Za nami cały tydzień ścigania w różnych miejscach na mapie Europy. W zależności od lokalizacji śniegu tu i ówdzie było zbyt mało innym znów razem za dużo. Trudno jest jednak wszystkim dogodzić.
Jeszcze we wtorek w Sljeme niedaleko Zagrzebia panie ścigały się w slalomie. Wiadomo, w Chorwacji leży duża część geograficznej krainy Dalmacji skąd pochodzą urocze pieski o ciekawym umaszczeniu. No ale żeby zaraz śnieg po którym jeździły panie imitować miał sierść tych zwierzaków? Długo żyję, ale tak tragicznych warunków na stoku jeszcze nie widziałem. Pomimo to organizatorom udało się przepchnąć slalom pań, choć zawodniczki – szczególnie w drugim przejeździe – musiały zmierzyć się z potężnymi dziurami. Wygrała, niesamowita w tym sezonie, Petra Vlhová wyprzedzając covidową rekonwalescentkę Mikaelę Shiffrin i Katharinę Liensberger. Czyli mniej więcej wszystko po staremu.
Panowie mieli mniej szczęścia, gdyż zaplanowany na środę slalom musiał zostać przełożony na czwartek. W ten dzień z kolei też zimniej nie było i po tym, jak trasę przejechało 19 panów zawody przerwano, gdyż lodowa skorupa pękła w wielu miejscach. Prowadzący do tego momentu Norweg Sebastian Foss Solevåg startujący z numerem 1. mówił na mecie, że momentami widział trawę… Niestety zanim zawody przerwano ofiarą strasznego stanu trasy padł jeden z najbardziej sympatycznych zawodników alpejskiego Pucharu Świata Francuz Victor Muffat-Jeandet. Zawodnik ten złamał nogę w kostce i nie będzie mógł wziąć udziału w zbliżających się igrzyskach. Wielki pech.
Zawody pań w słoweńskim Mariborze z powodu braku śniegu tamże, przeniesione zostały do Kranjskiej Gory. Swoją drogą to ciągle się zastanawiam, jak to się dzieje, że w kalendarzu znajdują się takie miejscówki jak Maribor i Zagrzeb. Przecież na palcach jednej ręki policzyć można przypadki kiedy nie było tam problemów z trasami. W Mariborze na przykład nie udało się rozegrać zawodów przez trzy lata z rzędu, a i wcześniej bywały kłopoty. Rozumiem tradycję, ale może czas jednak wyciągnąć wnioski i ścigać się tam, gdzie śnieg ma szansę się pojawić?
Gigant pań w Kranjskiej Gorze był dla nas bardzo interesujący, gdyż w stawce znajdowały się dwie Polki: Maryna i Magda. Na fenomenalnie przygotowaną, twardą trasę spadł jednak w nocy z piątku na sobotę świeży, suchy śnieg. Dodatkowo o 9.30 rano w górnej, ocienionej części trasy jest dość ciemno i nie ma kontrastu. Nie wszystkie zawodniczki z niskimi numerami startowymi zdecydowały się w takich warunkach pójść na całość (igrzyska blisko). Po pierwszym przejeździe Shiffrin znajdowała się na miejscu 14., Vlhová na 15., Lara Gut-Behrami na 17. Z takim samym czasem jak Szwajcarka i także na miejscu 17. sklasyfikowano Marynę Gąsienicę Daniel. Magda Łuczak nie zakwalifikowała się do drugiego przejazdu uzyskując 38. czas. Nie wyglądało to dobrze. Na czele znalazły się jednak zawodniczki niezbyt przypadkowe: Hector, Worley i Bassino sporo odjechały reszcie stawki. W drugim przejeździe karty się jednak częściowo odwróciły. Zarówno Lara Gut-Behrami, jak i Maryna pojechały znakomicie, awansując na odpowiednio miejsce 5. i 6. Niestety ścisła czołówka była jednak poza zasięgiem. Worley i Bassino pomimo trochę słabszych przejazdów, dzięki przewadze z pierwszej odsłony utrzymały swoje pozycje, a Sara Hector… Sara Hector poszła drugi raz pełną bombą i wygrała zawody, uzyskując najlepsze czasy w obu przejazdach! Szacun! Tym samym bardzo miła Szwedka objęła prowadzenie w klasyfikacji gigantowej.
