We wtorek odbyły się zawody na dwóch jakże wspaniałych trasach. Panie ścigały się w gigancie na Ercie w Kronplatz, a panowie w slalomie na Planai w Schladming. Te drugie zawody odbyły się dodatkowo po zapadnięciu zmroku.
Jak gigant, to i Maryna Gąsienica Daniel. Nasza zawodniczka wspaniale pojechała pierwszy przejazd zajmując w nim 5. miejsce, czyli najlepiej w historii swoich startów w APŚ. W dodatku od miejsca trzeciego dzieliło ją zaledwie 0,06 sekundy, czyli raczej niewiele. Oczekiwania, nie powiem, były spore zwłaszcza, że Maryna znana jest z doskonałych przejazdów drugich. Komentator szwajcarskiej telewizji upatrywał w niej nawet główną faworytkę do tytułu w Kronplatz. Miło się tego słuchało… Przejazd pierwszy w pięknym stylu wygrała Petra Vlhová wyprzedzając Sarę Hector, Mikaelę Shiffrin i Martę Bassino. W przejeździe drugim najpierw, uzyskując najlepszy czas tej odsłony, popisała się Anna Bucik ze Słowenii, która z miejsca 29. ostatecznie awansowała na 9. Z 14. na 6. wjechała Thea Louise Stjernesund. Maryna niestety pojechała trochę słabiej, łapiąc po drodze mnóstwo drobnych błędów, które ostatecznie skumulowały się na całkiem sporą (1,32 sekundy) stratę do zwyciężczyni. Ostatecznie zajęła miejsce 10. Cóż, mówi się trudno i czeka dalej… Kiedyś przecież musi się udać, choć Polka konkurencję ma naprawdę bardzo mocną. Po solidnym przejeździe na trzecie miejsce awansowała Tessa Worley. Petra spadła na miejsce drugie, a wygrała (ponownie) Sara Hector. Bardzo mocno jeżdżąca Szwedka jeszcze w przerwie pomiędzy przejazdami mówiła do kamery, że w przejeździe pierwszym używała zbyt wiele stivotingu i w drugim postara się pojechać czysto skrętami ciętymi. Twierdziła, że jest to możliwe. Jak zapowiedziała, tak też zrobiła. Gdyby nie poważny błąd na ostatnim przełamaniu przed metą, gdzie na pewno straciła więcej niż pół sekundy (albo jeszcze trochę), zdemolowałaby konkurentki zupełnie, a tak jej margines nad Petrą wyniósł „zaledwie” 0,15 sekundy. Niesamowita jest ta Sara. Już dobre kilka lat temu mówiło się o jej wielkim talencie. Później jednak przyszły kontuzje, a wraz z nimi gorsze wyniki. W tym sezonie odrodziła się, jak Feniks z popiołów i póki co dominuje w gigantowej klasyfikacji pań. Zobaczymy, jak pójdzie jej na igrzyskach, czyli czy poradzi sobie z presją, jaka zwykle spoczywa na barkach faworytki, a czołówka przecież jest bardzo, bardzo wyrównana.
Karuzela w slalomach panów trwa w najlepsze. Czołówka jest tak niesamowicie wyrównana, że zawodnik, któremu wyjdzie przejazd drugi ma szansę na miejsce na podium nawet po słabszym przejeździe pierwszym. Dokładnie tak zrobił Manuel Feller, który z miejsca 28. po absolutnie niesamowitej, brawurowej i bezbłędnej jeździe awansował na 3. Sukces tym bardziej godny podkreślenia, gdyż Manuel był chory na Covid-19 (a nie tylko przetestowany pozytywnie) i przed zawodami odbył tylko dwa krótkie treningi slalomowe. Na miejscu drugim, ze łzami w oczach (dosłownie) zameldował się Atle Lie McGrath z Norwegii. Ten młody człowiek ruszył do zawodów z numerem 34. na piersiach, a w pierwszym przejeździe wywalczył miejsce 7. Zwyciężył dość niespodziewanie Linus Strasser z Niemiec. Prowadzący po pierwszym Kristoffer Jakobsen skończył przygodę z drugim przejazdem na drugiej bramce. Taki pech, ale i tak wyrównana jest to stawka. Zawodnicy chcąc uzyskać dobry wynik muszą bardzo ryzykować, a wtedy o błąd nietrudno. Na uwagę zasługują też pierwsze punkty APŚ Billego Majora z USA. Chłopak ten jest od dwóch sezonów partnerem treningowym Henrika Kristoffersena i jak fama głosi często na treningach wygrywa ze swoim mistrzem. Tym razem z numerem 43. wjechał do trzydziestki i ostatecznie zajął miejsce 18.
W zawodach startował też Michał Jasiczek, ale nie ukończył pierwszego przejazdu. Oprócz niego z trasy wypadło jeszcze 30 zawodników. Na koniec jeszcze jeden polski akcent w Schladming. Delegatem technicznym tych wspaniałych zawodów był Wojtek Gajewski z Zakopanego. Dobra robota Wojtku!
1 komentarz do “Suma wielu błędów”
Panie Tomaszu,
Który serwis narciarki poleciłby Pan w Warszawie?
Dziękuję i pozdrawiam,
Damian