Za oknami już o godzinie 18 robi się ciemno, na ulicach widać coraz więcej ludzi odzianych w puchowe kurtki. Dla niektórych jest to powód do lamentów, jednak dla nas jest to znak. Znak, na który czekamy z wytęsknieniem, bo jawnie dowodzi temu, że przetrwaliśmy fale upałów i można już spokojnie wyciągać z piwnic i strychów sprzęt. Możemy też podczas popijania jesiennej herbatki zajrzeć na dno kubka i zastanowić się, czyje zwycięstwo wskazuje napotkany układ fusów. Wszakże Puchar Świata za chwilę rozkręci się na dobre!
Co nas czeka w nowym sezonie?
Macio: Jestem wręcz pewny, że będziemy świadkami kolejnego kapitalnego sezonu! Po odejściu Marcela Hirschera oraz problemach Mikaeli skończyły się czasy totalnych dominatorów. Jestem ciekaw, czy po zdobyciu upragnionej Kryształowej Kuli presja plącząca nogi i wciskająca tyczki między narty zejdzie z Alexisa. Nawet jeśli tak będzie, to stawka wśród mężczyzn jest niesamowicie wyrównana, a wytypowanie faworytów jest spekulacją na poziomie handlu hermetycznymi kryptowalutami. To samo tyczy się rywalizacji wśród kobiet, tylko czy Mikaela odpowiednio zbalansowała czas spędzony na randkach z Kildem i czas spędzony na siłowni? Osobiście tylko czekam, kiedy będę mógł wsiąść do narciarskiego rollercoastera, liczę na jazdę bez trzymanki.
Tonio: Czeka nas przede wszystkim, mam nadzieję, fantastyczny spektakl podczas igrzysk olimpijskich w Chinach. Impreza rządzi się swoimi prawami, nie zawsze wygrywają ci, którzy cały sezon lecą równo, tylko ci, którzy idealnie wstrzelą się z formą. Głęboko liczę na kolejną piękną historię, taką jaką oglądaliśmy w Pjongczangu w wykonaniu Ester Ledeckiej, oraz na jak najwięcej one-hit-wonderów. Z innych rzeczy spodziewam się ożywienia dyskusji oraz przebudzenia zawodników co do znaczenia ich głosu w FIS. Zeszły sezon pokazał, jak wielu z nich jest niezadowolonych z napiętego kalendarza oraz forsowania zawodów równoległych oraz team eventów. Nie może być tak, że zawody odbywają się kosztem zdrowia narciarzy, bo niedługo nie będzie komu jeździć.
Faworyci i faworytki w nadchodzącym sezonie
Macio: Pewnie najczęściej zadawanym pytaniem przez fanatyków lyżowania jest to, czy Mikaela wróci na top. Obstawiam, że będziemy częściej widywać jej triumfy, aczkolwiek wydaje mi się, że nie ma mowy o powrocie do konkursów jednej zawodniczki, jak kiedyś. Mamy perfekcyjnie jeżdżącą slalomy Liensberger, silną jak tur Petrę Vlhovą, doświadczoną Gut-Behrami czy też nieobliczalną i szaloną Goggię. Będzie iskrzyło niejednokrotnie! W normalnych okolicznościach stawiałbym też na uniwersalną Michelle Gisin, jednak Szwajcarka w lipcu cierpiała na mononukleozę (zwaną choroba pocałunków – De Aliprandini, ty draniu!), przez którą jej tok przygotowań został istotnie zaburzony. U panów mam złe wiadomości dla fanów narciarzy pochodzących z kraju Mozarta i specku. Nowego Marcela jak nie było, tak nie będzie, a Szwajcarzy ciągle będą lepsi. Obstawiam, że Odermatt tym razem może być dla Alexisa niczym kryptonit dla Supermana.
Tonio: Nie mam kryształowej kuli, ale u pań liczę na rywalizację tytanek: Vlhová – Shiffrin – Gut-Behrami, zwłaszcza w kontekście dwóch pierwszych, coraz poważniej liczących się w konkurencjach szybkościowych. Ciekaw jestem, jaki wpływ będą miały zmiany, jakie nastąpiły w sztabie szkoleniowym Słowaczki. Nie można również zapominać o Michelle Gisin. Wśród panów mistrza upatrywałbym znowu w Alexisie Pinturaultcie, który teraz z pewnością będzie mógł z czystą głową, spokojnie realizować swoje cele. Pod koniec palcem co prawda pogroził mu młokos Odermatt, który w tym sezonie pogróżki może oblec w czyny. Do walki włącza się także Kilde, ale w jakiej dyspozycji chłop się znajduje, zobaczymy dopiero w Sölden.
