W sobotę na zakopiańskiej Harendzie odbyły się zawody, które zdarzyć się mogą raz na dziesięć lat. Akademicki Puchar Polski obchodził jubileusz, a na starcie pojawiło się wielu zawodników, którzy przez ostatnią dekadę tworzyli historię AZS Winter Cup. Ze względu na mój udział i sentymentalne podejście do tego cyklu, relacja ta nie może być pozbawiona osobistego, emocjonalnego charakteru. Będzie więc nieco inna, niż pozostałe.
ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ Z PUCHARU X-LECIA AZS WINTER CUP
Wysiłki organizatorów, aby ściągnąć wszystkich weteranów, którzy kiedykolwiek startowali w zawodach akademickich przyniosły niezły efekt, chociaż kilku osób bardzo brakowało. Nie pojawiła się Marta Berezik (druga zawodniczka w tabeli medalowej wszech czasów), zabrakło takich legend jak Wojtek Podgórny czy Maciek Kominko. Cieszy natomiast fakt, że na udział zdecydowało się wielu medalistów z pierwszych edycji rozgrywanych dziewięć i dziesięć lat temu, czyli Piotr Kalisz, Rafał Szymura, Jacek Rojewski oraz dwie zawodniczki decydujące o kształcie czołówki w pierwszej połowie dekady – Agnieszka Bernas i Dorota Siedlecka. Wszyscy, dla których AZS Winter Cup był czymś więcej niż tylko jednymi z wielu zawodów nie mogli odpuścić przyjazdu do Zakopanego w pierwszy weekend marca. Niektórych twarzy nie widziałem przez 5-6 lat i spotkanie po długim czasie było fantastyczne. Cieszę się też, że nasza sekcja z Politechniki Warszawskiej tak licznie stawiła się na starcie – dokładnie jak 10 lat temu.
Areną zmagań podczas pucharu X-lecia AZS Winter Cup nie mógł być żaden inny stok. Harenda przez te wszystkie sezony stała się naszym drugim domem.
Oprócz spotkania towarzyskiego, każdy miał jakiś indywidualny plan nakreślony na jubileuszowe zawody. Na przykład Rafał Szymura, który przyjechał na Harendę ze swoimi kolegami ze Śląskiego Centrum Treningowego zapowiadał zaciętą walkę przede wszystkim z dawnymi rywalami:
Forma na puchar weteranów jest, nie wiem jak na resztę, ale myślę że dobrze zjedziemy. Traktujemy ten start zabawowo, ale mamy swoje wewnętrzne rozgrywki. Na pewno będzie fajna zabawa!
Rafał Szymura – w latach 2003-2005 był dla naszej ekipy niedościgniony. Teraz może forma już nie ta sama, ale świetnie, że z takim entuzjazmem podszedł do startu!
Ja z kolei od momentu, gdy dowiedziałem się o tych zawodach, nie mogłem się doczekać przede wszystkim konfrontacji z Jackiem Rojewskim, „Snajperem”, „Tolem” i oczywiście „Czokiem”. Zależało mi też na rewanżu za przegraną w klasyfikacji generalnej z Krzyśkiem Czaińskim w 2007 roku. Mimo że ostatni raz numer startowy miałem na sobie dwa lata temu, a narty przypinam teraz głównie do pracy, postanowiłem jak najlepiej przygotować się na początek marca. Kolano rehabilitowane przez cały zeszły sezon po zerwaniu więzadła krzyżowego działało jak marzenie, kilka razy trenowałem slalom na Szczęśliwicach, zapłaciłem nawet za FIS punkty, żeby przejechać się w lutym na porządne zawody w ramach treningu. I gdy wszystko układało się jak w bajce, nagle w styczniu plany posypały się jak domek z kart. Zamiast slalomów, budowania formy i otłukiwania tyczek zaliczałem kolejne wizyty u lekarzy i tygodniowy pobyt w szpitalu. Załamałem się i przestraszyłem, że nie dam rady pojawić się w Zakopanem. Na szczęście czarny scenariusz się nie sprawdził i mogłem wziąć udział w tym niecodziennym wydarzeniu, chociaż nie liczyłem na dobry występ z racji braku treningów.
Formuła zawodów była otwarta – ścigać mogli się wszyscy zawodnicy, którzy pojawili się przynajmniej w dwóch edycjach spośród pierwszych dziesięciu w historii AZS Winter Cup. Prowadzono natomiast dwie oddzielne klasyfikacje – dla całej stawki oraz weteranów, czyli absolwentów uczelni, którzy już nie mogą startować. W kategorii open kobiet w obu konkurencjach zwyciężyła Karolina Klimek, która przełamała dobrą passę Katarzyny Leszczyńskiej w gigancie. U mężczyzn stawkę zdominował Mateusz Habrat. W slalomie wygrał z drugim na mecie Karolem Miśkowcem aż o 5,67 s. Wśród weteranek najlepiej radziła sobie Agnieszka Bernas. Była reprezentantka Politechniki Śląskiej Gliwice przypomniała sobie jak się zwycięża (robiła to przez sześć lat z rzędu) i okazała się najlepsza zarówno w gigancie jak i slalomie. Poniżej oczekiwań zaprezentowała się odwieczna rywalka Agnieszki – Dorota Siedlecka, która dwukrotnie uplasowała się na czwartym miejscu. Medale „skiweteranek” zdobyły jeszcze Maja Dembowska, Katarzyna Zawarska i Katarzyna Urban.
