Pierwsze przetarcie w zawodach Pucharu Świata, które odbyły się w San Candido/Innichen już za nami. Jak to najczęściej bywa, początki są bardzo trudne. Również tym razem nie było inaczej. Tor crossowy, który tam zmontowano był niezwykle ciekawy i bardzo szybki. Po pierwszym dniu treningów można było mieć nadzieję na osiągnięcie niezłego rezultatu w zbliżających się wielkimi krokami zawodach. Niestety kolejny dzień przyćmił nieco mój zapał do zaciętej i ostrej rywalizacji.
Wszystko za sprawą solidnego upadku, który miał miejsce w sesji treningowej tuż przed kwalifikacjami :/. Klasyczny „niedolot” i bliskie spotkanie z przeciwstokiem dało się we znaki. Obite żebra, biodro, udo oraz bark zgasiły mój zapał do szybkiej jazdy. Zanim się otrząsnąłem i w miarę możliwości byłem w stanie po raz kolejny udać się na trasę dowiedziałem się, że sesja treningowa została już zamknięta. Wtedy sprawy skomplikowały się jeszcze bardziej.
Brak dobrego zapoznania z trasą oraz dotkliwe urazy nie wróżyły nic dobrego. Ostatecznie mój przejazd kwalifikacyjny był bardzo asekuracyjny i, co gorsza, w jego trakcie popełniłem kolosalny błąd (podcięcie na górnej narcie). To spowodowało wytracenie prędkości w płaskim odcinku trasy. Wynik na mecie, mógł już być tylko jednoznaczny „SŁABY”. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. W następny dzień dostałem kolejna szansę i możliwość startu…
Z tym, że sprawy potoczyły się podobnie. Na ostatnim, a zarazem najszybszym zakręcie na trasie, zostałem wyeliminowany przez własną nartę, która odmówiła posłuszeństwa i samowolnie pojechała sobie w innym kierunku :P. Wszystko zakończyło się na szczęście łagodnym upadkiem i nie ukończeniem rywalizacji. Także teraz może być już tylko lepiej.
Warto też zaznaczyć, że w pierwszy dzień niezły występ zanotował Marcin Orłowski, któremu brakło zaledwie 0.80 sek do wymarzonej rywalizacji w czwórkach. Kolejny Puchar Świata już 6 stycznia w austriackiej miejscowości St.Johann.
Pzdr :)