Alpejskie zawody rozgrywane w Szwajcarii są zawsze bardzo klimatyczne. Czy to w Wengen, czy Adelboden, St. Moritz, czy wreszcie w Lenzerheide. Wszędzie panuje bardzo rodzinna atmosfera. Może nie ma pięćdziesięciu tysięcy kibiców, ale trzynaście też robi wrażenie. Nikt w nikogo nie rzuca śnieżkami, a lokalni kibice w bardzo sportowy sposób dopingują również rywali i rywalki swoich ulubieńców. W Lenzerheide zawodniczki bez najmniejszych problemów mieszają się z tłumem kibiców, a spore grupki klubowej, lokalnej młodzieży czatują na możliwość zdobycia autografów. Fajnie jest.
W Lenzerheide razem z Michałem Szyplińskim byliśmy na trasie i przeżywaliśmy porażki i radości razem z naszymi ulubionymi zawodniczkami, a mamy ich kilka. Zacznijmy od końca, czyli od slalomu. Trasa w Lenzerheide jest bardzo wymagająca. Stroma w górnej części wypłaszacza się w środkowej, żeby ponownie przejść w stromiznę przed metą. Po pierwszym przejeździe wszystko wyglądało mniej więcej po staremu. Prowadziła Mikaela Shiffrin, przed Wendy Holdener i Fridą Hansdotter. Pewnym zaskoczeniem było dopiero szóste miejsce Petry Vlhovej, która w górnej części trasy pojechała najszybciej, aby stracić przewagę na płaskim odcinku. Na mecie młoda Słowaczka zalała się łzami bezsilności. Przez dobrą chwilę nie była w stanie odpowiedzieć na kilka pytań słowackich mediów. Pretensje do siostry miał też Borys, starszy brat i jednocześnie menadżer zespołu. Rodzice pocieszali jak mogli, ale na niewiele się to zdało. Petra opuściła arenę chmurna, jak gradowy obłok. Shiffrin, Hansdotter i Holdener wyglądały na znacznie bardziej zadowolone. W drugiej odsłonie wszystko układało się zgodnie z harmonogramem aż do przejazdu Petry Vlhovej. Słowaczka zaatakowała z pełną determinacją i po fenomenalnym przejeździe objęła prowadzenie. Zaraz potem z trasy wypadła Beranadette Schild, a Melanie Meillard, Frida Hansdotter i Wendy Holdener nie dały rady wyprzedzić Petry. Przy okazji jednak Frida wygrała z Wendy, spychając Szwajcarkę na miejsce trzecie. Na starcie pozostała jedynie Mikaela. Przez większość trasy jechała w sposób bardzo kontrolowany i choć straciła trochę przewagi z pierwszego przejazdu to zaliczka i tak wynosiła ponad sekundę. Do czasu… Pięć bramek przed metą Mikaela została na tyłach nart i nie zmieściła się w kolejnej bramce. Szok i niedowierzanie na mecie, ale także wielka radość Słowaczki i jej teamu. Tak to w sporcie jest. Potem była ceremonia wręczenia nagród i drugie łzy Petry przy akompaniamencie słowackiego hymnu narodowego. Kolejne łzy polały się na konferencji prasowej. Tym razem z brązowych oczu Wendy Holdener, która stwierdziła, że zawody przed własną publicznością kosztują ją najwięcej nerwów:
Zawsze staram się najlepiej, jak potrafię, ale przed drugim startem czułam już niepokój i zmęczenie. Trzy dni w cudownym Lenzerheide kosztowało mnie zbyt dużo sił i emocji. Nie jestem zawiedziona, ale wiem, że potrafię lepiej.
Petra w prywatnej rozmowie stwierdziła:
To zwycięstwo, choć bardzo szczęśliwe, przyszło na czas. Zaczynałam pomału mieć pierwsze objawy depresji. Ostatnio nie szło mi najlepiej, a przecież wiem, że potrafię być bardzo szybka. Nie pytaj mnie o pierwszy przejazd – nie wiem co sknociłam. Chyba za mocno stałam na krawędziach na płaskim.
Pechowa dominatorka APŚ też nie wiedziała czemu wypadła tak krótko przed metą:
To była sprawa koncentracji, a nie techniki. Nie lubię, kiedy jestem maksymalnie przygotowana i zmotywowana, a nie dojeżdżam do mety. Nie jadę do Sztokholmu. Musze odpocząć przed igrzyskami.
I jeszcze jedna miła wiadomość. Na miejscu ósmym dzisiejsze zawody skończyła Erin Mielżyński. Kanadyjka nie kryła zadowolenia:
Podczas świąt byłam w Polsce. To był wspaniały czas. Od tego momentu jeżdżę znacznie lepiej. Może za sprawą polskiego jedzenia i świątecznej atmosfery?
W sobotę na bardzo stromej i po opadach śniegu (2,5 metra w trzy doby) raczej na warunki APŚ miękkiej trasie po zwycięstwo sięgnęła Tessa Worley wyprzedzając Victorię Rebensburg i Metę Hrovat. Ta ostatnia po raz pierwszy w karierze stanęła na podium APŚ i nie kryła szczęścia. Na konferencji nie bardzo wiedziała, jak się zachować:
Sama nie wiem, co robię w towarzystwie tak wspaniałych zawodniczek. Jestem bardzo szczęśliwa i zaskoczona.
Jeszcze wcześniej w piątek podczas kombinacji na wyżyny wpięła się Wedy Holdener podbijając serca lokalnej publiczności. Szwajcarka pojechała supergigant w sposób bardzo odważny, a slalom w swoim mega stylu. Na miejscu drugim młoda Marta Bassino, a trzecia Ana Bucik (dość niepodziewanie).
Panowie ścigali się w Garmisch-Partenkirchen. Kolejny zjazd w sobotę na swoją korzyść rozstrzygnął Beat Feuz wyprzedzając Vincenta Kriechmayera i Dominka Parisa. Niedzielny gigant wygrał Marcel Hirscher przed Manuelem Fellerem i – wreszcie – Tedem Ligety, ale zmagania panów śledziliśmy raczej, jak przez mgłę. Lenzerheide pochłonęło nas bez reszty.