Najlepsza kiedyś, najlepsza dziś – Karolina Klimek to prawdziwa królowa AZS Winter Cup.
Mateusz Habrat wsławił się wygraniem wszystkich slalomów AZS Winter Cup w sezonie 2010/2011. Teraz jest członkiem kadry narodowej w skicrossie, ale znalazł czas na puchar X-lecia. Wygrał kryształową kulę w kategorii open.
Agnieszka Bernas rządziła w pierwszych latach AZS Winter Cup. Na pucharze jubileuszowym przypomniała sobie dawne lata i zgarnęła dwa złota i kulę za dwubój.
Weteranki Politechniki Warszawskiej – Alicja Stępniewska i Dorota Siedlecka opalają się na słońcu.
Sporym zaskoczeniem było dla mnie moje zwycięstwo w gigancie. W tej konkurencji od kilku lat czułem się znacznie słabiej niż w slalomie. Zaskoczeni byli również koledzy z Politechniki Warszawskiej. Maciek Chylewski podsumował moją jazdę w ten sposób:
Jechałeś bez żadnej finezji. Solidnie jak niemiecki samochód.
Sporo w tym racji. Ale udało się dwa razy. W slalomie poszło już gorzej – najlepszy wśród „starszyzny” okazał się Jakub Gałaszek, a srebro zgarnął Krzysiek Czaiński prezentując swój oryginalny (ale skuteczny) styl. Tuż za podium znalazł się Grzegorz Łotocki, który nie był zadowolony z tego faktu. Największe szanse na kryształową kulę miał Jacek Rojewski, który po pierwszym przejeździe slalomu odrobił do mnie sporo straty z giganta. Niestety dla zakopiańczyka, drugi przejazd nie był udany i szansa na zwycięstwo w dwuboju slalomowym pękła jak mydlana bańka. I tak oto wygrałem zawody weteranów. Niesamowita sprawa.
Kiedyś wyglądało to troszkę lepiej, ale frajda z jazdy i tak była ogromna.
Krzysiek Czaiński był dla mnie tym kim jest Marit Bjørgen dla Justyny Kowalczyk. Zawsze do niego porównywałem czas, z nim przegrałem też sezon, w którym byłem najbliżej triumfu w generalce. Fajnie było się znowu pościgać!
Z Jackiem Rojewskim ciężko było nawiązać kiedyś walkę. Po pierwszej porażce ze mną powiedział, żebym wpisał sobie ten dzień do kalendarzyka :)
Z tym gościem nie raz ciąłem się na „setki”. Bardzo lubiłem wyzwania, jakie sobie rzucaliśmy ze „Snajperem”.
Konrad Drzymała z naszego teamu Politechniki Warszawskiej. W grudniu 2002 roku na Nosalu zjechaliśmy slalom w identycznym czasie co do setnej sekundy. Od tego czasu się przyjaźnimy. Na naszych ostatnich AMP-ach startowaliśmy obok siebie w drugim przejeździe slalomu.
Piotr Kalisz – w czołówce we wszystkich zawodach, w których startował. Potem sprawdził się jako organizator eliminacji na Stożku.
Maciej Chylewski – od 2002 roku startowaliśmy razem wszędzie, gdzie się dało. Na pucharze X-lecia zaprezentował się w swojej słynnej gumie „Marusarza”, ale nie wstawiam jego zdjęcia z jazdy, bo był z niej wielce niezadowolony.
Jan Marcinkowski i Piotr Kalisz – filary Śląskiego Centrum Treningowego
Na pucharze X-lecia nie zabrakło Bartka Hamery, który dostał „dziką kartę” jako przedstawiciel sponsora. Niestety nie zaliczy tego startu do udanych, ale pod względem towarzyskim był zachwycony.
Wieczorną uroczystość wręczania nagród też zapamiętam na długo. Wspaniale było odebrać kryształową kulę z rąk Andrzeja Bachledy-Curusia za zwycięstwo w dwuboju slalomowym wśród weteranów. Ostatni raz medal w Akademickim Pucharze Polski zdobyłem w styczniu 2009 roku. Co więcej, na scenie obok mnie stały same legendy tego cyklu – Karolina Klimek, Agnieszka Bernas i Mateusz Habrat.
Podczas ceremonii w Dworcu Tatrzańskim uhonorowani zostali też zwycięzcy klasyfikacji medalowej wszech czasów. Karolina Klimek i Adam Wójtowicz zdobyli ich najwięcej.
W takim składzie mogliśmy się znaleźć na podium AZS Winter Cup w latach 2004-2008. Kilka sezonów później już tylko w klasyfikacji weteranów.
