Niestety igrzyska olimpijskie w tym roku będą musiały się obejść bez mojego skromnego udziału :P. Natomiast są inne powody, z których mogę się cieszyć. W piątek odbył się cykl zawodów Winter Cup, w których pierwszy raz w tym sezonie mogłem uczestniczyć. Sprawą oczywistą jest, że od trzech lat zajmuję się inną odmianą narciarstwa (skicross), natomiast powrót na stare śmieci zawsze bywa miły i jest żądny niespodzianek. Na Winter Cupie również nie zabrakło emocji i ciekawych wrażeń.
Czas szybko płynie i stało się tak, że minęły już prawie trzy lata od mojego ostatniego treningu na tyczkach. Oczywiście rok temu pojawiłem się na zawodach X-lecia Winter Cup (już jako weteran) oraz dwa lata temu na Akademickich Mistrzostwach Polski, więc udało mi się złapać jakikolwiek kontakt z jazdą po tyczkach, natomiast każdy bardziej wtajemniczony jeździec wie, że liczby jakimi tutaj operuję są znikome: dwa dni temu bez większego namysłu zdecydowałem się wybrać na pierwszy po latach trening slalomu, przed zbliżającymi się zawodami. Okazało się, że z niezłej jazdy sprzed laty zostały jakieś pozostałości i na stoku nie wyglądałem jak totalny kapeluch :P. Trochę się podbudowałem i uznałem ze start w zawodach nie będzie złym pomysłem.
Zawody zaczęły się tradycyjnie slalomem gigantem. Niestety po tej konkurencji na moje konto nie wpłynęły żadne punkty. Na swoje wytłumaczenie musze powiedzieć, że zawiódł sprzęt. Podczas jednego ze skrętów dolna narta nie wytrzymała trudów trasy i najzwyczajniej w świecie wypięła się. Cała sytuacja nie skończyła się upadkiem natomiast to już nie te czasy, kiedy to na jednej narcie pokonywało się większe trudności (AMPy – stali bywalcy wiedzą o co chodzi). Moja jazda w tamtym miejscu się zakończyła. Były też tego plusy. Jak to złośliwie mówili „będziesz miał więcej czasu na rozjazd przed slalomem”. Chyba wziąłem sobie te słowa do serca, ponieważ rywalizację w slalomie mogę zaliczyć do bardzo udanych.
Losowanie numerów przed tą dyscypliną nie było dla mnie korzystne. Maszyna losująca nie chciała mi ułatwić i tak już dosyć trudnego zadania i wyrzuciła mnie na koniec stawki. Na trasę wyruszyłem z szóstym numerem od końca. Warunki, które panowały na slalomie, nie należały do najgorszych, natomiast nie byłbym obiektywny, gdybym powiedział, że ci pierwsi nie byli w dużo lepszej sytuacji. :P Po pierwszym dosyć szarpanym przejeździe (ciężko po tak długiej przerwie oczekiwać czegoś więcej) ku mojemu zdziwieniu udało mi się uplasować na czwartej pozycji, co wcale nie było złym rezultatem. Moja strata do Jakuba Ilewicza, który prowadził po pierwszym przejeździe wynosiła 1.42 sek. Do ostatniej pozycji medalowej, na której znajdował się Wojtek Szczepanik, to niecałe 0.4 sek. To dawało nadzieję na powalczenie w drugim przejeździe i zamieszanie trochę w stawce.
Drugi przejazd wyszedł mi chyba lepiej aniżeli sobie to wcześniej założyłem. Wystartowałem już po takiej samej trasie jak moi najwięksi rywale, więc szanse były bardziej wyrównane. Udało mi się wykręcić najlepszy czas drugiego przejazdu co uznałem za nie lada wyczyn. Po tak długiej rozłące z jazdą slalomową nie oczekiwałem takich rezultatów. Na metę drugiego przejazdu udało mi się wjechać szybciej o 0.72 s. od aktualnego mistrza Polski seniorów Jakuba Ilewicza w tej właśnie konkurencji. Atak w drugim przejeździe się udał i automatycznie z czwartej lokaty awansowałem na drugą pozycję ustępując tego dnia szybszemu ode mnie w łącznym rozrachunku „Batonowi”, któremu gratuluję kolejnego triumfu w Winter Cupach.
Na koniec dodam, że te zawody nadal są najbardziej medialną imprezą narciarską w Polsce, na której poziom zwyżkuje z roku na rok. Pojawia się coraz więcej dobrych zawodników, którzy cały czas podnoszą pułap rywalizacji.
Podziękowania dla firmy PM Sport i Julbo za wsparcie sprzętowe. Dzisiaj miałem szansę wystartować w limitowanej edycji kasku specjalnie przygotowanej na Soczi 2014. Na igrzyska się nie załapałem, natomiast za zdobycie złotego medalu na Uniwersjadzie, firma Julba postanowiła włączyć mnie do grona 23 zawodników z całego świata, którzy promują kolekcję olimpijską.
Pzdr
Matson