Prawie każdą z naszych relacji zaczynamy od spojrzenia na sytuację pogodową w szwedzkim Åre. Nie inaczej dzisiaj. Panie w swojej ostatniej konkurencji podczas mistrzostw musiały zmierzyć się w pierwszym przejeździe ze śniegiem z deszczem. Z przewagą deszczu… Pomimo to ciekawie i szybko ustawiona trasa była areną fantastycznej jazdy i niezwykłych wydarzeń.
Zaraz na początku, jadąca z numerem jeden Austriaczka Katharina Liensberger (jedna z trzech Katharin w austriackim zespole) pokazała, że w stawce nie będą liczyły się tylko dwie zawodniczki. Co prawda Mikaela Shiffrin była trochę szybsza, ale o niezbyt wiele. Z numerem trzecim startowała Szwajcarka Wendy Holdener. To, co zaprezentowała przeszło najśmielsze oczekiwania. Holdener pojechała odważnie, agresywnie i bardzo pięknie. Wszystkim, którzy ścigają się na nartach polecam obejrzeć raz jeszcze w jaki sposób pokonała poczwórny vertical i pobrać nauki. To był majstersztyk! Czasu Wendy nie poprawiła żadna z zawodniczek, a faworyzowana Vlhová znalazła się dopiero na piątym miejscu. Nie ukrywam, że bardzo lubię Wendy Holdener i śledzę jej karierę od samego początku, kiedy to w St. Moritz po raz pierwszy zdobyła punkty APŚ i zaraz pobiegła uściskać się z mamą. Wendy to po prostu bardzo dobry i ciepły człowiek z odrobiną instynktu zabójcy. Slalomy jednak mają to do siebie, że składają się z dwóch przejazdów, toteż z dużym napięciem wyczekiwałem drugiego występu pań.
Najpierw zaimponowała mi Adriana Jelinkova z Holandii, której wyszedł bardzo zgrabny przejazd (szósty czas), windujący ją na 19. pozycję. Fantastycznie zjechała też Laurence St. Germain z Kanady (czwarty czas). Zupełnie nie udało się długonogiej Fridzie Hansdotter w swoim ostatnim występie na wielkiej imprezie. Szwedka po prostu popełniła zbyt dużo błędów, choć na niektórych odcinkach była najszybsza. Pięknie i mocno, z piątego miejsca zaatakowała Petra Vlhová. Jej czasu łącznego nie zdołała pokonać Katharina Liensberger. Nie stanowił on jednak problemu dla Mikaeli Shiffrin, która w swoim wspaniałym stylu objęła prowadzenie z wielką przewagą. Warto zaznaczyć, że Mikaela też jest chora. Od kilku dni zmaga się z przeziębieniem i atakami niekontrolowanego kaszlu. Kolejna Szwedka, Anna Swenn-Larsson, która pomimo zaanonsowanej chęci zakończenia kariery przeżywa na trasach drugą młodość, pojechała odważnie i skutecznie, ale nie dość szybko aby zagrozić „szefowej”. Niesamowite, ale rodzinny dom Anny znajduje się w odległości około 100 metrów od linii mety. Historia naprawdę potrafi zatoczyć koło.
Na starcie pozostała już tylko bardzo skoncentrowana Wendy. Zaczęła mocno i… szybko skończyła. Po przejechaniu zaledwie kilkunastu bramek Holdener nie utrzymała nart na jednej z lodowych płyt i opuściła slalom. Co prawda podeszła i skończyła przejazd (bardzo sportowe zachowanie), ale o medalu nie było już mowy. Szkoda…
Ostatecznie panie po wielkiej batalii zakończyły zawody w następującej kolejności: Shiffrin, Swenn-Larsson, Vlhová. W ten sposób Mikaela została mistrzynią świata po raz czwarty z rzędu, co jest wydarzeniem godnym odnotowania.
Po zawodach, w szwajcarskiej telewizji wyemitowano wywiady z Petrą i Wendy Holdener. Vlhová wyglądała na bardzo poruszoną i powiedziała:
Ten medal zawdzięczam wyłącznie pechowi Wendy. Po pierwszym przejeździe, który po prostu zepsułam, nie robiłam sobie nadziei na medal. Jeśli ktoś przed mistrzostwami powiedziałby mi, że do domu wrócę z trzema krążkami wyśmiałabym go. Może to dziwne, ale obecnie znacznie bardziej swobodnie czuję się w gigantach. Być może tam presja jest trochę mniejsza.
Z kolei Wendy Holdener z lekko załzawionymi oczami skomentowała:
Nie mam sobie nic do zarzucenia. Dziś interesowało mnie tylko miejsce pierwsze, musiałam więc w drugim przejeździe pojechać naprawdę mocno. Być może trochę przesadziłam z agresją na początku, ale tylko tak mogłam spróbować nawiązać walkę z Mikaelą. Szkoda że nie wyszło, ale tak to już w sporcie bywa. Wracam do domu z dwoma złotymi medalami (kombinacja i team event przyp. red.), ale pomimo to z pewnym niedosytem. Być może dostanę jeszcze moją szansę w przyszłości.
I tak skończyła się rywalizacja pań. Najsmutniej jednak dla Austriaczek, które wracają do domu bez ani jednego medalu w konkurencjach indywidualnych.