Przez ostatnie dwa dni panowie ścigali się w Bormio, a panie w Lienzu. Ci pierwsi jeździli konkurencje szybkościowe, te drugie techniczne.
Zanim jednak ktokolwiek zaczął się ścigać odbyła się loteryjka covidowa. I tak w Lienzu nie zobaczyliśmy (między innymi) Mikaeli Shiffrin oraz Maryny Gąsienicy Daniel. Na start powróciła Katharina Liensberger (dość szybkie to wykurowanie, nie tak błyskawiczne jak Jacka Kurskiego, ale zawsze…), natomiast do zawodów nadal nie dopuszczona została Lara Gut-Behrami. Być może faktor covidowy będzie jednym z tych, które decydować będą o końcowym sukcesie w klasyfikacji alpejskiego Pucharu Świata. Trochę to przykre.
W Lienzu pogoda dopisała, a i trasa przygotowana była całkiem dobrze. Co prawda w gigancie utworzyło się kilka całkiem głębokich dziur, ale nie spowodowały one znaczących problemów. Jedynie Wendy Holdener w drugim przejeździe i po całkiem przyzwoitej jeździe przez ¾ trasy straciła nartę w jednej z nich i oczywiście w efekcie nie ukończyła. Ostatecznie wygrała Tessa Worley, dla której jest to piętnaste gigantowe zwycięstwo w karierze. Tym samym Tessa znalazła się na trzecim miejscu klasyfikacji wszech czasów giganta pań. Wyprzedzają ją jedynie Vreni Schneider (20 zwycięstw), Anne-Marie Moser-Pröll (16). Na miejscu drugim zobaczyliśmy bardzo mocną Petrę Vlhovą. Zawodniczka ta nie startuje w tym sezonie we wszystkich zawodach cyklu, gdyż priorytetem całej zimy są igrzyska olimpijskie. W Chinach Vlhová pragnie zdobyć pierwszy medal w narciarstwie alpejskim dla Słowacji. Szanse ma wielkie, gdyż to co pokazuje na europejskich i amerykańskich trasach jest co najmniej imponujące.
Miejsce trzecie trafiło w ręce Sary Hector, która jeździ w tym sezonie jak uskrzydlona i chyba już na dobre znalazła miejsce wśród najlepszych gigancistek na świecie.
Slalom w Lienzu zwykle nie jest jakoś specjalnie trudny i tak było też tym razem. Ze względu na to odstępy czasowe w przejeździe pierwszym były minimalne. Dość powiedzieć, że po pierwszym przejeździe aż dziesięć pań mieściło się w jednej sekundzie straty do Petry Vlhovej.
W drugim przejeździe świetnie pojechała Leona Popović i przez długi czas cieszyła się prowadzeniem (awans o 14 miejsc). Nieprawdopodobnie brawurowo zjechała Katharina Truppe, ustanawiając najlepszy czas drugiego przejazdu, ale nie wystarczyło to na zajęcie miejsca na podium (ostatecznie 4.). Kolejny doskonały przejazd wyszedł Katharinie Liensberger. Można powiedzieć, że jak za dawnych lat (to znaczy w ubiegłym sezonie). Liensberger wyprzedziła Gisin i zajęła miejsce drugie. Szwajcarka pomimo spadku o jedną pozycję po raz drugi w tym sezonie stanęła na podium i bardzo się z tego faktu cieszyła. Mając w pamięci, jak wyglądał jej okres przygotowawczy, ma ku temu pełne prawo. Michelle w wywiadzie na mecie powiedziała, że ze względu na chorobę trenowała slalom zaledwie (sic!) trzy razy! Miejsce pierwsze padło łupem Petry Vlhovej, która pokazuje ogromną moc w konkurencjach technicznych. Będę za nią trzymał kciuki na igrzyskach (w slalomie, w gigancie trzymam za nasze dziewczyny), gdyż konsekwencja w realizacji postawionych przed sobą planów w wykonaniu tej zawodniczki jest doprawdy imponująca.
Zjazd w Bormio nie należy do moich ulubionych, ale tym razem było szybko (jak zwykle), twardo i spektakularnie. Największą niespodziankę sprawił niewątpliwie Marco Odermatt zajmując miejsce drugie. Przypominam, że zawodnik ten ma zaledwie 24 lata, a to na zjazdowca jest wiekiem przedszkolnym. Z czasem Szwajcara poradził sobie jedynie weteran alpejskich tras Dominik Paris i zrobił to naprawdę w imponującym stylu. Na trzecim zobaczyliśmy jeszcze jednego Szwajcara w osobie Nielsa Hintermanna. Beat Feuz tym razem nie ukończył. Pokonani zostali także mocni Austriacy Mayer i Kriechmayr (odpowiednio 12. i 7.).
Supergigant w Bormio też był bardzo szybki i dość ryzykownie ustawiony. Z trudami trasy najlepiej poradził sobie Aleksander Kilde, wyprzedzając – uwaga – Raphaela Haasera i Vincenta Kriechmayr’a z Austrii.
I tak skończyliśmy ściganie w dziwnym roku 2021. Następne zawody odbędą się już w nowym roku i oby świat stał się w nim choć odrobinę normalniejszy, czego Wam i sobie życzę.