Ceremonię uświetniły występy dwóch zespołów, w których udzielają się zawodnicy znani z cyklu AZS Winter Cup. Od mocnego uderzenia rozpoczęli Dirty Riffz z „Tolem” na czele. Chłopaki dali konkretnego czadu. Osoby z nieco wrażliwszymi uszami mogły cierpieć przez ten koncert, ale miłośnicy brudnego gitarowego grania na pewno byli zadowoleni. Ja zawiodłem się srodze, ponieważ do końca liczyłem, że Witold zdoła namówić chłopaków do wykonania najlepszego numeru, który popełnił z zespołem Chaos (w czasach gdy spotkaliśmy się na AZS Winter Cup po raz pierwszy…). Niestety do „Głodu” zabrzmiała tylko krótka przygrywka pomiędzy utworami nowej kapeli „Tola”.
Na wokalu Witold „Tolo” Danecki.
Po Dirty Riffz na scenie zaczął szykować się zespół D.I.CH.O.S., czyli ekipa w której udziela się aż dwóch zawodników – Kuba Gałaszek (wokal) i Wojtek Gwóźdź (gitara basowa). Tuż przed występem udało mi się porozmawiać chwilę z „Gałachem” i Darią Rok:
Zagramy trochę bluesa, trochę funka, trochę rocka, trochę swoich kawałków i trochę takich do pośpiewania, żeby ekipa znała. Ciężko grać po takim zespole jak Dirty Riffz, ale przyjechaliśmy się tutaj bawić i mam nadzieję, że porwiemy publiczność AZS Winter Cup.
Jak zapowiedzieli, tak zrobili – publiczność bawiła się znakomicie, Kuba Stryjewski i Kuba Wyporek wykonywali stage diving, a „Hit The Road Jack/Włosy” zagrany na bis podgrzał atmosferę do czerwoności. Dość ciekawym incydentem było wtargnięcie na scenę tajemniczego jegomościa w szarej bluzie, który wyrwał mikrofon i ku zdziwieniu duetu wokalnego zaśpiewał jeden utwór.
Kuba Gałaszek i Daria Rok – duet wokalny zespołu D.I.CH.O.S.
Zespół D.I.CH.O.S. porwał publiczność w Dworcu Tatrzańskim.
Moim zdaniem pomysł z zaproszeniem zespołów był genialny! Poniżej krótki materiał z muzycznej części wieczoru.
Z mojej perspektywy był to jeden z najpiękniejszych weekendów w życiu. Pewnie przyczynił się do tego sukces sportowy, ale przede wszystkim była to sentymentalna podróż w czasie. Przez ostatnie dwa lata przyzwyczaiłem się, że narty będą już tylko przyjemnym dodatkiem do codzienności. Ten dzień na moment pozwolił poczuć mi się jeszcze zawodnikiem. I z wielką przyjemnością będę pielęgnować w pamięci to wydarzenie. Nie wiem kiedy i czy w ogóle uda nam się spotkać ponownie w tak wspaniałym gronie. Mam nadzieję, że tak.
Przy okazji tworzenia albumu jubileuszowego otrzymałem od zawodników wiele wspomnień dotyczących wydarzeń z pierwszej dekady AZS Winter Cup. Zamierzamy okrasić niektóre z nich fotografiami i opublikować na naszej stronie. Jeśli ktoś ma ochotę opisać swoją historię związaną z tym cyklem, to bardzo proszę ją do mnie przesłać.
WYNIKI KOBIET – PUCHAR X-LECIA AZS WINTER CUP – ZAKOPANE
WYNIKI MĘŻCZYZN – PUCHAR X-LECIA AZS WINTER CUP – ZAKOPANE
Zdjęcia na pucharze X-lecia robiła dla Was Agnieszka Sikorska. Wiele fotografii jej autorstwa znajduje się w jubileuszowym albumie.
Zdrowie wszystkich byłych i obecnych zawodników AZS Winter Cup oraz organizatorów. Tworzycie wspaniałą imprezę, która bez Was nie przynosiłaby takich emocji.
4 komentarze do “Jak zdobyłem kryształową kulę”
Cala skrzynke Zywca wypije za zdrowie Pana w kombinezonie ,,ITA,,
I przyznaje mu osobista nagrode za poczucie humoru .
Zzera mnie jednak ciekawosc, jaka droga wszedl w posiadanie owego kombinezonu ;-) ?
Otóż wygrał w konkursie Eurosportu.
„Weteranki Politechniki Warszawskiej – Alicja Stępniewska i Dorota Siedlecka opalają się na słońcu.”
kurcze, i tam – na słońcu ! -tez można pojeździć na nartach … ;-)
pozdrawiam :-)
Przeczytałam i udzieliły mi się Wasze emocje – taka dekada, to spory kawałek Waszego życia, a zatem cały wór wspomnień i sentymentów! Super, że to ukoronowanie X-lecia AZS Winter Cup sprawiło wszystkim taką frajdę, a Tobie Micho z całego serca gratuluję Kryształowej Kuli, szczególnie zważywszy na wielomiesięczną rehabilitację uszkodzonego kolana i ostatnie perypetie zdrowotne. Jestem z Ciebie bardzo dumna. Całusy dla Ciebie i wszystkich Twoich przyjaciół :) Myślę, że za 10 lat znów zwołacie całą Starą Gwardię na start!