W dzisiejszym zjazdowym klasyku w Val Gardenie, wszystko przebiegło perfekcyjnie, a właściwie „perfetto”! Błękitne niebo, lekki mróz, idealne i równe warunki dla wszystkich. Kultowa trasa dała zielone światło na wyścigi bez żadnych hamulców. Do tych wytycznych w sposób niebywale skrupulatny dostosował się król „come backów”, król zjazdowych tras i król Saslongu, czyli Aksel Lund Svindal!!! To, co zrobił Norweg, to naprawdę nie jest częsty obrazek na zjazdowych trasach. Szczególnie wśród mężczyzn, gdzie poziom jest bardzo wyrównany i panowie potrafią dosłownie, ciąć się na żyletki.
Aksel pojechał jak czołg, jak pędząca lawina, jak Tommy Lee Jones w ściganym! Rozdawał karty, liczył się tylko on, a wszystko inne musiało się poddać i ustąpić napierającej maszynie. Tak jakby po wczorajszym małym niepowodzeniu, chciał przekazać światu, że tu na klasyku w Południowym Tyrolu, tylko on ma prawo głosu. Pokazał to i to w jaki sposób! Wyprzedził swojego kumpla Kjetila Jansruda o 0,59 s i zwycięzcę tego zjazdu z ubiegłego roku Austriaka Maxa Franza o 0,85 s. Facet odleciał i to nie tylko na „Camel Humpach”, ale gdzieś na inną galaktykę. Na potwierdzenie tej tezy wystarczy wspomnieć, że była to szósta wiktoria Norwega na Saslongu (DH=SG). Jest to też drugie zwycięstwo z rzędu w tym sezonie w zjeździe, po tym jak triumfował w Beaver Creek. Legendą Birds of Prey już jest, dziś został legendą trasy Saslong. Co ważne, żyjącą legendą, która jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa. Nie ujmujmy jednak dwóm pozostałym zawodnikom. Jansrud po wczorajszych dramatach i straconej szansie na zwycięstwo, pokazał charakter. Zjechał naprawdę wybornie, ale na króla nawet to nie mogło wystarczyć. Wielkim wygranym całego weekendu, jest niewątpliwie Max Franz. Wczoraj znakomite drugie miejsce i zaledwie o włos od zwycięstwa. Dziś potwierdza, że w Val Gardenie potrafi mieć duży gaz. Patrząc ogólnie był równiejszy od króla. Co z Włochami? W końcu jesteśmy w Italii… Przyzwoicie Christof Innerhofer – 5. miejsce. Ale obrazem rozpaczy jest najlepszy zjazdowiec poprzednich dwóch sezonów Peter Fill. Miejsce 57… yyyyyyy…
Niezwykle ciekawe jest to, że gra o tron nabrała rumieńców (krwi). Szwajcar Beat Feuz (8. miejsce) spada z tronu, na którym od dziś dumnie prezentuje się Aksel Lund Svindal. Ona zawsze wraca, to tu jest jego prawdziwe miejsce na zjazdowej ziemi. On jest po prostu „grande”, jak Saslong i cała Val Gardena.
PS Wielkie podziękowania dla Pana Mariusza Kłusaka, dzięki któremu mogłem dziś z bliska przypatrzeć się trasie Saslong. Dużo przydatnej wiedzy przekazanej przez niego na temat tego zjazdu, to dla „dziennikarza” rzecz bezcenna. Dziękuję. Nasz jedyny zjazdowiec Michał Kłusak dziś pojechał na pewno poniżej swoich oczekiwań. Naprawdę obiecujące jeżdżenie do połowy trasy. Niestety w technicznych partiach, poszło już zdecydowanie gorzej. Wiemy, że może być dużo lepiej. Trzymajmy się tego. Trzymamy też kciuki i dopingujemy. Masz jaja Gościu!!!