Pogoda pokrzyżowała plany paniom, ku wielkiej naszej stracie. W końcu na liście startowej mieliśmy aż dwie polskie zawodniczki: Marynę i Magdę. Cóż, tak to jest ze sportami na świeżym powietrzu.
Niestety wiatr halny występujący tutaj pod nazwą Föhn, przeciągnął chmury na drugą stronę grani trochę zbyt późno. Za to panowie mogli pojechać swoje pierwsze skręty w sezonie w doskonałych warunkach. W nocy na lodowcu był mróz, a ekipa techniczna uporała się z zalegającym na lodzie świeżym śniegiem w sposób perfekcyjny. Można było godnie zacząć sezon. Zanim to jednak nastąpiło, przed pierwszymi zawodami ponownie odbył się mały festiwal hipokryzji, podczas którego niektóre autorytety narciarskie poddawały w wątpliwość zasadność październikowego startu na lodowcu. W tej grupie był niestety również Marcel Hirscher, co bardzo mnie dziwi. Marcel, jako właściciel firmy produkującej sprzęt również na rynek komercyjny powinien dobrze wiedzieć, jak ważne dla branży są zawody w Sölden. Rozpoczynają one nie tylko serię zawodów APŚ, ale także, a może przede wszystkim, dają sygnał zwykłym narciarzom: „uwaga, uwaga ruszamy z nowym sezonem, czy wszystko już macie, aby dobrze bawić się na stokach?”. Przesuwanie zawodów, tak aby trwały od grudnia do powiedzmy kwietnia nie ma sensu. Na wiosnę niewielu narciarzy myśli o kupnie nowych części ekwipunku, a jeśli nawet, to na wyprzedażach. Doprawdy nie wiem, czy ten temat jest aż tak trudny do ogarnięcia. No chyba, że ktoś chce też subwencjonować producentów i handel detaliczny, na zasadzie programu „ski+”.
Dobra, wróćmy do ścigania. W perfekcyjnych warunkach, przy błękitnym niebie i słoneczku na nim jasno świecącym wreszcie się zaczęło. Zawody otworzył Alexis Pinturault, ale jechał tak jakoś ciężko. Dla odmiany, Szwajcar Marco Odermatt porusza się po trasie z niebywałą wręcz lekkością (co oglądając go na żywo jest nawet bardziej widoczne). Marco wygląda, jakby jechał wolniej od swoich konkurentów, ale na mecie i tak zameldował się z najlepszym czasem. Zastanawiałem się, jak wypadnie Henrik Kristoffersen, którego deski mogłem dokładnie obejrzeć przed startem (z zewnątrz oczywiście). Ciekawostką był fakt, że Henrik miał ze sobą gigantki i slalomki do wyjeżdżenia się. Na gigantkach zamontowane były płyty i wiązania Markera, a na slalomkach Looka. Ten cały „tuning by family Hirscher” jest bardzo ciekawy. Henrik jechał, bardzo dobrze, ale niestety nie bezbłędnie. Jedno potknięcie kosztowało go utratę może nawet drugiego miejsca. Musiał atakować z szóstego. W rozmowie z Tomkiem Schejbalem Maryna Gąsienica Daniel radziła nam zwrócić uwagę na chłopaka z Andory Joana Verdu, z którym miała okazje wiele razy trenować. I rzeczywiście Joan zameldował się na miejscu 20.
No a potem rozegrano przejazd drugi w którym zabłysnęli startujący z bardzo dalekich pozycji Tommy Ford i Stefan Hadalin. Obaj bardzo podciągnęli się w klasyfikacji końcowej i skończyli odpowiednio na miejscu szóstym i dziewiątym. Bardzo mocno pojechali Norwegowie z Kristoffersenem na miejscu trzecim, co jest jego najlepszym wynikiem w Sölden. Z Henrikiem jest ciekawa sprawa, gdyż jechał na nartach z zaklejonym logo Van Deera. Możliwe, że są to narty z produkcji przed podpisaniem współpracy z Red Bullem i na nartach nie ma jeszcze „byczka”. Na miejscu drugim finiszował Žan Kranjec, co cieszy mnie ogromnie, gdyż bardzo lubię tego zawodnika. Pomiędzy tymi gigancistami różnice były minimalne, ale potem pojechał Marco Odermatt i nikomu nie dał szansy. To dość typowe dla młodego Szwajcara, który potrafi jeździć z wyjątkowym wyczuciem podłoża. Marco wyprzedził Žana o 0,76 sekundy powtarzając sukces z ubiegłego sezonu. Wiwatom nie było końca!
A potem zaczęło się szaleństwo, bo party na mecie trwało w najlepsze. Atle Lie McGrath przeskoczył przez barierki skuszony napisem, który trzymała w rękach jedna z fanek. Było na nim napisane:
Everybody wants Athletes, but I only want Atle.
Norwegowie na pewno będą opuszczać Sölden z uśmiechami na twarzach. Świetnie pokazali się jako mocna drużyna. Przepadli całkowicie Włosi. Jedyny z finalistów Giovanni Borsotti ukończył na miejscu 28. Słabo Austriacy, gdyż Marco Schwarz wywalczył dopiero 13. Miejsce. Trochę lepiej Francuzi, ale też miejsce dopiero 10. dla Thibauta Favrot. Do następnego startu w gigancie pozostało jednak trochę czasu i wiele można jeszcze poprawić. Aha, tak przy okazji: panowie nie pojadą zjazdu w Zermatt-Cervinia za tydzień. Decyzja na temat zawodów pań zapadnie we wtorek. My oczywiście czekamy na równoległy gigant w Lech-Zürs, bo jednak inaczej ogląda się zawody z udziałem naszych reprezentantek. Tyle na razie z Sölden. Sezon już trwa!