Na jakie zawody najbardziej czekasz?
Macio: Niezmiennie nocny slalom w Madonnie jest moim ulubionym, pewnie też dlatego, że wiele razy byłem na tej trasie. Cytując babcię mojego serdecznego kolegi: „Jest tam tak stromo, że można się łokciem o stok opierać”. Ostrzę też sobie zęby na giganta w Adelboden, ostatnia ściana jest swoistym generatorem emocji i ciekawych zdarzeń. Jeśli zaś chodzi o rywalizację kobiet, to znowu wychodzi moja słabość do nocnych slalomów. Stawiam na Flachau i trasę pełną rollerów, z którymi nie wszystkie sobie radzą. Naturalnie nie czekam na parodię narciarstwa zwaną slalomem równoległym, oby organizatorom zabrakło tutaj tyczek!
Tonio: Bez cienia wątpliwości będą to zawody giganta pań podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie. Wychowany w pokoleniu słuchającym o sukcesach Polaków w narciarstwie alpejskim, gdy po ziemi jeszcze stąpały dinozaury, a na Podlasiu grasowały białe niedźwiedzie, bardzo liczę na to, że Maryna Gąsienica Daniel pięknymi zgłoskami zapisze się w historii polskiego olimpizmu. Ale wiadomo, zero presji. Idąc tym banalnym tropem, czekam z niecierpliwością na każde zawody, w których startować będą nasi reprezentanci. Dodatkowo Puchar Świata wraca do Killington i na te zawody też już ostrzę sobie zęby. Pojawiają się również informacje o włączeniu skicrossu do konkurencji alpejskich, co prawda jeszcze nie w tym sezonie. Bezpieczne to może nie będzie, ale kto nie chciałby zobaczyć Zubčicia, Odermatta, Kranjca i Pinturaulta w finale na jednej trasie?
Kto może być czarnym koniem?
Macio: Wśród pań moją cichą faworytką jest Camille Rast. Jestem wielkim fanem jej jazdy, oprócz tego dała się też poznać jako osoba nieznająca strachu. Przygotowując się do sezonu, startowała w zawodach rowerowych (a może właściwie zjazdowych?) Enduro World Series. W jednej z edycji zajęła nawet 12. miejsce, wydaje mi się, że to całkiem niezły wynik dla narciarki. Z kolei wśród panów nie chcę stawiać na oczywiste kandydatury. Mam na myśli Norwegów, których trenerzy chyba znaleźli dobrze wyposażony sklep z talentami, dlatego eksplozja kolejnego zawodnika pochodzącego z kraju fiordów jest dla mnie pewniaczkiem. Podobnie jak u pań, postawię też na Helweta, Tanguya Neffa. Myślę, że w nowym sezonie opanuje gorącą głowę i pokaże kilka niezłych przejazdów slalomu.
Tonio: Braathen i McGrath. Pierwszy z Norwegów aktualnie bardziej zajmuje się modą (czym skrupulatnie dzieli się swoimi fanami), natomiast drugi pracuje w ciszy. W przypadku Braathena polecam obejrzeć jego filmy na YT z okolic 2014 roku, gdzie widać, jaki progres jest w stanie zrobić zawodnik w zaledwie kilka lat. Dodałbym do grupy Norwegów jeszcze Victora Muffata-Jaendeta. Co do pań – nie wiem, czy Marynę możemy jeszcze upatrywać w roli czarnego konia, weszła wszakże do grona zawodniczek z topu, nadal trzymam jednak kciuki w tej kategorii za Metę Hrovat oraz Kristin Lysdahl, ta druga w mojej opinii ma papiery na dobrą jazdę. Warto jeszcze rzucić okiem na Laurę Pirovano. Mam nadzieję, że Magda Łuczak również znajdzie drogę do top 30.
Kto nas rozczaruje?
