Trasa w Zagrzebiu to nie alpejska ściana. Jej nazwa Crveny Spust oznacza nic innego, jak „czerwony zjazd”, który w każdym innym kraju poza Chorwacją zapewne byłby niebieski. Kiedyś, o Zagrzebiu mówiło się, że „jeśli chcesz tam wygrać weź sobie dłuższe kije”. Choć trasa dla najlepszych alpejek nie stanowi wyzwania technicznego, to już slalom na niej może. Phil Mahre mówił kiedyś, że slalomy przegrywa się na stromym, a wygrywa na płaskim. Jakże trafne spostrzeżenie, aktualne do dziś. W Zagrzebiu trzeba cały czas szukać prędkości, a to łatwe nie jest. Dodatkowo, Chorwaci używają bardzo dużej ilości chemikaliów, gdyż pogoda w Zagrzebiu nigdy pewna nie jest. Narty nie chcą się ślizgać, a przy bramkach w bardziej stromych miejscach szybko pojawia się szary lód, więc łatwo nie jest.
Najskuteczniej w tych warunkach jechała Mikaela Shiffrin wygrywając oba przejazdy. Wygląda na to, że odpuszczenie supergigantów i dodatkowy trening slalomowy przyniósł Amerykance pewność siebie, a efektem są zwycięstwa w Kühtai i Zagrzebiu. Trzeba przyznać, że Mikaela znowu wygląda tak dobrze (w slalomie), jak w ubiegłym sezonie. Moim zdaniem poza slalomem, nawet lepiej…
Druga na mecie Zettel też był bardzo szczęśliwa, gdyż ostatnio nie szło jej zbyt dobrze. Największa niespodzianka pojawiła się na miejscu trzecim w osobie Niny Loeseth z Norwegii. Przyznam, że nie pamiętam kiedy ostatnio jakaś Norweżka stała na podium w slalomie, ale musiało to być dość dawno temu. Doskonale, szczególnie w drugim przejeździe pojechała nasza pół-rodaczka Erin Mielżyński zajmując ostatecznie szóste miejsce. To daje nadzieję na dobry występ w mistrzostwach świata i większe emocje również dla nas. Nie wiem, jak wy ale dla mnie starty Erin związane są zawsze z nieco większymi emocjami, szczególnie, że ciągle brakuje jakichkolwiek wyników naszych. No właśnie, w Zagrzebiu pojechała też Sabina Majerczyk, ale nie dojechała do mety w pierwszym przejeździe. Szkoda.