To był długi i ciekawy sezon. Na pewno ciężki dla większości zawodników, a w szczególności dla tych, którzy jeżdżą wszystkie konkurencje. Dużo podróżowania, mnóstwo startów i wszyscy są już bardzo zmęczeni. Niemniej, końcówka sezonu, szczególnie w wykonaniu pań jest bardzo emocjonująca.
Zacznijmy jednak od początku. Wyłączając finały, które odbędą się w Courchevel/Meribel w nadchodzącym tygodniu był to ostatni „pełnowymiarowy” weekend APŚ. Weekend, który rozpoczął się już w środę nocnym slalomem we Flachau. Slalom ten rozegrany został w zastępstwie „skandalu z Zagrzebia”. I choć trasa we Flachau jest dość płaska, to jednak usypano na niej cztery duże progi, które zdecydowanie podniosły atrakcyjność imprezy i przysporzyły sporo trudności wielu zawodnikom. Ostatecznie, po znakomitej jeździe (w pierwszym 2. i w drugim 6.) zwyciężył po raz pierwszy w karierze Åtle Lie McGrath, niezwykle sympatyczny Norweg, którego tata Felix ćwierć wieku temu reprezentował USA także w Pucharze Świata. Boże, jak on się cieszył (znaczy Åtle, nie jego tata, choć tata pewnie też). Aż miło było popatrzeć na tego młodzieńca dosłownie szalejącego z radości w momencie, kiedy zrealizował swoje marzenie. Na miejscu drugim finiszował Clément Noël, a na trzecim Daniel Yule. Prowadzący po pierwszym przejeździe Johannes Strolz trochę sknocił drugi i ostatecznie uplasował się na czwartym miejscu. Lider klasyfikacji slalomowej Henrik Kristoffersen po poważnym błędzie w pierwszym przejeździe i uzyskaniu najlepszego czasu drugiego zajął 16. miejsce, ale utrzymał prowadzenie i wyprzedza Lukasa Bråthena o niecałe 50 punktów. Ostatni slalom sezonu rozstrzygnie więc losy małej slalomowej kulki.
W piątek w Åre panie rozegrały bardzo ekscytujący gigant. W przejeździe pierwszym trasa trzymała, jak należy. Niestety w drugim jej stan pogarszał się wraz z przejazdem każdej kolejnej zawodniczki. Fakt ten, choć nieświadomie, wykorzystała Franciska Gritsch, uzyskując najlepszy czas drugiego przejazdu (była 25. po pierwszym). Wiele zawodniczek nie mogło poprawić jej wyniku i Austriaczka ostatecznie awansowała na miejsce 6. Z 14. na 10. awansowała także polska zawodniczka Maryna Gasienica Daniel (piąty czas drugiego przejazdu pomimo zmaltretowanej już trasy). Czujnie i miękko zjechała Mikaela Shiffrin, awansując na 3. Bassino utrzymała drugą pozycję, a Petra Vlhová pokazała moc, dystansując Martę aż o 1,24 sekundy. Holdener i Hector nie ukończyły w wyniku upadków. Obie na tyle poważnych, że nie wzięły udziału w sobotnim slalomie. Podobno kontuzje nie są na tyle wielkie, aby obie panie musiały zrezygnować z finałów, ale potłukły się solidnie. Gorzej wygląda sytuacja Camile Rast, która w pierwszym przejeździe upadła na tyle poważnie, że ma naciągnięte więzadła w prawym kolanie i stłuczone lewe. Jej udział w finałach jest raczej wykluczony.
Sobotni slalom padł łupem Kathariny Liensberger. Można powiedzieć, że wreszcie, gdyż w tym sezonie Austriaczce nie wiodło się tak dobrze, jak w poprzednim. Na miejscu drugim szczęśliwa Mina Holtmann (pierwsze slalomowe miejsce w karierze), a na trzecim moja ulubienica Michelle Gisin, jak zwykle rozmowna i z filuternym uśmiechem na twarzy. Petra finiszowała czwarta, a jej rywalka do wielkiej Kuli Mikaela Shiffrin 9. Tym samym obie panie dzieli 56 punktów na korzyść Mikaeli. Nadal uważam, że większe szanse ma Amerykanka, ale Petra pokazuje w końcówce straszną moc i właśnie za nią będę mocno trzymał kciuki.
Panowie ścigali się w Kranskiej Gorze, gdzie rozegrano dwa giganty. Do Kranskiej nie pojechał jednak Aleksander Kilde oddając poniekąd walkowerem walkę o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej, a przecież giganty jeździć potrafi i mógłby uszczknąć kilka punktów oraz wywrzeć presję na Marco Odermacie. Zapewne miał swoje powody, ale niestety ich nie znam. Na koniec sezonu strasznie rozkręcił się Henrik Kristoffersen, który oba giganty w Kranskiej Gorze wygrał w pięknym stylu. Marco Odermatt finiszował drugi w sobotę i trzeci w niedzielę zapewniając sobie trofeum gigantowe oraz zapewne zwycięstwo w klasyfikacji generalnej, choć czysto teoretycznie Kilde ma jeszcze szanse (traci 329 punktów). Ex aequo z Marco na miejscu drugim w sobotę zobaczyliśmy Lukasa Bråthena, a w niedzielę wice liderował Stefan Brennsteiner. Było pięknie, było emocjonująco, a w Courchevel panie i panowie pojechali już pierwsze treningi zjazdów.
Przed nami jedynie finały.