Macio: Po tym, co tutaj napisałem, redaktor Okniański wywali mnie ze znajomych na fejsie, zablokuje, a fanpage Stalkanta zgłosi do administracji. Wszystko dlatego, że do kandydatów na rozczarowanie sezonu wybieram parę reprezentantów Italii. Zacznę od kandydatury mniej kontrowersyjnej – w mojej opinii Christof Innerhofer od lat jest na równi pochyłej. Mimo że czasem pokazuje bardzo przyzwoite przejazdy, to niestety czasu nie jest w stanie zatrzymać. A przecież życie to nie film i nie jest to ciekawy przypadek Benjamina Clareya czy tam Johana Buttona, nie znam się na kinematografii. A teraz czas na bombę. Kandydatką do rozczarowania sezonu jest („Okno”, wybacz) Federica Brignone. Oczywiście nie mam na myśli tutaj zniknięcia z Top 30, jakieś podium może się jej trafić, a jeśli się mylę, to obstawiam, że to będzie jej ostatni sezon na wysokim poziomie. Obserwowałem u tej zawodniczki narastającą frustrację z powodu niemożności obrony Kryształowej Kuli. W jej koronnym gigancie regularnie oglądała plecy Marty Bassino z kadry, co tylko potęgowało jej bezradność. Plotki o możliwym zakończeniu kariery przez tę zawodniczkę zdają się nie być bezpodstawne.
Tonio: Oby nie, ale kolejne fale pandemii i paniki z nią związanej, które znowu mogą storpedować cały alpejski cyrk. Mam nadzieję, że w tym sezonie kibice będą mogli razem z zawodnikami cieszyć się rywalizacją, wszakże to na nich alpejski świat stoi. Co do zawodników, którzy mogą nam zepsuć kupony, to stoję przed trudnym wyborem, bo staram się w takich kategoriach nie rozpatrywać alpejczyków i alpejek. Także w kategorii narciarzy poszukujących własnego ja oraz walczących ze swoimi demonami (którym życzę odnalezienia właściwej drogi) umieściłbym Henrika Kristoffersena oraz Alice Robinson.
Co z Polakami?
Macio: Jestem wręcz pewny, że po dobrze przepracowanym okresie letnim Maryna na stałe zagości w top 15 giganta. Czy dołoży do tego kolejne konkurencje? Może supergigant? Myślę, że najwyższy na to czas! Bardzo liczę też, że do 30-stki Pucharu Świata śmiało zapuka Magda Łuczak. Jej występ na mistrzostwach rozbudził nadzieje, ale bądźmy spokojni, to wciąż młoda zawodniczka, która cierpliwie zbiera doświadczenie. Niestety w polskim męskim narciarstwie wciąż jak w lesie. Trzymam kciuki za chłopaków z całej siły, ale niestety pozostaję realistą. Nic się nie zmieniło, ciągle na strzelaniny przychodzimy uzbrojeni w scyzoryk i garść kamyczków. Konkurencja wśród panów jest niesamowita, a rotacja w naszych kadrach jest jak na kasie w lidlu. Czy angaż Maćka Bydlińskiego sprawi, że pojawi się choć zalążek długoterminowego myślenia w związku? Oby, bardzo na to liczę.
Tonio: Jak tu nie pompować tego balona? Nikt nie wmówi mi, że Maryny nie stać jeszcze na pierwsze miejsce w PŚ. Chciałbym zachowywać stoicki spokój i obserwować tę rywalizację, ale serce się z piersi wyrywa, gdy oglądam przejazdy takie jak w zeszłym sezonie. W stawce pozostają jeszcze Magdalena Łuczak oraz wracająca po kontuzji, trenująca w pocie czoła Zuzanna Czapska. A panowie? Jak pisała Anna Kwiatkowska, podsumowując MP w Szczawnicy – na alpejczyków musimy jeszcze poczekać. Wierzę, choć coraz wątlej, że w PZN mają pomysł na młodzież. Zdaję sobie sprawę, jak trudny i złożony jest to temat oraz jak dużo pieniędzy, zdrowia oraz przede wszystkim czasu jest potrzebne, aby stworzyć męski filar narciarstwa alpejskiego. Mimo wszystko trzymam kciuki i czekam na rozwój sytuacji.
Czy będziemy płakać za kombinacją?
Macio: Ciężko płakać za czymś, czego de facto już dawno zostaliśmy pozbawieni. FIS starał się robić wszystko, by zawody kombinacji były nieznaczącym przerywnikiem w całym cyklu Pucharu Świata. Wielka szkoda, muszę przyznać, że tęsknię za takimi zawodnikami jak Kjetil André Aamodt, który był w stanie wygrać każdą konkurencję.
Tonio: Szczerze, to nigdy mnie te zawody nie grzały. Żyjemy w czasach uzależnienia od informacji, TikToka, które prawilnego boomera przyprawiają o zawroty głowy. Puchar Świata walczy o lepszą oglądalność, stara się iść z trendami (wychodzi zazwyczaj gorzej, niż było), otwieramy się na młodszego widza. Wszakże chodzi tutaj nie o jakiegoś ducha sportu, tylko o kasę. Spada oglądalność meczów piłkarskich, a co powiedzieć o walce kafarów niedających rady dojechać do końca slalomu. Prędzej zobaczyłbym kombinację GS oraz SL.