W godzinę po starcie pań na słynnym stoku Chuenisbärgli w Adelboden pojawili się panowie. Stan trasy był znakomity, ale i tu spadło trochę świeżego śniegu. Dyrektorem sportowym słynnych zawodów w Adelboden przez ostatnie 28 lat był Hans Pieren, sam niegdyś niezgorszy szwajcarski zawodnik. Tegoroczna edycja miała być jego ostatnią przed przejściem do innych zajęć (ma szkolić innych dyrektorów zawodów). Zaplanowano fetę, przemowę itp. Los bywa jednak okrutny i Hans Pieren w piątek został pozytywnie przetestowany pod kątem obecności koronawirusa w organizmie. Swe ostatnie dzieło Hans oglądał przez lornetkę z balkonu swojego domu. Na szczęście daleko nie miał, ale trochę to przykre… Hans Pieren to bardzo ciekawa postać. Nazywany jest mistrzem mokrego śniegu. Człowiek ten swoją wiedzą i talentem uratował w zasadzie wszystkie konkurencje alpejskie podczas igrzysk w Soczi. Ściągnięty został do Rosji w ostatniej chwili, gdy lokalesi nie byli w stanie poradzić sobie z topniejącymi w oczach stokami. Hans zażądał szwajcarskiej soli do utwardzania stoków. Po interwencji dyplomatycznej została ona dostarczona do Soczi wojskowym samolotem. Zawody mogły się odbyć. Przy okazji Pieren uratował także i half-pipe. Taki z niego gość.
W tym sezonie zarówno Hans Pieren, jak i inni szwajcarscy fani (w tym i ja) głęboko wierzyli, że na podium u stóp Chuenisbärgli stanie młody ziomek Marco Odermatt. Nie zawiedli się. Marco po mistrzowskim pierwszym przejeździe w którym wykazał się nie tylko znakomitą techniką, ale także taktyką (trochę odpuścił w środkowej części trasy, żeby zachować więcej sił na ścianie przed metą) oraz po kontrolowanej jeździe w drugim zwyciężył na świętej górze Szwajcarów. Na miejscu drugim finiszował niespodziewanie Manuel Feller, a trzecie zajął, jak się wydawało, lekko zdziwiony obrotem spraw Alexis Pinturault. Marco nie krył wzruszenia. Podczas wywiadu na mecie powiedział, że zwycięstwo w Adelboden było jego marzeniem z dzieciństwa i właśnie się spełniło. Miło… Odermatt stał się zaledwie siódmym zawodnikiem Helwetów, którym udało się wygrać gigant na Chuenisbärgli. Ostatni raz sztuki tej dokonał Marc Berthod w 2008 roku, który w sobotę z kabiny komentatorskiej szwajcarskiej telewizji dopingował gorąco swojego rodaka.
Slalom pań w Kranjskiej Gorze to ponownie trudne warunki z powodu kolejnej dawki śniegu na stoku. Trudno było. Narty gdzieniegdzie przytrzymywały, a w innych miejscach nie trzymały. Na najwyższym miejscu podium ponownie zobaczyliśmy absolutną dominatorkę tegorocznych slalomów Petrę ze Słowacji. Na miejscu drugim finiszowała prowadząca po pierwszym Wendy Holdener (życzyłem jej zwycięstwa z całego serca, gdyż drugich miejsc ma całe mnóstwo, a wygranej żadnej). Na miejscu trzecim Anna Swenn Larsson. Mikaela Shiffrin nie ukończyła, co zdarza się nader rzadko. Amerykanka jest jednak trochę naznaczona przebytą chorobą. W jej przypadku nie było to zakażenie bezobjawowe.
Slalom panów w Adelboden, a szczególnie jego drugi przejazd, rozegrano w bardzo gęsto padającym śniegu. Byliśmy więc świadkami festiwalu nieukończonych przejazdów. W pierwszym aż 17. zawodników wypadło z trasy, a w drugim jeszcze czterech. Zwyciężył Johannes Strolz – syn znanego zjazdowca lat 80. ubiegłego wieku Huberta. Młody ten mężczyzna (jednak już prawie trzydziestolatek) nie mógł powstrzymać na mecie łez szczęścia. Na miejscu drugim zobaczyliśmy ponownie Manuela Fellera, który miał w Adelboden wspaniały weekend, na trzecim finiszował zaś Linus Strasser (atakował z 14. miejsca). Alex Vinatzer popisał się w drugim przejeździe awansując o 21 pozycji z miejsca 28. na 7. W Adelboden startował także polski zawodnik Michał Jasiczek, który zajął miejsce 41. ze stratą do zwycięzcy pierwszego przejazdu zaledwie 2,31 sekundy.
Było ciekawie! Czekamy na nocne harce pań w Schladming. We Flachau w powietrzu lata zbyt dużo Omicronów.