Sam nie wiem czy to „typisz inglisz łeder” (jak mawiał Dariusz Szpakowski), czy może listopadowy okres zadumy skłania mnie do zamieszczania smutasowo-refleksyjnych wpisów. Po rozważaniach na temat przyszłości polskich sportów zimowych przyszedł czas na kilka słów o ich przeszłości.
Mieszkając drugi rok w Anglii po raz kolejny jestem pod wrażeniem tzw. Red Poppy Appeal – ogólnokrajowej akcji mającej na celu zbiórkę pieniędzy dla byłych żołnierzy brytyjskich znajdujących się w trudnej sytuacji zdrowotnej bądź finansowej, a także mającej na celu upamiętnienie wszystkich poległych na polu chwały. Akurat tak się składa, że w tym roku kulminacja całej akcji (Remembrance Day) przypada na godzinę jedenastą jedenastego dnia jedenastego miesiąca roku. Jako że w Polsce wiele świąt, w tym Święto Niepodległości, ostatnimi czasy staje się areną żenujących politycznych rozgrywek, a także z uwagi na niedawne obchody Dnia Wszystkich Świętych, dziś kilka słów o postaci, która swoją walką o niepodległość i sportowe laury zasłużyła na pamięć całego narodu.
Swego czasu najbardziej znany Polak w Norwegii i Finlandii, mistrz kraju w skokach, zjeździe, kombinacji alpejskiej i klasycznej oraz w sztafecie biegowej na 10 km, wielokrotny olimpijczyk i wicemistrz świata z Lahti: Stanisław Marusarz to człowiek legenda nie tylko dla Zakopanego, z którego pochodził, ale również dla Polski i całego świata sportów zimowych. Urodzony w 1913 roku jest jednym z wielu przykładów gwiazd sportu, którym II Wojna Światowa odebrała najlepszy okres kariery. „Dziadek”, bo tak nazywano Marusarza, postanowił odrobić stracone lata pozostając aktywnym zawodnikiem do 44. roku życia. Zakopiańska Wielka Krokiew zajmowała szczególne miejsce w sercu króla polskich nart. Gdy ktoś bił rekord obiektu, należący do Marusarza, „Dziadek” zwykł wyzywać go na pojedynek mający na celu ustanowienie nowego. Nawet u schyłku kariery, w roku 1957, potrafił zmobilizować elitę polskich skoczków, by pobić rekord obiektu ustanowiony przez zawodnika NRD Harry’ego Glassa.
Okres drugiej wojny światowej to piękna karta w życiorysie Marusarza. Jako kurier na trasie Zakopane-Budapeszt zajmował się transportem ludzi, materiałów konspiracyjnych oraz pieniędzy na działalność podziemia. Schwytany dwukrotnie zawsze zdołał uciec. Za pierwszym razem z posterunku żandarmerii za drugim z więzienia na Montelupich w Krakowie, gdzie, jak sam powiedział, wykonał najważniejszy skok w życiu. Skok z pierwszego pietra więzienia, który umożliwił ucieczkę i uchronił go od kary śmierci za brak kolaboracji z Niemcami.
Marusarz zmarł 29 października 1993 roku nad grobem swego byłego dowódcy z czasów okupacji Wacława Felczaka na Pęksowym Brzysku w Zakopanem, gdzie spoczywa do dziś. To właśnie postaciom takim jak „Dziadek” z Zakopanego zawdzięczamy nie tylko sportowe dziedzictwo, ale również niepodległość naszego kraju. Może następnym razem odwiedzając stolice polskich gór z okazji AMP-ów, Winter Cup-ów, Pucharu Europy czy po prostu w ramach odpoczynku znajdziecie czas by zahaczyć o Wielką Krokiew im. Stanisława Marusarza, bądź cmentarz na Pęksowym Brzysku, by oddać hołd wielkiej postaci w historii naszego kraju.
Wszakże, jak mawiają, naród, który zapomina o swojej przeszłości, nie ma przed sobą przyszłości.
1 komentarz do “O Dziadku co się Niemcom nie kłaniał”
Dzięki, ciekawy artykuł;)