Zmiany w Pucharze Świata
Macio: Nie mam wątpliwości co do tego, czy zmiany są potrzebne. Są konieczne, najlepiej jak najszybsze. Uważam, że pchanie się w niezrozumiały i nieuczciwy format zawodów równoległych, które nie interesują nawet największych fanów narciarstwa, to ślepy zaułek. Jakiś czas temu widziałem filmik, w którym ekspert szwajcarskiej telewizji i były znakomity narciarz, Marc Berthod, przedstawiał swoje propozycje zmian. Pomysł polegał głównie na tym, by oprócz klasycznego formatu wprowadzić zawody typu „short race”. W konkurencjach technicznych miałyby to być cztery, około 30-sekundowe przejazdy w formacie eliminatora, a zjazd odbywałby się w dwóch krótszych przejazdach. Co do zjazdu nie jestem przekonany, ale eliminatora jestem bardzo ciekawy!
Tonio: Koła na nowo się nie wymyśli, ale zmiany są potrzebne. Nie ma co się oszukiwać – obecny format rozgrywek jest mało atrakcyjny, zwłaszcza dla niekumatego kibica, a mało kto z nas śledzi stawkę od samego początku do końca. Dla polskiego widza bardziej atrakcyjny jest snooker, co nadal niektórych dziwi, ale tutaj – jak wiadomo – liczą się słupki, a nie sentymenty. Co można zmienić? Przede wszystkim sposób pokazywania zawodów. Kochamy liczby i statystyki, a tych w narciarstwie jest mnóstwo. Chciałbym zobaczyć nakładane przejazdy z założonymi torami najlepszych zawodników. Z pewnością zawodnicy i zawodniczki nie szczędzą mocnych słów na trasie, a co, gdybyśmy mieli ich na podsłuchu? Dodatkowo smaczki, kulisy, tajniki. I ostatnie, najważniejsze. Netflixowy serial „Formula 1: Drive to Survive” sprawił, że znacząco wzrosła liczba fanów najszybszej ligi świata. Z przyjemnością obejrzałbym miniserial pokazujący w taki sposób narciarstwo alpejskie. Jak dotąd prób podejścia do tematu było mało, a najlepsza to nadal Roger Moore skaczący ze skoczni w Cortinie d’Ampezzo. Z pewnością byłoby co pokazać, a dramatów, kłótni i intryg (tak jak w F1) z pewnością nie brakuje.
STALKANT FM to Macio i Tonio. Narciarze przeciętni, ale dziennikarze wybitni. Potencjał memiczny, który wykreował się podczas akademickich zawodów, postanowiliśmy przełożyć na dziennikarstwo. Na początku STALKANT FM miał być stroną z narciarskimi memami po czesko-słowacku. Z czasem, jak się rozkręciliśmy, zaczęliśmy przepytywać tuzy polskiego narciarstwa, łaknąc historii, jak to drzewiej bywało. STALKANT FM przede wszystkim jednak to nie tylko memeski i podcasty, ale luźne podejście do napiętego jak plandeka na żuku polskiego narciarstwa, okraszone naszym serdecznie szyderczym komentarzem.
Maciej Żabski – najlepszy narciarz, jakiego zrodziła bytomska ziemia. Ogromny pokład encyklopedycznej wiedzy na temat narciarstwa i jego historii, który wielkością może liczyć się jedynie z pokładami złóż śląskiego węgla. Wieloletni lider Politechniki Śląskiej Gliwice, który przywiązaniem do barw przywodzi na myśl Paolo Maldiniego. W pierwszych przejazdach zawsze czeka na Breitfussa Kammerlandera. Prywatnie kodzi, jeździ na szosie, gada głupoty i doskonale gotuje.
Antoni Zalewski – syn Mokotowa z krwi i kości. Człowiek instytucja, narciarz, tancerz czy też znakomity grafik. Z łatwością przebija Stanisława Tyma w roli kaowca. Najlepszy w Polsce w jakiejś dyscyplinie rolkarskiej, która nikogo na świecie nie interesuje. Specjalizuje się w rujnowaniu atmosfery skupienia i koncentracji na startach zawodów. Znawca niderlandzkiej muzyki tanecznej z lat 90. Naczelny malkontent, pierwszorzędny żartowniś.
1 komentarz do “Puchar Świata w oczach Stalkantu”
Widać że się znają super się czytało pozdrawiam