Stało się. Po dwudziestu jeden latach od tryumfu Vreni Schneider w klasyfikacji generalnej Alpejskiego Pucharu Świata ponownie szwajcarska narciarka sięga po najważniejsze trofeum sezonu.
Lara Gut – bo o niej mowa – dzięki zajęciu piątego miejsca w sobotnim supergigancie i trzeciego w niedzielnej kombinacji ma wystarczającą przewagę, aby w nadchodzącą niedzielę odebrać upragnione trofeum. Tak, upragnione – to odpowiednie słowo. Lara Gut nigdy nie ukrywała, że zdobycie Wielkiej Kryształowej Kuli jest dla niej celem nadrzędnym. Pomimo zaledwie 24 wiosen Lara jest zawodniczką bardzo doświadczoną. Zarówno na trasach, jak i przez los. Nie tak dawno pauzowała przez półtora sezonu z powodu wywichnięcia stawu biodrowego. Ta kontuzja zahamowała rozwój zawodniczki na kilka sezonów. Teoretyczne szanse na odebranie zwycięstwa Larze ma jeszcze Viktoria Rebensburg, ale bądźmy poważni. Viktoria, żeby tego dokonać musiałaby wygrać wszystkie cztery pozostałe do końca sezonu zawody ze slalomem włącznie, a Lara nie zdobyć nawet punkcika. Sama bohaterka mówi:
Cieszyć się będę 20.03 kiedy trofeum znajdzie się w moich rękach. Do końca sezonu pozostały cztery starty i trzeba się jeszcze mocno skoncentrować, żeby dobrze w nich wypaść i nie odbierać nagrody o kulach.
Za to szwajcarska prasa – mówiąc popularnie – „dostała kota”. Poniedziałkowe gazety i portale sportowe od rana nie pisały w zasadzie o niczym innym. Jest to jednak zupełnie zrozumiałe, gdyż oczekiwano na główny puchar aż 21 lat. W cieniu Lary Gut inna Szwajcarka święciła tez poważny tryumf. Dzięki zajęciu pierwszego miejsca w niedzielnej kombinacji Wendy Holdener zdobyła małą kulkę w tej konkurencji. Jeśli dodamy do tego drugie miejsce Fabienne Suter w sobotnim supergigancie to przyznać trzeba, że Helwetki zdominowały weekend w rodzinnej Lenzerheide. Austriaczki nie były wiele gorsze. Cornelia Huetter zaliczyła w supergigancie swoje pierwsze zwycięstwo APŚ, a Tamara Tippler stanęła na trzecim stopniu podium. Druga w superkombinacji finiszowała kolejna Austriaczka Michaela Kirchgasser.
O ile panie z Austrii radzą sobie coraz lepiej, o tyle panowie w konkurencjach szybkościowych pogrążają się w niebycie. W sobotnim zjeździe w Kvitfjell najlepszy z nich Klaus Kroell finiszował piętnasty! Austriacka prasa pisze o totalnej kompromitacji i oczekuje publicznego ścięcia trenerów oraz szefa wyszkolenia. W zjeździe zwyciężył rozkręcający się z sezonu na sezon pogodny olbrzym, czyli Dominik Paris wyprzedzając Valentina Giraud Moine (FRA) i Stevena Nymana (USA). Radość z oglądania zjazdu w Kvitfjell przyćmił nico groźnie wyglądający wypadek (jeszcze na treningu) Francuza Guillermo Fayeda. Ponownie, jak przed kilku laty zawiodła ekipa medyczna. Śmigłowiec podjął zawodnika z trasy, tylko po to, żeby potem wylądować na szosie, gdzie ekipa medyczna przeniosła Francuza do karetki. Zanim Fayed znalazł się w szpitalu minęło bardzo dużo czasu. Norwegowie tłumaczą operację barkiem drugiego śmigłowca, a to z kolei nie podoba się zawodnikom. Najgłośniej całą sprawę komentował Hannes Reichelt zarzucając organizatorom, że przez takie procedury jego kolega Matthias Lanzinger kilka lat temu stracił nogę. Niedzielny supergigant to zwycięstwo na domowym podwórku Kjetila Jansruda przed Vicentem Kriechmayrem (nareszcie Austriak) i Dominikiem Parisem.
I w ten piękny sposób znaleźliśmy się tuż przed finałami APŚ. Nie będzie końcowych emocji, ale zawody w St. Moritz na pewno będą bardzo ciekawe. Zobaczymy też nowe trasy przygotowane z myślą o przyszłorocznych mistrzostwach świata. Potem na kolejne emocje przyjdzie nam poczekać do października.