale było za późno. Frida pokazała, jak powinno się to robić.
– mówiła mocno zirytowana zawodniczka i poszła wykonać kilka treningowych przejazdów na tyczkach, co na tym poziomie jest raczej rzadkością. Ze swojego przejazdu nie była zadowolona – pomimo drugiego miejsca – także Wendy Holdener. Tu w rozmowie z tą samą stacją:
Za mało brawury. Nie wypuszczałam nart do przodu na końcu skrętów. Trasa nie jest stroma, ale ma kilka charakterystycznych przełamań i za bardzo uważałam. Frida pojechała, tak jak trzeba.
– mówiła zdumiona rozmiarem straty.
Czekaliśmy na drugi przejazd z niecierpliwością, gdyż każdy zadawał sobie pytanie, jak mocno zaatakuje Shiffrin. Zawodu nie było. Amerykanka poszła na całość i wykręciła najlepszy czas drugiego przejazdu obejmując przekonujące prowadzenie, ale na ściance przed kamerami stała ciągle naburmuszona. Ona i wszyscy widzowie zadawali sobie pytanie, czy ten czas wystarczy na podium. Velez-Zuzulowa nie dała rady pokonać Amerykanki. Za to Nina Loeseth z Norwegii wspięła się na wyżyny swoich umiejętności i choć była od Shiffrin nieco wolniejsza w drugim przejeździe, to czasem łącznym ją pokonała. Na mecie Norweżka cieszyła się, jak dziecko z faktu, że Shiffrin jednak jest człowiekiem i można z nią wygrać. Wendy Holdener wykręciła łączny czas identyczny, jak Amerykanka, ale na mecie wydawała się trochę zawiedziona. W końcu miała swoją szansę na wygranie slalomu, ale jej nie wykorzystała. Teraz pytanie brzmiało: jak z presją poradzi sobie Hansdotter. Wiadomo przecież, że Szwedka akurat cyborgiem nie jest. Tym razem jednak wszystko poszło gładko i Frida, po kontrolowanym, ale bardzo szybkim przejeździe mogła świętować zwycięstwo. Na mecie była wyraźnie wzruszona. To dopiero jej drugie podium w tym sezonie i pierwsze zwycięstwo od 2015 roku. Ostatecznie do dekoracji stanęły cztery zawodniczki: Hansdotter, Loeseth i mające ten sam czas Shiffrin i Holdener. Było co oglądać.
Teraz przed nami trochę konkurencji szybkościowych i kombinacji, a za miesiąc mistrzostwa świata.